Dużo zdrowia, spokoju, miłości, inspiracji i samych dobrych książek. Tego Wam życzę na najbliższe świąteczne dni oraz w Nowym Roku.
wtorek, 24 grudnia 2013
piątek, 20 grudnia 2013
Najlepsze polskie książki 2013
Tę kategorię częściowo już wyczerpałam w "Najlepszych kryminałach 2013" i "Najlepszych dla kobiet 2013". W tej znajdziecie jeszcze więcej; reportaże, biografie, literaturę faktu, książki historyczne - najlepsze z najlepszych polskich autorów. Wybór subiektywny, kolejność przypadkowa (poza pierwszą pozycją).
Joanna Bator
"Ciemno, prawie noc"
W.A.B.
Numer jeden należy do książki, która jest i świetnym kryminałem, i powieścią dla kobiet, ale przede wszystkim to doskonała polska, współczesna proza. "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator to powieść, którą trzeba przeczytać. Autorka dostała za nią Nagrodę Literacką Nike 2013, a ja zdecydowanie podpisuję się pod tym werdyktem.
Marcin Kącki
"Maestro. Historia milczenia"
Agora
„Maestro” to nie tylko
wstrząsająca historia bezkarności pedofila; osoby powszechnie znanej i
szanowanej, ale także demaskatorski obraz polskiej rzeczywistości, pełnej
hipokryzji, konformizmu, głupoty, chciwości i bezmyślnego okrucieństwa. Ofiarami
przez wiele lat były dzieci. TU RECENZJA
Mariusz Urbanek
"Tuwim. Wylękniony bluźnierca"
Iskry
Można się w "Tuwimie" zaczytać, można się nim zachwycić. Nieprzeciętnie inteligentny, utalentowany, o ciętym
dowcipie, ale też o wielu słabościach, które zdeterminowały jego życie - to
właśnie Julian Tuwim. "Brzechwa"
Urbanka był dobry, ale "Tuwim" jest rewelacyjny. TU RECENZJA
Teresa Torańska
"Smoleńsk"
Wielka Litera
Torańska nie pyta, ale rozmawia. Świetnie zorientowana w szczegółach i niuansach związanych ze Smoleńskiem wchodzi nierzadko w polemikę, wyraźnie artykułuje swoje zdanie. Ale to wciąż merytoryczna rozmowa, w której strony wzajemnie się szanują. TU RECENZJA
Wiktor Bereś, Krzysztof Burnetko
"Marek Edelman. Życie. Do końca"
Agora, Fundacja Świat ma Sens
To jedna z tych historii, które zostają w nas na zawsze. Dająca siłę, moc, nadzieję. Niezwykła historia o ważnym człowieku; uczciwym, wiernym sobie, szczerym. Silnym, ale siłą, która bierze się z poczucia własnych słabości i niedoskonałości. TU RECENZJA
Maria Barbasiewicz
"Ludzie interesu w przedwojennej Polsce"
PWN
Piękna pod względem edytorskim, znakomicie udokumentowana i ilustrowana tak, że zapiera dech w piersiach. Ta książka to kolejna perełka wydawnicza PWN. Przedstawia ona historię Drugiej Rzeczypospolitej przez pryzmat jej życia gospodarczego. Ale jest tu dużo, dużo więcej. TU RECENZJA
Dariusz Pachocki
"Broniewski w potrzasku uczuć"
MG
O Broniewskim dowiadujemy się z tej lektury więcej, niż z jakiejkolwiek biografii. Dostajemy portret utalentowanego, choć egocentrycznego poety. Mężczyzny wrażliwego, czułego, ale też bezwzględnego, skupionego wyłącznie na sobie. Jest w tej książce i ofiara: Irena Helman. TU RECENZJA
Ryszard Wolański
"Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat"
Rebis
Piękna, utalentowana i pracowita podbijała serca polskiej i zagranicznej publiczności. Tola Mankiewiczówna zdecydowanie zasłużyła na tę książkę i przypomnienie, jak wyglądały kiedyś prawdziwe kariery wielkich gwiazd.
TU RECENZJA
Iwona Luba
"Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka"
PWN
To prawdziwa perełka na rynku wydawniczym. Pod
każdym względem; edytorskim, literackim, historycznym. Poznajemy w niej Berlin
lat 20. ubiegłego wieku; barwny, tętniący życiem, skupiający elitę artystyczną z
całej Europy.
Zbigniew Mikołejko
"Jak błądzić skutecznie"
Iskry, Agora
Piętnaście rozmów o wierze,
polityce, miłości, snach, kobietach, dzieciństwie, śmierci. Sporo się z nich
dowiemy; nie tylko o profesorze Mikołejko, ale też o nas
samych. TU RECENZJA
Etykiety:
Agora,
Dobre Książki,
Iskry,
MG,
PWN,
Rebis,
Świat Książki,
W.A.B.,
Wielka Litera
środa, 18 grudnia 2013
Ryszard Wolański "Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat"
Piękna, utalentowana i pracowita podbijała serca polskiej i zagranicznej publiczności. Tola Mankiewiczówna zdecydowanie zasłużyła na tę książkę i przypomnienie, jak wyglądały kiedyś prawdziwe kariery wielkich gwiazd.
Ryszard Wolański nie wybiera do swoich książek przypadkowych bohaterów. Eugeniusz Bodo, któremu poświęcił swoją poprzednią publikację, to postać wybitna i tragiczna zarazem. Wolański znakomicie oddał charakter i drogę na szczyt wielkiego artysty i pokazał dramatyczne załamanie jego kariery w czasie wojny i przedwczesną śmierć w sowieckim łagrze.
Tola Mankiewiczówna to postać równie nietuzinkowa i fascynująca. Z doskonałymi warunkami, świetnie wykształcona w kierunku kariery operowej, zrezygnowała z niej na rzecz kabaretu, rewii, filmu. Bawiła publiczność, a ta kochała ją miłością bezwarunkową i bezwzględną.
Mankiewiczówna uwodziła swoich widzów, rozkochiwała ich w sobie i konsekwentnie budowała swoją karierę wielkiej gwiazdy. Wiedziała, czego chce i wiedziała, jak to osiągnąć. Gdy teksty do największych przebojów Ordonki pisał Julian Tuwim, nieznana jeszcze wtedy szerokiej publiczności Mankiewiczówna poprosiła o protekcję u znanego poety. I dostała to, czego chciała – piosenkę napisaną specjalnie dla niej.
Filmy w których miała wystąpić wybierała rozważnie, tak by pasowały do jej scenicznego wizerunku. A kiedy już pojawiała się na szklanym ekranie, była niekwestionowaną gwiazdą; świetnie grała, tańczyła, śpiewała, bawiła i wzruszała publiczność. Miała szczęście również w miłości. Zakochany w niej bez pamięci Tadeusz Rabbe był najwierniejszym admiratorem jej talentu, przyjacielem, partnerem. Otaczał ją miłością i luksusem, godnym prawdziwej gwiazdy.
Ryszard Wolański przedstawił portret wybitnej artystki, pięknej, wyjątkowej kobiety. I rzeczywiście pozwolił nam się poczuć "Jak za dawnych lat".
Ryszard Wolańasi "Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat", Rebis, 2013 r.
CAŁA RECENZJA
Ryszard Wolański nie wybiera do swoich książek przypadkowych bohaterów. Eugeniusz Bodo, któremu poświęcił swoją poprzednią publikację, to postać wybitna i tragiczna zarazem. Wolański znakomicie oddał charakter i drogę na szczyt wielkiego artysty i pokazał dramatyczne załamanie jego kariery w czasie wojny i przedwczesną śmierć w sowieckim łagrze.
Tola Mankiewiczówna to postać równie nietuzinkowa i fascynująca. Z doskonałymi warunkami, świetnie wykształcona w kierunku kariery operowej, zrezygnowała z niej na rzecz kabaretu, rewii, filmu. Bawiła publiczność, a ta kochała ją miłością bezwarunkową i bezwzględną.
Mankiewiczówna uwodziła swoich widzów, rozkochiwała ich w sobie i konsekwentnie budowała swoją karierę wielkiej gwiazdy. Wiedziała, czego chce i wiedziała, jak to osiągnąć. Gdy teksty do największych przebojów Ordonki pisał Julian Tuwim, nieznana jeszcze wtedy szerokiej publiczności Mankiewiczówna poprosiła o protekcję u znanego poety. I dostała to, czego chciała – piosenkę napisaną specjalnie dla niej.
Filmy w których miała wystąpić wybierała rozważnie, tak by pasowały do jej scenicznego wizerunku. A kiedy już pojawiała się na szklanym ekranie, była niekwestionowaną gwiazdą; świetnie grała, tańczyła, śpiewała, bawiła i wzruszała publiczność. Miała szczęście również w miłości. Zakochany w niej bez pamięci Tadeusz Rabbe był najwierniejszym admiratorem jej talentu, przyjacielem, partnerem. Otaczał ją miłością i luksusem, godnym prawdziwej gwiazdy.
Ryszard Wolański przedstawił portret wybitnej artystki, pięknej, wyjątkowej kobiety. I rzeczywiście pozwolił nam się poczuć "Jak za dawnych lat".
Ryszard Wolańasi "Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat", Rebis, 2013 r.
CAŁA RECENZJA
Teresa Torańska "Smoleńsk"
Nad tą książką Teresa Torańska pracowała niemal od samego dnia katastrofy smoleńskiej do swojej śmierci. Przeprowadziła setki rozmów, zapisała dziesiątki stron. "Smoleńsk” był zakrojony na potężne, reporterskie dzieło, które w historycznej, ale też bardzo osobistej perspektywie miało pokazywać rozmiar i wymiar smoleńskiej katastrofy.
Książka ukazała się po śmierci autorki i tylko częściowo wykorzystuje jej pracę. W "Smoleńsku” znalazły się te rozmowy, które wydawcy uznali za "zakończone”. Jest ich kilkadziesiąt – jedne dłuższe, inne całkiem krótkie.
Wśród rozmówców Torańskiej nie ma podziału na polityków, czy rodziny ofiar. Są ludzie, którzy opowiadają o tragedii. Nie ma znaczenia, czy to spojrzenie osobiste, czy zawodowe. Istotne, że pokazuje w możliwie szerokiej perspektywie to wszystko, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku i w kolejnych dniach po katastrofie.
Torańska nie pyta, ale rozmawia. Świetnie zorientowana w szczegółach i niuansach związanych ze Smoleńskiem wchodzi nierzadko w polemikę, nie boi się zdecydowanie artykułować swoje zdanie. Ale, co ważne, to wciąż merytoryczna rozmowa, w której strony wzajemnie się szanują. Nawet, jeśli różni je spojrzenie na meritum i nawet wtedy, gdy mają inną wiedzę lub pamiętają inaczej.
Teresa Torańska "Smoleńsk", Wielka Litera, 2013 r.
CAŁA RECENZJA
Książka ukazała się po śmierci autorki i tylko częściowo wykorzystuje jej pracę. W "Smoleńsku” znalazły się te rozmowy, które wydawcy uznali za "zakończone”. Jest ich kilkadziesiąt – jedne dłuższe, inne całkiem krótkie.
Wśród rozmówców Torańskiej nie ma podziału na polityków, czy rodziny ofiar. Są ludzie, którzy opowiadają o tragedii. Nie ma znaczenia, czy to spojrzenie osobiste, czy zawodowe. Istotne, że pokazuje w możliwie szerokiej perspektywie to wszystko, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku i w kolejnych dniach po katastrofie.
Torańska nie pyta, ale rozmawia. Świetnie zorientowana w szczegółach i niuansach związanych ze Smoleńskiem wchodzi nierzadko w polemikę, nie boi się zdecydowanie artykułować swoje zdanie. Ale, co ważne, to wciąż merytoryczna rozmowa, w której strony wzajemnie się szanują. Nawet, jeśli różni je spojrzenie na meritum i nawet wtedy, gdy mają inną wiedzę lub pamiętają inaczej.
Teresa Torańska "Smoleńsk", Wielka Litera, 2013 r.
CAŁA RECENZJA
wtorek, 17 grudnia 2013
Najlepsze książki dla kobiet 2013
W tym roku przeczytałam kilka dobrych książek napisanych przez kobiety o kobietach, które z przekonaniem mogę Wam polecić. Wybrałam te, które pamiętam do dziś; poruszające, odważne, dowcipne, mądre i ważne. Ale też po prostu wciągające i ciekawe. Wybór dziesiątki najlepszych dla kobiet 2013 jak zwykle jest subiektywny, a kolejność przypadkowa.
Barbara Kosmowska
"Ukrainka"
W.A.B.
"Ukrainka" to książka tak dobra i równocześnie tak mocno dotykająca dzisiejszego świata, że wróżę jej wielką karierę. Znakomita literatura.
TU RECENZJA
Alice Hoffmann
"Gołębiarki"
Wielka Litera
"Gołębiarki" to powieść o kobietach; silnych, odważnych, zdeterminowanych. O kobietach, które żyją mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. I choć los tragicznie je doświadcza, usiłują żyć i przeżyć. Cokolwiek to oznacza.
TU RECENZJA
Grażyna Jeromin-Gałuszka
"Magnolia"
Prószyński i S-ka
W "Magnolii" zachwyciły mnie kobiece postacie, które tylko pozornie tworzą tło książki. Tak naprawdę to one - kobiety silne, odważne, ciepłe i nieco szalone - są samą esencją tej opowieści. Pięknej i mądrej opowieści.
TU RECENZJA
Lori Nelson Spielman
"Lista marzeń"
Rebis
To książka o odwadze, która pozwala zburzyć bezpieczne życie i zrobić w końcu coś naprawdę dla siebie. O iskierce, która tli się w każdym z nas. Ale rzadko u kogo ma szansę rozpalić się na dobre.
TU RECENZJA
Maria Sveland
"Zgorzkniała pizda"
Czarna Owca
Odnalazłam w tej książce klimat "Strachu przed lataniem", choć to zupełnie inna historia. Ale podobieństwo tkwi w szczerości i bezlitosnym rozprawieniu się bohaterek ze sobą. A równocześnie w sile, którą te książki ze sobą niosą. I przekazują ją kobietom.
TU RECENZJA
Krystyna Kofta
"Autobiografia. Kobieta zbuntowana"
W.A.B.
Świetnie napisana, z dużym dystansem i autoironią, ale bez kompleksów. To autobiografia pisarki, artystki, ale przede wszystkim opowieść o kobiecie, która zna swoją wartość.
TU RECENZJA
Katarzyna Pisarzewska
"Zbieg okoliczności"
Prószyński i S-ka
"Każde małe miasteczko skrywa mroczne tajemnice... W niewielkim Gosztowie życie toczy się niespiesznie i przewidywalnie... Do czasu." Znakomita współczesna powieść z kryminalnym tłem. Jedna z moich największych tegorocznych fascynacji książkowych.
Agnieszka Osiecka
Dzienniki 1945-1950
Prószyński i S-ka
To jedna z tych książek, na które czekaliśmy długo i o których pewnie długo nie zapomnimy. Jesienią 2013 roku trafił do księgarń I tom „Dzienników” Agnieszki Osieckiej. Obejmuje on lata 1945-1950 i otwiera wielotomową edycję. Zapowiada się znakomicie.
TU WIĘCEJ
Carla Montero
"Szmaragdowa tablica"
Rebis
Tajemnica, sekretny związek, namiętność. Wojna i miłość. To wszystko znajdziecie w tej książce; barwnej, zaskakującej, nieprzewidywalnej. Łączącej w sobie cechy dobrego kryminału, sensacji, romansu i powieści historycznej.
TU WIĘCEJ
Nancy Milford
"Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzgeralda"
Marginesy
Miała fantazję, temperament, talent. Była piękna i inteligentna. Wiedziała, czego chce w życiu. Stać ją było na każde szaleństwo. Zelda - wielka miłość, żona i muza słynnego Scotta Fitzgeralda. I w jakimś sensie jego ofiara.
TU RECENZJA
CZYTAJ TAKŻE NAJLEPSZE KRYMINAŁY 2013
niedziela, 15 grudnia 2013
Najlepsze kryminały 2013
Pora na coroczne podsumowanie. Zaczynam od dziesiątki najlepszych kryminałów 2013 roku. Są wśród nich książki zarówno polskich autorów, jak i zagranicznych. Proporcje rozłożyły się dokładnie pół na pół. Wybór subiektywny, kolejność przypadkowa.
Marta Zaborowska "Uśpienie"
Czarna Owca
Debiutanckie "Uśpienie" Marty Zaborowskiej to powieść dynamiczna, z pomysłem i rozmachem. Powiedziałabym nawet - skandynawskim rozmachem, chociaż umocowana w polskiej rzeczywistości.
TU RECENZJA
Marcin Wroński "Pogrom w przyszły wtorek"
W.A.B.
To najlepsza, moim zdaniem, opowieść o kryminalnym Lublinie z komisarzem Maciejewskim w roli głównej. Zdecydowanie warto przeczytać.
Camilla Grebe, Asa Traff "Spokój duszy"
Rebis
Ciekawy pomysł na fabułę, bardzo dobre wykonanie. A wszystko o tyle zaskakujące, że to debiut - w dodatku debiut dwóch sióstr. Książka inteligentna, konsekwentna, napisana z wielką pasją.
TU RECENZJA
Yrsa Sigurdardottir "Statek śmierci"
Muza
Na początku jest autentyczny strach, a potem... coraz większa ciekawość. Autorka perfekcyjnie buduje napięcie łącząc elementy thrillera z klasycznym kryminałem.
TU RECENZJA
Agnieszka Miklis "Wściekła skóra"
Videograf
Takiego kryminalnego debiutu; mocnego, błyskotliwego i literacko dojrzałego życzę wszystkim pisarzom. A o Agnieszce Miklis powiem wprost: to pisarka całą gębą. Na jej drugą książkę czekam więc, jak na żadną inną. TU RECENZJA
Carin Gerhardsen "Najmroczniejsza ciemność"
Rebis
Carin Gerhardsen świetnie połączyła w tej książce wątki osobiste i zawodowe bohaterów, pokazując, że działamy jak system naczyń połączonych i nic nie dzieje się w naszym życiu przypadkiem. Bardzo dobry kryminał, którego najmocniejszą stroną jest emocjonalna inteligencja autorki. TU RECENZJA
Piotr Głuchowski "Lód nad głową"
Agora
Kryminał, polityczny thriller, sensacja. Plus dobra, współczesna powieść. Mam osobistą satysfakcję, gdyż w talent pisarski Piotra Głuchowskiego uwierzyłam po jego debiutanckiej książce. W tej autor potwierdził, że się nie myliłam.
TU RECENZJA
Paweł Jaszczuk "Akuszer śmierci"
Prószyński i S-ka
Autor łączy w swoich powieściach coś, co cenię najbardziej: historię, która nie do końca jest nam znana z pomysłowo skonstruowaną intrygą kryminalną. Wciąga nas w świat, który jest fascynujący, chwilami przerażający, a równocześnie bardzo nam bliski. TU RECENZJA
Lena Oskarsson "Czarne tango"
Czarna Owca
Lena Oskarsson nie ma w sobie nic ze skandynawskiego chłodu, choć akcję swoich powieści umieszcza w surowym klimacie. Ma natomiast literacki rozmach i znakomitą umiejętność portretowania postaci; niejednoznacznych, oryginalnych, jakichś.
TU RECENZJA
Bernard Minier "Krąg"
Rebis
Talent, klasa i profesjonalizm. Spokój, wyczucie, inteligencja. Bernard Minier zachwycił mnie swoim debiutanckim "Bielszym odcieniem śmierci", a w "Kręgu" potwierdził mistrzowską ligę. Czekałam na te książkę ponad rok i dziś mogę powiedzieć, że francuski pisarz szturmem wchodzi na toplistę najlepszych autorów kryminałów.
TU RECENZJA
CZYTAJ TAKŻE NAJLEPSZE DLA KOBIET 2013
Marta Zaborowska "Uśpienie"
Czarna Owca
Debiutanckie "Uśpienie" Marty Zaborowskiej to powieść dynamiczna, z pomysłem i rozmachem. Powiedziałabym nawet - skandynawskim rozmachem, chociaż umocowana w polskiej rzeczywistości.
TU RECENZJA
Marcin Wroński "Pogrom w przyszły wtorek"
W.A.B.
To najlepsza, moim zdaniem, opowieść o kryminalnym Lublinie z komisarzem Maciejewskim w roli głównej. Zdecydowanie warto przeczytać.
Camilla Grebe, Asa Traff "Spokój duszy"
Rebis
Ciekawy pomysł na fabułę, bardzo dobre wykonanie. A wszystko o tyle zaskakujące, że to debiut - w dodatku debiut dwóch sióstr. Książka inteligentna, konsekwentna, napisana z wielką pasją.
TU RECENZJA
Yrsa Sigurdardottir "Statek śmierci"
Muza
Na początku jest autentyczny strach, a potem... coraz większa ciekawość. Autorka perfekcyjnie buduje napięcie łącząc elementy thrillera z klasycznym kryminałem.
TU RECENZJA
Agnieszka Miklis "Wściekła skóra"
Videograf
Takiego kryminalnego debiutu; mocnego, błyskotliwego i literacko dojrzałego życzę wszystkim pisarzom. A o Agnieszce Miklis powiem wprost: to pisarka całą gębą. Na jej drugą książkę czekam więc, jak na żadną inną. TU RECENZJA
Rebis
Carin Gerhardsen świetnie połączyła w tej książce wątki osobiste i zawodowe bohaterów, pokazując, że działamy jak system naczyń połączonych i nic nie dzieje się w naszym życiu przypadkiem. Bardzo dobry kryminał, którego najmocniejszą stroną jest emocjonalna inteligencja autorki. TU RECENZJA
Piotr Głuchowski "Lód nad głową"
Agora
Kryminał, polityczny thriller, sensacja. Plus dobra, współczesna powieść. Mam osobistą satysfakcję, gdyż w talent pisarski Piotra Głuchowskiego uwierzyłam po jego debiutanckiej książce. W tej autor potwierdził, że się nie myliłam.
TU RECENZJA
Paweł Jaszczuk "Akuszer śmierci"
Prószyński i S-ka
Autor łączy w swoich powieściach coś, co cenię najbardziej: historię, która nie do końca jest nam znana z pomysłowo skonstruowaną intrygą kryminalną. Wciąga nas w świat, który jest fascynujący, chwilami przerażający, a równocześnie bardzo nam bliski. TU RECENZJA
Lena Oskarsson "Czarne tango"
Czarna Owca
Lena Oskarsson nie ma w sobie nic ze skandynawskiego chłodu, choć akcję swoich powieści umieszcza w surowym klimacie. Ma natomiast literacki rozmach i znakomitą umiejętność portretowania postaci; niejednoznacznych, oryginalnych, jakichś.
TU RECENZJA
Bernard Minier "Krąg"
Rebis
Talent, klasa i profesjonalizm. Spokój, wyczucie, inteligencja. Bernard Minier zachwycił mnie swoim debiutanckim "Bielszym odcieniem śmierci", a w "Kręgu" potwierdził mistrzowską ligę. Czekałam na te książkę ponad rok i dziś mogę powiedzieć, że francuski pisarz szturmem wchodzi na toplistę najlepszych autorów kryminałów.
TU RECENZJA
CZYTAJ TAKŻE NAJLEPSZE DLA KOBIET 2013
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Teresa Ewa Opoka "Żona psychopaty"
Historia przemocy, wstydu, milczenia. Casus pułapki, w którą może wpaść każdy z nas. I z której bardzo trudno się wydostać. Ewa Opoka opowiada o tym w sugestywny, ale - na szczęście - równie przystępny i w jakiś sposób subtelny sposób. Nikogo nie oskarża, nikogo nie poucza. Po prostu pokazuje, jak stajemy się ofiarami. I jak tymi ofiarami możemy przestać być.
Takie historie znamy z telewizji, z gazet. Albo z życia. Własnego, sąsiadki, przyjaciółki, rodziny. Schemat jest zawsze taki sam: miłość, codzienne życie, narastająca przemoc fizyczna lub (i) psychiczna.
Tutaj jest podobnie. Majka zakochuje się w Edwardzie, starszym, inteligentnym, opiekuńczym facecie. Po ślubie, stopniowo, niezauważalnie, wszystko się zmienia. Miłość zamienia się w nieuzasadnioną zazdrość, a opiekuńczość w niewolniczą zależność. Majka staje się klasyczną ofiarą, jej mąż - klasycznym katem, który zaplątuje swoją ofiarę w nić rodzinno-społeczno-zawodowych relacji, z których nie sposób się wyplątać.
To przypadek typowej przemocy psychicznej, trudnej do udowodnienia. Co tam do udowodnienia! Trudnej nawet do uświadomienia sobie, bo sprawca w tak wypracowany i przemyślny sposób buduje swoją władzę, że przybiera ona często perfidne oblicze; dobrego męża i ojca.
Słowo władza ma w tej historii kluczowe znaczenie. Żona jest własnością, dzieci narzędziem w pozyskiwaniu władzy absolutnej nad rodziną. Z tej władzy mąż Majki robi jak najgorszy użytek manipulując i w wymyślny sposób znęcając się nad nią. Wydaje się, że z tej opresji istnieje najprostsze z możliwych wyjście; przerwanie milczenia, odejście od oprawcy.
A jednak to dużo trudniejsze, niż się wydaje. Wizerunek sprawcy przemocy na zewnątrz jest bowiem diametralnie inny od jego oblicza, które ujawnia za zamkniętymi drzwiami. A ofiara - ze strachu, wstydu, bezsilności - latami ten fałszywy obraz podtrzymuje. Do tego dochodzi zależność materialna, zmanipulowane dzieci i wiele, wiele innych...
Potrzeba więc wielkiej siły, determinacji, a nawet desperacji by przerwać krąg przemocy. Majce się to w końcu udaje, choć płaci za to wysoką cenę. Czas pokaże, że jednak się opłaciło. I że można zbudować dobre, spokojne życie niezależnie od wieku i życiowych doświadczeń.
Ważna, potrzebna książka.
Teresa Ewa Opoka "Żona psychopaty", Prószyński i S-ka, 2013 r.
Takie historie znamy z telewizji, z gazet. Albo z życia. Własnego, sąsiadki, przyjaciółki, rodziny. Schemat jest zawsze taki sam: miłość, codzienne życie, narastająca przemoc fizyczna lub (i) psychiczna.
Tutaj jest podobnie. Majka zakochuje się w Edwardzie, starszym, inteligentnym, opiekuńczym facecie. Po ślubie, stopniowo, niezauważalnie, wszystko się zmienia. Miłość zamienia się w nieuzasadnioną zazdrość, a opiekuńczość w niewolniczą zależność. Majka staje się klasyczną ofiarą, jej mąż - klasycznym katem, który zaplątuje swoją ofiarę w nić rodzinno-społeczno-zawodowych relacji, z których nie sposób się wyplątać.
To przypadek typowej przemocy psychicznej, trudnej do udowodnienia. Co tam do udowodnienia! Trudnej nawet do uświadomienia sobie, bo sprawca w tak wypracowany i przemyślny sposób buduje swoją władzę, że przybiera ona często perfidne oblicze; dobrego męża i ojca.
Słowo władza ma w tej historii kluczowe znaczenie. Żona jest własnością, dzieci narzędziem w pozyskiwaniu władzy absolutnej nad rodziną. Z tej władzy mąż Majki robi jak najgorszy użytek manipulując i w wymyślny sposób znęcając się nad nią. Wydaje się, że z tej opresji istnieje najprostsze z możliwych wyjście; przerwanie milczenia, odejście od oprawcy.
A jednak to dużo trudniejsze, niż się wydaje. Wizerunek sprawcy przemocy na zewnątrz jest bowiem diametralnie inny od jego oblicza, które ujawnia za zamkniętymi drzwiami. A ofiara - ze strachu, wstydu, bezsilności - latami ten fałszywy obraz podtrzymuje. Do tego dochodzi zależność materialna, zmanipulowane dzieci i wiele, wiele innych...
Potrzeba więc wielkiej siły, determinacji, a nawet desperacji by przerwać krąg przemocy. Majce się to w końcu udaje, choć płaci za to wysoką cenę. Czas pokaże, że jednak się opłaciło. I że można zbudować dobre, spokojne życie niezależnie od wieku i życiowych doświadczeń.
Ważna, potrzebna książka.
Teresa Ewa Opoka "Żona psychopaty", Prószyński i S-ka, 2013 r.
niedziela, 8 grudnia 2013
Mariusz Urbanek "Tuwim. Wylękniony bluźnierca"
Można się w "Tuwimie" zaczytać, można się nim zachwycić. To książka o pisarzu, jakiego nie znamy i jakiego mamy szansę poznać krok po kroku. Nieprzeciętnie inteligentny, utalentowany, o ciętym dowcipie, ale też o wielu słabościach, które zdeterminowały jego życie - to właśnie Julian Tuwim. "Brzechwa" Urbanka był dobry, ale "Tuwim" jest rewelacyjny.
Pochodził z rodziny łódzkich Żydów, których jedynym językiem był polski, a ojczyzną Polska. Ale Polacy całe życie wypominali mu jego pochodzenie. To, podobnie jak znamię na lewym policzku stało się największym kompleksem, który czynił go całkowicie bezbronnym wobec prześmiewców, wrogów, krytykantów.
Jedyną tarczą obronną Juliana Tuwima była jego twórczość. Wylękniony w codziennym życiu, w swoich wierszach był prawdziwym bluźniercą, którego język był ostry jak brzytwa. Bał się wychodzić z domu, ale nie bał się kpić z polityków, władzy, pisarzy, ludzkiej głupoty, hipokryzji i małości. Co oczywiście nie pozostawało bez echa. "Nie oszczędzono Tuwimowi żadnej obelgi i żadnego epitetu" - pisze Urbanek.
Nie było dla niego świętości, a najważniejsze było słowo. Owym słowem bawił w kabarecie, czarował w teatrze. Słowa do piosenki "Miłość ci wszystko wybaczy" śpiewanej przez Hankę Ordonównę przeszły do historii, podobnie jak "Grande Valse Brillante" w wykonaniu Ewy Demarczyk.
Podczas wojny wyemigrował. I właśnie z daleka od kraju, chorobliwie tęskniąc za Polską, napisał "Kwiaty polskie" - poemat piękny, nostalgiczny, ważny, ponadczasowy. Niezwykle osobisty. Poemat, który mu niejednokrotnie potem "wytykano", mimo, że polityki w nim tyle co nic. Ale to właśnie polityka stała się przekleństwem poety. Do kraju wrócił jako ulubieniec nowej władzy. Odwdzięczał się jej entuzjastycznymi wierszami, w której sławił komunizm. I wyglądało na to, że robi to z przekonaniem, pasją, autentyczną wiarą.
Dawni przyjaciele, szczególnie ci, którzy mieszkali z daleka od Polski, jak choćby Jan Lechoń, nie szczędzili Tuwimowi ostrych słów. Zarzucali mu zdradę, sprzedanie się za profity, wygodne życie. A Tuwim robił swoje; pisał, wydawał, sypał nowymi pomysłami. I pomagał innym. "Pożyczał, a najczęściej po prostu dawał ludziom pieniądze. Załatwiał leczenie i deficytowe lekarstwa, wstawiał się w urzędach i ministerstwach."
Poeta o wielkim talencie, ponadprzeciętnie inteligentny, błyskotliwy, nadwrażliwy. Oddany przyjaciel, bardzo dobry mąż i ojciec (dla zaadoptowanej córki). Więzień swoich kompleksów, lęków, fobii, słabości. Mało o którym polskim poecie można tyle powiedzieć. Mało który pozostawił po sobie tyle znakomitych tekstów, które i dziś, i za sto lat pewnie będą tak samo ważne, mądre, wzruszające.
Mariusz Urbanek "Tuwim. Wylękniony bluźnierca", Iskry, 2013 r.
Pochodził z rodziny łódzkich Żydów, których jedynym językiem był polski, a ojczyzną Polska. Ale Polacy całe życie wypominali mu jego pochodzenie. To, podobnie jak znamię na lewym policzku stało się największym kompleksem, który czynił go całkowicie bezbronnym wobec prześmiewców, wrogów, krytykantów.
Jedyną tarczą obronną Juliana Tuwima była jego twórczość. Wylękniony w codziennym życiu, w swoich wierszach był prawdziwym bluźniercą, którego język był ostry jak brzytwa. Bał się wychodzić z domu, ale nie bał się kpić z polityków, władzy, pisarzy, ludzkiej głupoty, hipokryzji i małości. Co oczywiście nie pozostawało bez echa. "Nie oszczędzono Tuwimowi żadnej obelgi i żadnego epitetu" - pisze Urbanek.
Nie było dla niego świętości, a najważniejsze było słowo. Owym słowem bawił w kabarecie, czarował w teatrze. Słowa do piosenki "Miłość ci wszystko wybaczy" śpiewanej przez Hankę Ordonównę przeszły do historii, podobnie jak "Grande Valse Brillante" w wykonaniu Ewy Demarczyk.
Podczas wojny wyemigrował. I właśnie z daleka od kraju, chorobliwie tęskniąc za Polską, napisał "Kwiaty polskie" - poemat piękny, nostalgiczny, ważny, ponadczasowy. Niezwykle osobisty. Poemat, który mu niejednokrotnie potem "wytykano", mimo, że polityki w nim tyle co nic. Ale to właśnie polityka stała się przekleństwem poety. Do kraju wrócił jako ulubieniec nowej władzy. Odwdzięczał się jej entuzjastycznymi wierszami, w której sławił komunizm. I wyglądało na to, że robi to z przekonaniem, pasją, autentyczną wiarą.
Dawni przyjaciele, szczególnie ci, którzy mieszkali z daleka od Polski, jak choćby Jan Lechoń, nie szczędzili Tuwimowi ostrych słów. Zarzucali mu zdradę, sprzedanie się za profity, wygodne życie. A Tuwim robił swoje; pisał, wydawał, sypał nowymi pomysłami. I pomagał innym. "Pożyczał, a najczęściej po prostu dawał ludziom pieniądze. Załatwiał leczenie i deficytowe lekarstwa, wstawiał się w urzędach i ministerstwach."
Poeta o wielkim talencie, ponadprzeciętnie inteligentny, błyskotliwy, nadwrażliwy. Oddany przyjaciel, bardzo dobry mąż i ojciec (dla zaadoptowanej córki). Więzień swoich kompleksów, lęków, fobii, słabości. Mało o którym polskim poecie można tyle powiedzieć. Mało który pozostawił po sobie tyle znakomitych tekstów, które i dziś, i za sto lat pewnie będą tak samo ważne, mądre, wzruszające.
Mariusz Urbanek "Tuwim. Wylękniony bluźnierca", Iskry, 2013 r.
środa, 4 grudnia 2013
Marcin Kącki „Maestro. Historia milczenia”
„Maestro” to nie tylko wstrząsająca historia bezkarności pedofila; osoby powszechnie znanej i szanowanej, ale także demaskatorski obraz polskiej rzeczywistości, pełnej hipokryzji, konformizmu, głupoty, chciwości i bezmyślnego okrucieństwa. Ofiarami przez wiele lat były dzieci.
„Pisząc książkę o Wojciechu Kroloppie i pedofilskim skandalu w chórze Polskie Słowiki chciałem przede wszystkim zrozumieć, skąd bierze się zło i dlaczego czasem stajemy wobec niego bezradni” – tłumaczy Marcin Kącki. I pyta: „Jak to możliwe, że ktoś bezkarnie przez lata, niemal na oczach całego miasta krzywdzi, gwałci dzieci?”
Odpowiedzi na to pytanie nie dostaniemy w książce Kąckiego, bo jej po prostu nie ma i być nie może. Ale możemy zobaczyć, jak łatwo zostać ofiarą i jak trudno przyznać się do bycia ofiarą, kiedy mistrz widzi w nas wybrańca.
Śledzimy więc historię Wojciecha Kroloppa; od dzieciństwa, przez błyskotliwą karierę w poznańskim chórze i lata bezkarnego wykorzystywania seksualnego dzieci, aż po ujawniony w końcu skandal pedofilski zakończony procesem sądowym i skazaniem Kroloppa.
Śledzimy więc historię Wojciecha Kroloppa; od dzieciństwa, przez błyskotliwą karierę w poznańskim chórze i lata bezkarnego wykorzystywania seksualnego dzieci, aż po ujawniony w końcu skandal pedofilski zakończony procesem sądowym i skazaniem Kroloppa.
Poznajemy cały przemyślny mechanizm budowania zależności na linii dyrygent-chórzyści, w którym władzę absolutną i bezwzględną sprawował tytułowy „Maestro”. Ponadprzeciętny inteligentny, z dużym osobistym wdziękiem, doskonałymi manierami był dla swoich podopiecznych i ich rodziców nie tylko autorytetem i niedościgłym wzorem, ale też opiekunem i przyjacielem.
To klucz do pokazania całej przewrotności i okrucieństwa tej sytuacji, w której krzywdzone dzieci nie mogły ujawnić tego, co za zamkniętymi drzwiami hotelowych pokoi, a nawet własnego domu robił im Krolopp; dyrygent chóru o nieskazitelnym wizerunku, ulubieniec polityków, urzędników, rodziców. I równocześnie despota, manipulator, intrygant, człowiek bezwzględny w dążeniu do swoich celów.
Słowo „milczenie” ma w tej książce podwójne znaczenie. Milczały wykorzystywane dzieci, milczeli ich rodzice – ze wstydu, z bezradności, ale też z niezdrowo roznieconych ambicji i zwykłego, finansowego interesu. Krolopp był dla nich przepustką do „wielkiego świata” zagranicznych wyjazdów i diet w obcej walucie.
A kiedy w końcu zaczęli mówić ci, którzy zostali skrzywdzeni najbardziej, milczeli wszyscy inni – nauczyciele, urzędnicy, władze miasta. Mur milczenia był przez lata nie do przebicia. Gdy w końcu runął – pod naporem bezspornych dowodów prokuratorskiego śledztwa – w obronie Kroloppa stanęli… rodzice chórzystów. Ten dramat ma więc swoje drugie dno; hipokryzji, pozorów, niewiedzy i zwykłej głupoty.
Nie da się tej książki czytać „na zimno”, tym bardziej, że o pedofilskim procederze opowiadają Kąckiemu ofiary dyrygenta – dziś dorośli już mężczyźni. Nawet jeśli mówią enigmatycznie, przemilczają to, o czym nie chcą pamiętać, to z tych półsłówek, urywków wspomnień wyłania się obraz wstrząsający, niewiarygodny. To - jak zauważa Kącki - obraz zła. Zła w tzw. normalnym świecie, "hodowanego w temperaturze pokojowej",które przybiera wyrafinowaną, najgroźniejszą formę. Przed którym nie sposób się obronić.
Krzywda ofiar pedofila nigdy się nie kończy. Przenosi się na życie osobiste, rodzinne, relacje z najbliższymi, kondycję psychiczną, poczucie własnej wartości. Na życie w ogóle. I może dlatego bohaterowie tej książki wolą milczeć o tym, co ich spotkało. Dokładnie tak samo, jak przed laty.
Marcin Kącki „Maestro. Historia milczenia”, Agora, seria "Reporterzy Dużego Formatu", 2013 r.
czwartek, 28 listopada 2013
Maja i Jan Łozińscy "Życie codzienne arystokracji"
Tę książkę nie tylko się czyta i ogląda, ale też chłonie klimat, który znakomicie oddaje. To klimat wielkiego świata polskiej arystokracji: obyczajów, powiązań, konwenansów. Zajrzymy tu i do salonu, i do alkowy. Dowiemy się, co naprawdę znaczy słowo elita, mezalians, czy etykieta. Ale poznamy też to życie od bardziej zwyczajnej strony.
Łozińscy zabierają nas w fantastyczną podróż w przeszłość. Razem z autorami zaglądamy do pałaców w Kozłówce, Łańcucie, czy Nieborowie. Poznajemy najlepsze książęce rody, ale poznajemy je jakoby "od kuchni" - w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Mamy bowiem niepowtarzalną okazję, by zobaczyć, jak wyglądały wielkie bale, ale też zajrzeć do sypialni, pokoju dziecinnego i jadalni. Czyli podejrzeć prywatność, czy wręcz intymność tamtego życia.
Łozińscy zabierają nas w fantastyczną podróż w przeszłość. Razem z autorami zaglądamy do pałaców w Kozłówce, Łańcucie, czy Nieborowie. Poznajemy najlepsze książęce rody, ale poznajemy je jakoby "od kuchni" - w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Mamy bowiem niepowtarzalną okazję, by zobaczyć, jak wyglądały wielkie bale, ale też zajrzeć do sypialni, pokoju dziecinnego i jadalni. Czyli podejrzeć prywatność, czy wręcz intymność tamtego życia.
I tak życie Radziwiłłów, Czartoryskich, Potockich, czy Branickich nie ma już dla nas tajemnic. Uczestniczymy w ślubach, rautach, polowaniach. Wiemy, jak wyglądało ich dzieciństwo, jakimi zabawkami się bawili, jak wyglądała ich domowa edukacja, jakie zasady i zwyczaje wpajali im rodzice. Śledzimy okres wchodzenia w dorosłość, pierwsze bale, miłości. A także skandale, romanse, małżeństwa, mezalianse.
Wielkie wrażenie robi niezwykle precyzyjny obraz arystokratycznych rezydencji. Łozińscy oprowadzają nas do kolejnych, mniej lub bardziej osobistych strefach pałaców. Pokazują, jak i gdzie spali najbogatsi, jak wyglądała ich codzienna toaleta ("W sypialni, garderobie"), kto, co i gdzie jadał ("W jadalni"), jak przyjmowano gości ("W pokojach gościnnych").
Poszczególne pomieszczenia pałacowe i zamkowe to równocześnie historia owych czasów, cały ceremoniał wygodnego życia. Stylowe meble, draperie, obrazy, bibeloty, klejnoty... To wszystko odnajdujemy w przedstawionych rezydencjach, czując nieco duszny, pełen przepychu i rodowej domy klimat wykwintnego salonu i balowej sali ("W salonie", "W sali balowej"). Tu muzykowano, tańczono, wystawiano przedstawiania. Plotkowano, intrygowano, romansowano... Rasowe konie i ekstrawaganckie auta były świetnym uzupełnieniem tego na pozór beztroskiego i wypełnionego rozrywkami życia ("W stajni, w garażu").
Autorzy znakomicie oddali klimat tamtych czasów; jest magia, klimat i ...mnóstwo przystępnie przekazanej wiedzy. Do tego piękne, stare zdjęcia, bogate źródła historyczne; po prostu majstersztyk.
Maja i Jan Łozińscy "Życie codzienne arystokracji", PWN, 2013 r.
piątek, 22 listopada 2013
Krystyna Kofta " Kobieta zbuntowana. Autobiografia"
Po lekturze tej autobiografii na gorąco myślę, że jest gorąca, bo bardzo współczesna, ale też sentymentalna, wzruszająca, więc bardzo ciepła. Mnóstwo w niej emocji, ale mamy też kawał historii, nie tylko rodziny. Świetnie napisana, z dużym dystansem i autoironią, ale bez kompleksów. To autobiografia pisarki, artystki, ale przede wszystkim opowieść o kobiecie, która zna swoją wartość.
Jest w "Kobiecie zbuntowanej" dzieciństwo, historia rodziny, okres dorastania, studiów autorki, pierwszych literackich prób. Jest także tu i teraz, czyli najświeższe wydarzenia z życia Kofty. Jest Krystyna-malarka, żona, kochanka, przyjaciółka, matka, pacjentka, pisarka.
A wszystko to przemieszane, bez żadnego wyraźnego porządku. Przenikają się czasy, ludzie, historie, anegdoty, doświadczenia. Jest stan wojenny, za moment wracamy do powojennej Warszawy i zakładu krawieckiego ojca Krystyny, żeby za chwilę być już w XXI wieku. Patrzymy na młodziutką Krysię, która łamie męskie serca, żeby za moment przechodzić z nią - starszą o kilkadziesiąt lat - przez nowotworową chorobę.
Ale ów chaos jest pozorny, bo w tym szaleństwie jest metoda, zamierzony efekt; nie znudzić, nie wpaść w rutynę, do końca trzymać czytelnika w niepewności co dalej i swego rodzaju niedosycie. Kofta pisze swoją autobiografię - co do tego nie ma wątpliwości, ale pisze ją tak, jakby budowała fabularną opowieść o kobiecie; każdej kobiecie. Pięknej, utalentowanej, ambitnej, z fantazją. Niezależnej, zadziornej, niepokornej.
I tak należy tę książkę traktować - jak kolejną powieść Krystyny Kofty; o kobietach, dla kobiet. Przypomina mi to twórczość Erici Jong, która pisząc swoje powieści, pisze też swoją autobiografię. Odważnie, bezkompromisowo, wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Ogromnie mi się ta książka podoba. Jej klimat, temperament, styl. I sama bohaterka.
Krystyna Kofta "Kobieta zbuntowana. Autobiografia", W.A.B., 2013 r.
Jest w "Kobiecie zbuntowanej" dzieciństwo, historia rodziny, okres dorastania, studiów autorki, pierwszych literackich prób. Jest także tu i teraz, czyli najświeższe wydarzenia z życia Kofty. Jest Krystyna-malarka, żona, kochanka, przyjaciółka, matka, pacjentka, pisarka.
A wszystko to przemieszane, bez żadnego wyraźnego porządku. Przenikają się czasy, ludzie, historie, anegdoty, doświadczenia. Jest stan wojenny, za moment wracamy do powojennej Warszawy i zakładu krawieckiego ojca Krystyny, żeby za chwilę być już w XXI wieku. Patrzymy na młodziutką Krysię, która łamie męskie serca, żeby za moment przechodzić z nią - starszą o kilkadziesiąt lat - przez nowotworową chorobę.
Ale ów chaos jest pozorny, bo w tym szaleństwie jest metoda, zamierzony efekt; nie znudzić, nie wpaść w rutynę, do końca trzymać czytelnika w niepewności co dalej i swego rodzaju niedosycie. Kofta pisze swoją autobiografię - co do tego nie ma wątpliwości, ale pisze ją tak, jakby budowała fabularną opowieść o kobiecie; każdej kobiecie. Pięknej, utalentowanej, ambitnej, z fantazją. Niezależnej, zadziornej, niepokornej.
I tak należy tę książkę traktować - jak kolejną powieść Krystyny Kofty; o kobietach, dla kobiet. Przypomina mi to twórczość Erici Jong, która pisząc swoje powieści, pisze też swoją autobiografię. Odważnie, bezkompromisowo, wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Ogromnie mi się ta książka podoba. Jej klimat, temperament, styl. I sama bohaterka.
Krystyna Kofta "Kobieta zbuntowana. Autobiografia", W.A.B., 2013 r.
czwartek, 21 listopada 2013
Jonathan Carroll „Kąpiąc lwa”
Początek sugeruje dobrą powieść obyczajową. Ale u Carrolla nic nie jest takie, na jakie wygląda. I już za chwilę ze świata mocno przyziemnego przenosimy się w świat magii, absurdu, fantazji.
Jonathan Carroll „Kąpiąc lwa”, Rebis, 2013 r.
Ale od początku. Oto mamy małżonków,
którzy są wyraźnie sobą znudzeni i rozdrażnieni. Znają się tak dobrze, że
potrafią przewidzieć niemal każdy swój gest. A równocześnie prowadzą
między sobą swoistą grę kłamstw, niedomówień, uników. W tej ciężkiej,
napiętej atmosferze mężczyzna nagle oświadcza, że chce rozwodu. Żona, która od
miesięcy ma romans z jego wspólnikiem, reaguje na to histerycznie.
Małżonkowie rozchodzą się każde w swoją stronę; ona idzie na zakupy, on na
sanki.
Przy okazji poznajemy Jane, szefową bohaterki i Kaspera, wspólnika
męża. Wydaje się, że to początek rodzinnego dramatu, który może rozwijać się
w każdym możliwym kierunku.
Ale tu autor ma dla nas niespodziankę. Zamiast kolejnych
tajemnic, intryg i małżeńskich kłótni dostajemy zupełnie nową, odrealnioną
historię. To ta druga, fantastyczna płaszczyzna powieści, która ma swoje mocne
zaczepienie w realnym świecie. Pięcioro bohaterów „Kąpiąc lwa” ma
w jednej chwili ten sam sen. To sen niezwykły i demaskatorski
zarazem, gdyż wszyscy znają w nim swoje najskrytsze sekrety.
Nagle wszyscy zostają zawieszeni między snem a jawą,
przeszłością i teraźniejszością. Co jest fantazją, co wyobrażeniem, co
marzeniem, a co iluzją? Jonathan Carroll wkracza na grunt magicznego
realizmu i pokazuje swoją mistrzowską formę. Balansuje na granicy
realności i absurdu, miesza czasy i światy. Prowadzi nas przez kręte
labirynty wątków, postaci, emocji. Rządzi tym wszystkim Chaos, który daje się
we znaki wszystkim – czytelnikom również. Ale ten zawrót głowy jest
naprawdę mocny i przyjemny.
Jonathan Carroll „Kąpiąc lwa”, Rebis, 2013 r.
wtorek, 12 listopada 2013
Dariusz Pachocki "Broniewski w potrzasku uczuć"
O Broniewskim dowiadujemy się z tej lektury więcej, niż z jakiejkolwiek biografii. Dostajemy portret utalentowanego, choć egocentrycznego poety. Mężczyzny wrażliwego, uroczego, czułego, ale też bezwzględnego, skupionego wyłącznie na sobie. Jest w tej książce i ofiara: Irena Helman, piękna, młoda, zdolna dziewczyna, która do szaleństwa zakochała się w swoim mistrzu.
Kochanek, egoista, mięczak. To tytuł pierwszego rozdziału tej książki znakomicie oddający jej istotę. Jest Władysław Broniewski kochankiem, bo wdaje się w romans z młodziutką studentką prawa Żydówką Ireną Helman. Jest egoistą, bo wdając się w romans nie ma zamiaru odejść od żony Janiny, ale też nie zamierza rezygnować z kochanki. Obie kobiety wiedzą o sobie, każda ma nadzieję, że to przy niej zostanie Broniewski. Tyle że to mięczak. Nie podejmuje żadnej decyzji, która zburzyłaby jego komfort życia.
O relacjach łączących kochanków dowiadujemy się z ich listów; pełnych miłosnych zapewnień, ale też wątpliwości, rozterek, wyrzutów. Tą bardziej zaangażowaną stroną zdecydowanie jest Irena. Zakochana bez pamięci, empatyczna, wyrozumiała. Gotowa wszystko wybaczyć, wszystko wytłumaczyć, na wszystko się zgodzić, byle być razem. Broniewski wydaje się być rozdarty między trzema kobietami; córką, żona, kochanką. Ta pierwsza jest najważniejsza, ta druga jest tą pierwszą, ostatnia jest tu i teraz, ale nie ma dla niej przyszłości u boku poety.
Irena jest nie tylko kochanką Władysława, ale też wielbicielką jego twórczości, przyjaciółką zaangażowaną w rodzinne problemy poety. Wydaje się, że żyje jego życiem. I to jest wyłącznie jednostronny układ. Bo Broniewski żyje wyłącznie swoim życiem; swoimi wierszami, rozterkami i fascynacjami. Wygląda na to, że poza córką Anką, dla żadnej innej kobiety nie ma w jego życiu miejsca naprawdę. A i ta relacja ojciec-córka wydaje się w gruncie rzeczy powierzchowna, pozorna. Ważny jest tylko on; poeta, mężczyzna, ojciec, mąż, kochanek. W każdej z tych ról, poza pierwszą, jest niepełny, niespełniony, niedoceniony. W jakimś sensie ułomny.
Znakomita książka, po której jestem jeszcze bardziej Władysława Broniewskiego ciekawa. Nie tylko jako poety, choć na jego poezję patrzę już teraz, po tej lekturze, zupełnie inaczej.
"Broniewski w potrzasku uczuć" , wstęp, opracowanie i przypisy dr Dariusz Pachocki, Wydawnictwo MG, 2013 r.
Kochanek, egoista, mięczak. To tytuł pierwszego rozdziału tej książki znakomicie oddający jej istotę. Jest Władysław Broniewski kochankiem, bo wdaje się w romans z młodziutką studentką prawa Żydówką Ireną Helman. Jest egoistą, bo wdając się w romans nie ma zamiaru odejść od żony Janiny, ale też nie zamierza rezygnować z kochanki. Obie kobiety wiedzą o sobie, każda ma nadzieję, że to przy niej zostanie Broniewski. Tyle że to mięczak. Nie podejmuje żadnej decyzji, która zburzyłaby jego komfort życia.
O relacjach łączących kochanków dowiadujemy się z ich listów; pełnych miłosnych zapewnień, ale też wątpliwości, rozterek, wyrzutów. Tą bardziej zaangażowaną stroną zdecydowanie jest Irena. Zakochana bez pamięci, empatyczna, wyrozumiała. Gotowa wszystko wybaczyć, wszystko wytłumaczyć, na wszystko się zgodzić, byle być razem. Broniewski wydaje się być rozdarty między trzema kobietami; córką, żona, kochanką. Ta pierwsza jest najważniejsza, ta druga jest tą pierwszą, ostatnia jest tu i teraz, ale nie ma dla niej przyszłości u boku poety.
Irena jest nie tylko kochanką Władysława, ale też wielbicielką jego twórczości, przyjaciółką zaangażowaną w rodzinne problemy poety. Wydaje się, że żyje jego życiem. I to jest wyłącznie jednostronny układ. Bo Broniewski żyje wyłącznie swoim życiem; swoimi wierszami, rozterkami i fascynacjami. Wygląda na to, że poza córką Anką, dla żadnej innej kobiety nie ma w jego życiu miejsca naprawdę. A i ta relacja ojciec-córka wydaje się w gruncie rzeczy powierzchowna, pozorna. Ważny jest tylko on; poeta, mężczyzna, ojciec, mąż, kochanek. W każdej z tych ról, poza pierwszą, jest niepełny, niespełniony, niedoceniony. W jakimś sensie ułomny.
Znakomita książka, po której jestem jeszcze bardziej Władysława Broniewskiego ciekawa. Nie tylko jako poety, choć na jego poezję patrzę już teraz, po tej lekturze, zupełnie inaczej.
"Broniewski w potrzasku uczuć" , wstęp, opracowanie i przypisy dr Dariusz Pachocki, Wydawnictwo MG, 2013 r.
niedziela, 3 listopada 2013
Mirosław J. Nowik "Tetetka. Wspomnienie o Teresie Tuszyńskiej"
Była jedną z najbardziej oryginalnych polskich aktorek; piękna, ekscentryczna, niepokorna i nijak nie przystająca do tzw. środowiska. Miała urodę, talent i charakter - dzięki temu osiągnęła wielki sukces. Ale miał on swoją drugą, mroczną stronę, tak szybko, jak wyniosła Teresę Tuszyńską na szczyt, skazała ją na aktorski niebyt.
Miała szesnaście lat, gdy wygrała konkurs Przekroju pod hasłem "Film szuka młodych aktorek". Jej zdjęcia zrobiły furorę i okazały się przepustką najpierw do świata mody, a potem filmu. Młodziutka Teresa została modelką Mody Polskiej.
O tym, jaka była opowiadają w tej książce m.in. Kazimierz Kutz, Wowo Bielicki, Grażyna Hase, Jan Laskowski, dwaj mężowie Tuszyńskiej. Wspominają początki jej spektakularnej kariery, mówią o osobistych i zawodowych relacjach, jakie ich z aktorką łączyły, ale też starają się pokazać sedno jej osobowości. To coś, co zdecydowało o jej sukcesie, ale też doprowadziło ją na samo dno; alkoholowego nałogu, samotności, zapomnienia. Nie ma w tych wspomnieniach epatowania sensacją. Jest wiele ciepłych, wzruszających słów. Ale też sporo smutku, żalu, goryczy.
Tak pisze Kazimierz Kutz:
Mirosław J. Nowik "Tetetka. Wspomnienie o Teresie Tuszyńskiej", Prószyński i S-ka, 2013 r.
Miała szesnaście lat, gdy wygrała konkurs Przekroju pod hasłem "Film szuka młodych aktorek". Jej zdjęcia zrobiły furorę i okazały się przepustką najpierw do świata mody, a potem filmu. Młodziutka Teresa została modelką Mody Polskiej.
"Od chwili pojawienia się na wybiegu Tuszyńska stała się niezwykle popularna. Podczas pokazów była witana okrzykami i aplauzem męskiej publiczności. Została zauważona przez film."Jej twarz pojawiała się na okładkach Przekroju, Ekranu, Filmu, Kobiety i Życia. Ale kamera także ją pokochała. Z wzajemnością. Kariera fotomodelki i modelki zaczęła przeplatać się z rolami w filmach najbardziej znanych wówczas polskich reżyserów. W głównych rolach obsadzali ją Morgenstern, Kutz, Lenartowicz. Stworzyła niezwykłą rolę Margueritte u boku Zbigniewa Cybulskiego w filmie "Do widzenia, do jutra".
"Była osobowością. Bardzo silną osobowością. Bez Teresy nie byłoby filmu "Do widzenia, do jutra" - wspominał Wowo Bielicki.Recenzje filmu nie pozostawiały wątpliwości - to kreacja Tuszyńskiej była jego najmocniejszą stronę. Polski film zyskał nową, niezwykłą gwiazdę - gwiazdę na miarę światowego kina. Posypała się zaproszenia do zagranicznych produkcji. Ale Tuszyńska miała na swoją karierę inny pomysł. A właściwie nie miała żadnego pomysłu. Chciała po prostu dobrze się bawić. Aktorstwo było jedynie częścią tej zabawy, toczyło się gdzieś obok życia, z którego Tuszyńska czerpała pełnymi garściami. Piła, bawiła się do białego rana, kochała na śmierć i życie. Łamała konwenanse, męskie serce, szła pod prąd. Piękna, niezależna, kapryśna, szalona.
O tym, jaka była opowiadają w tej książce m.in. Kazimierz Kutz, Wowo Bielicki, Grażyna Hase, Jan Laskowski, dwaj mężowie Tuszyńskiej. Wspominają początki jej spektakularnej kariery, mówią o osobistych i zawodowych relacjach, jakie ich z aktorką łączyły, ale też starają się pokazać sedno jej osobowości. To coś, co zdecydowało o jej sukcesie, ale też doprowadziło ją na samo dno; alkoholowego nałogu, samotności, zapomnienia. Nie ma w tych wspomnieniach epatowania sensacją. Jest wiele ciepłych, wzruszających słów. Ale też sporo smutku, żalu, goryczy.
Tak pisze Kazimierz Kutz:
"Zmarnowano ja. Zmarnowano wszystko. Jej talent, wdzięk, urodę. Wszyscy chcieli wyłącznie brać od niej, ale nie dając nic w zamian."To właściwie pointa tej opowieści; pięknej opowieści o wyjątkowej kobiecie. Tak mocno uwielbianej, jak szybko zapomnianej.
Mirosław J. Nowik "Tetetka. Wspomnienie o Teresie Tuszyńskiej", Prószyński i S-ka, 2013 r.
czwartek, 31 października 2013
Paula Daly "Co z ciebie za matka?"
Tytuł mocny, wręcz dramatyczny, wiele obiecujący. Jak pokazuje fabuła ma on swoje drugie dno - i ono jest całą istotą tej opowieści; pełnej niedopowiedzeń, kłamstw, sekretów.
Lisa Kallisto prowadzi spokojne, żeby nie powiedzieć nudne życie. Ma trójkę dzieci, które nie sprawiają problemów, męża, z którym się dobrze dogaduje, pracę w schronisku dla zwierząt, która daje jej satysfakcję. Ten uporządkowany, przewidywalny świat burzy w jednej chwili zaginiecie przyjaciółki jej córki. Za zniknięcie nastolatki wszyscy obwiniają ją - bo tego dnia dziewczyna miała nocować u nich w domu. Lisa przyjaźniła się z Kate, matką zaginionej dziewczyny, tym większe jest jej poczucie winy. Obiecuje zrozpaczonej matce, że odnajdzie jej córkę.
Tymczasem zaczynamy bliżej poznawać relacje, jakie łączyły rodziny Lisy i Kate. Na pierwszy rzut oka wygląda, że to mocna, bardzo ciepła więź. Ale pod przykrywką serdeczności i zaufania kryją się mniej przyjazne emocje. Rodziny różni przede wszystkim status majątkowy i społeczny. Lisa, choć podziwia doskonałą pod każdym względem Kate, czuje się równocześnie od niej gorsza; jako matka, żona, kobieta. Zaginięcie córki Kate, za które Lisa czuje się odpowiedzialna dodatkowo pogłębia jej kompleksy i frustrację. Natomiast Kate, w przeciwieństwie do reszty swojej rodziny, wydaje się być wyjątkowo wyrozumiała wobec swojej przyjaciółki.
Poszukiwania nastolatki prowadzą donikąd. Policja coraz bardziej przychyla się do wersji uprowadzenia, tym bardziej, że w podobnych okolicznościach zaginęły, a następnie zostały zgwałcone inne młode dziewczyny. Tyle że tamte wróciły do domu, a córki Kate wciąż nie ma...
Ale sprawa zaginięcia to jedynie pretekst, by pokazać "od środka" obie rodziny. Ta wiwisekcja nikomu nie wychodzi na dobre. Wstydliwe sekrety, ukrywane głęboko słabości i tajemnice to tylko wierzchołek góry lodowej... Czy w nich tkwi klucz do rozwikłania zagadki zniknięcia dziewczyny? Finał tej historii jest znacznie bardziej skomplikowany i zaskakujący. A to gwarantuje naprawdę udaną lekturę. I niech nie zmyli was okładka w dość prosty sposób sugerująca rodzinny dramat na linii matka-dziecko. W tej książce chodzi o coś znacznie głębszego.
Paula Daly "Co z ciebie za matka?", Prószyński i S-ka, 2013 r.
Tymczasem zaczynamy bliżej poznawać relacje, jakie łączyły rodziny Lisy i Kate. Na pierwszy rzut oka wygląda, że to mocna, bardzo ciepła więź. Ale pod przykrywką serdeczności i zaufania kryją się mniej przyjazne emocje. Rodziny różni przede wszystkim status majątkowy i społeczny. Lisa, choć podziwia doskonałą pod każdym względem Kate, czuje się równocześnie od niej gorsza; jako matka, żona, kobieta. Zaginięcie córki Kate, za które Lisa czuje się odpowiedzialna dodatkowo pogłębia jej kompleksy i frustrację. Natomiast Kate, w przeciwieństwie do reszty swojej rodziny, wydaje się być wyjątkowo wyrozumiała wobec swojej przyjaciółki.
Poszukiwania nastolatki prowadzą donikąd. Policja coraz bardziej przychyla się do wersji uprowadzenia, tym bardziej, że w podobnych okolicznościach zaginęły, a następnie zostały zgwałcone inne młode dziewczyny. Tyle że tamte wróciły do domu, a córki Kate wciąż nie ma...
Ale sprawa zaginięcia to jedynie pretekst, by pokazać "od środka" obie rodziny. Ta wiwisekcja nikomu nie wychodzi na dobre. Wstydliwe sekrety, ukrywane głęboko słabości i tajemnice to tylko wierzchołek góry lodowej... Czy w nich tkwi klucz do rozwikłania zagadki zniknięcia dziewczyny? Finał tej historii jest znacznie bardziej skomplikowany i zaskakujący. A to gwarantuje naprawdę udaną lekturę. I niech nie zmyli was okładka w dość prosty sposób sugerująca rodzinny dramat na linii matka-dziecko. W tej książce chodzi o coś znacznie głębszego.
Paula Daly "Co z ciebie za matka?", Prószyński i S-ka, 2013 r.
poniedziałek, 21 października 2013
Andrzej Klim "Seks, sztuka i alkohol. Życie towarzyskie lat 60."
Andrzej Klim udowadnia w swojej książce, że prawdziwe życie; pełne radości, zabawy do białego rana, szalonych romansów i wielkiej sztuki toczyło się w najgłębszym PRL-u. Wtedy się i piło, i rozmawiało, i czytało, i kochało tak, jak nigdy wcześniej i potem. I dlatego ten skazany na sukces tytuł ma w tym przypadku swoje głębokie uzasadnienie.
Nie da się w jednej książce zamknąć tysiąca barwnych opowieści o ludziach-legendach, anegdot, które przeszły do historii i plotek, które żyją do dziś. A jednak można. Andrzej Klim dokonał rzeczy niemożliwej, bo na 215 stronach zamknął najbardziej barwną i sugestywną opowieść o PRL-u, jaką znam. Zrobił to z dziennikarskim zacięciem, historyczną dbałością o detale, ale też literacką fantazją.
Ta opowieść mknie do przodu i nawet na moment nie pozwala czytelnikowi się zatrzymać. Czego tu nie mamy... Cały kalejdoskop postaci, znanych z filmu, teatru, polityki, telewizji. Klim świetnie to uporządkował tematycznie. Mamy więc studenckie kluby oraz ich wiernych i znanych bywalców; począwszy od warszawskich Hybryd, na krakowskiej Piwnicy pod Baranami skończywszy. Mamy festiwale w Opolu i Sopocie, które w owym czasie rzeczywiście kreowały gwiazdy. Mamy długie i bogate w niespodziewane zdarzenia rejsy "Batorym", w które chętnie wypływali polscy artyści i wyjazdy na Zachód (czasem na zawsze), o których wszyscy marzyli.
Mamy w końcu miłosne skandale i artystyczne pozakulisowe gry i gierki. Odrębny rozdział poświęca autor homoseksualnym artystom. Nie pisze nic, czego byśmy gdzieś tam kiedyś nie usłyszeli, ale nie epatuje też sensacją, a jedynie pokazuje, kto kim był, z kim żył i jak w tamtym okresie było to odbierane.
Znajdziecie w tej książce wszystkie najbardziej gorące nazwiska tamtych czasów; Cybulskiego, Niemena, Głowackiego, Hłaskę, Osiecką, Komedę, Tyrmanda, Klenczona, Kisielewskiego. I wielu innych, którzy w znakomitej formie działają do dziś na polskiej scenie. Ale nie przeczytacie o nich niczego, czego mogliby się wstydzić. Choć sporo tu i seksu, i alkohol leje się strumieniami... Okazuje się, że można fajnie, ciekawie pisać o ludziach, nie robiąc im przy okazji medialnej krzywdy.
Andrzej Klim "Seks, sztuka i alkohol. Życie towarzyskie lat 60.", PWN, 2013 r.
Nie da się w jednej książce zamknąć tysiąca barwnych opowieści o ludziach-legendach, anegdot, które przeszły do historii i plotek, które żyją do dziś. A jednak można. Andrzej Klim dokonał rzeczy niemożliwej, bo na 215 stronach zamknął najbardziej barwną i sugestywną opowieść o PRL-u, jaką znam. Zrobił to z dziennikarskim zacięciem, historyczną dbałością o detale, ale też literacką fantazją.
Ta opowieść mknie do przodu i nawet na moment nie pozwala czytelnikowi się zatrzymać. Czego tu nie mamy... Cały kalejdoskop postaci, znanych z filmu, teatru, polityki, telewizji. Klim świetnie to uporządkował tematycznie. Mamy więc studenckie kluby oraz ich wiernych i znanych bywalców; począwszy od warszawskich Hybryd, na krakowskiej Piwnicy pod Baranami skończywszy. Mamy festiwale w Opolu i Sopocie, które w owym czasie rzeczywiście kreowały gwiazdy. Mamy długie i bogate w niespodziewane zdarzenia rejsy "Batorym", w które chętnie wypływali polscy artyści i wyjazdy na Zachód (czasem na zawsze), o których wszyscy marzyli.
Mamy w końcu miłosne skandale i artystyczne pozakulisowe gry i gierki. Odrębny rozdział poświęca autor homoseksualnym artystom. Nie pisze nic, czego byśmy gdzieś tam kiedyś nie usłyszeli, ale nie epatuje też sensacją, a jedynie pokazuje, kto kim był, z kim żył i jak w tamtym okresie było to odbierane.
Znajdziecie w tej książce wszystkie najbardziej gorące nazwiska tamtych czasów; Cybulskiego, Niemena, Głowackiego, Hłaskę, Osiecką, Komedę, Tyrmanda, Klenczona, Kisielewskiego. I wielu innych, którzy w znakomitej formie działają do dziś na polskiej scenie. Ale nie przeczytacie o nich niczego, czego mogliby się wstydzić. Choć sporo tu i seksu, i alkohol leje się strumieniami... Okazuje się, że można fajnie, ciekawie pisać o ludziach, nie robiąc im przy okazji medialnej krzywdy.
Andrzej Klim "Seks, sztuka i alkohol. Życie towarzyskie lat 60.", PWN, 2013 r.
piątek, 18 października 2013
Elizabeth L.Silver "Przed egzekucją"
To książka, w której nie ma odpowiedzi na pozornie proste pytanie: kto jest winny. Jest za to świetnie pokazany świat osoby, która wiele przeżyła i wszystko ma do stracenia.
Autorka to prawniczka, która karą śmierci interesuje się od lat. "Przed egzekucją" to jej debiut, w którym opowiada historię kobiety skazanej na śmierć. I opowiada ją tak, że nikt z nas w obliczu tej historii nie pozostanie obojętny.
Noa P. Singleton została skazana na karę śmierci za zabójstwo młodej kobiety, jak się później okaże - kochanki swojego ojca. Dziesięć lat po wyroku, tuż przed jego wykonaniem, przychodzi do niej matka ofiary; Marlene Dixon, świetna, twarda, prawniczka, która wcześniej doprowadziła do skazania dziewczyny. Tym razem chce uratować ją przed śmiercią. Dlaczego? Czy naprawdę? Wiele pytań, a na odpowiedzi chwilę poczekamy.
Dziewczyna początkowo nieufnie podchodzi do propozycji Merlene, by walczyć o ułaskawienie; nie wierzy jej i nie potrafi zrozumieć jej intencji. Ale asystent twardej prawniczki przekonuje powoli Noe, że warto zawalczyć i że jest szansa. Szansa na nowe życie.
To skłania dziewczynę, by opowiedzieć nam swoją historię też przed dniem egzekucji. Robi to krok po kroku, rewelacyjnie dawkując napięcie i pokazując kolejne odsłony swojego życia. Poznajemy jej nieodpowiedzialną, narcystyczną matkę, ojca, którego nigdy przy niej nie było, widzimy samotność, wyobcowanie, poczucie niskiej wartości, walkę o swoje miejsce w świecie. I sporo tajemnic, również tych dotyczących... ofiary i jej matki. I tak dochodzimy do sedna tej historii; trudnej, wielowymiarowej, niezwykle wciągającej.
Czy Noa zabiła? Czy zostanie ułaskawiona? Na tę odpowiedź czekamy do ostatnich stron. Ze ściśniętym sercem, kibicując Noe. Czy słusznie? Nie o rację w tej książkę chodzi, ale o emocje. A te są naprawdę mocne.
Elizabeth L.Silver "Przed egzekucją", Prószyński S-ka, 2013 r.
Autorka to prawniczka, która karą śmierci interesuje się od lat. "Przed egzekucją" to jej debiut, w którym opowiada historię kobiety skazanej na śmierć. I opowiada ją tak, że nikt z nas w obliczu tej historii nie pozostanie obojętny.
Noa P. Singleton została skazana na karę śmierci za zabójstwo młodej kobiety, jak się później okaże - kochanki swojego ojca. Dziesięć lat po wyroku, tuż przed jego wykonaniem, przychodzi do niej matka ofiary; Marlene Dixon, świetna, twarda, prawniczka, która wcześniej doprowadziła do skazania dziewczyny. Tym razem chce uratować ją przed śmiercią. Dlaczego? Czy naprawdę? Wiele pytań, a na odpowiedzi chwilę poczekamy.
Dziewczyna początkowo nieufnie podchodzi do propozycji Merlene, by walczyć o ułaskawienie; nie wierzy jej i nie potrafi zrozumieć jej intencji. Ale asystent twardej prawniczki przekonuje powoli Noe, że warto zawalczyć i że jest szansa. Szansa na nowe życie.
To skłania dziewczynę, by opowiedzieć nam swoją historię też przed dniem egzekucji. Robi to krok po kroku, rewelacyjnie dawkując napięcie i pokazując kolejne odsłony swojego życia. Poznajemy jej nieodpowiedzialną, narcystyczną matkę, ojca, którego nigdy przy niej nie było, widzimy samotność, wyobcowanie, poczucie niskiej wartości, walkę o swoje miejsce w świecie. I sporo tajemnic, również tych dotyczących... ofiary i jej matki. I tak dochodzimy do sedna tej historii; trudnej, wielowymiarowej, niezwykle wciągającej.
Czy Noa zabiła? Czy zostanie ułaskawiona? Na tę odpowiedź czekamy do ostatnich stron. Ze ściśniętym sercem, kibicując Noe. Czy słusznie? Nie o rację w tej książkę chodzi, ale o emocje. A te są naprawdę mocne.
Elizabeth L.Silver "Przed egzekucją", Prószyński S-ka, 2013 r.
Neil Young "Marzenie hippisa"
Autoironiczna, dowcipna, inteligentna. Neil Young, rockman z krwi i kości napisał swoją historię tak, że młodsi i starsi koledzy mogą mu pozazdrościć. Jest o muzyce, o narkotykach, o miłości i o prawdziwym życiu. O życiu, które przed twardymi facetami stawia takie wyzwania, że trzeba mocno stanąć na ziemi i wszystko przewartościować.
Gitarzysta, wokalista i kompozytor rockowy. Facet, który z muzyki uczynił swoje życie. Ale też nie zrezygnował z życia dla muzyki. Hippis, który od lat 60. aż do dziś wierny jest ideologii wolnego życia.
Pełno w tym opisie skrajności, ale i taki jest Neil Young; pełen sprzeczności; tak w muzyce, jak i w życiu. Czasem nostalgiczny i tkliwy, za chwilę ostry, bezkompromisowy.
O sobie, z rozbrajającą szczerością, pisze: "Kiedy przestałem palić zioło, odstawiłem także alkohol. Nigdy nie rzucałem picia i palenia jednocześnie.". I zaraz zapewnia, że uwielbia swoje życie z żoną i dziećmi.
Zapomnijmy więc na chwilę o muzyce (znajdziecie jej wystarczająco dużo w tej książce), a skupmy się na rodzinie. Bo to w tym kontekście poznamy Neila naprawdę. Jako faceta, który musi i potrafi dorosnąć do roli ojca dziecka, które wymaga specjalnej uwagi z uwagi na porażenie mózgowe. I nie robi z tego dramatu, choć - tego nie ukrywa - to dla rodziny rewolucja, wyzwanie; coś, co zmienia wszystkich na zawsze.
Muzyka jest najważniejsza, ale nie przesłania reszty świata. Neil kocha kolejki elektryczne. Kolekcjonuje je, śledzi nowości. To dla niego odskocznia, pasja, zabawa. Powrót do dzieciństwa. Sam jest dużym dzieckiem, które potrzebuje ciągłego zainteresowania, ale też ze swoimi dziećmi potrafi się doskonale porozumieć.
I wciąż ma wielką chęć na życie. Pewnie dlatego wyszła z tego świetna autobiografia; muzyka, faceta, ojca.
Neil Young "Marzenie hippisa", Pascal, 2013 r.
Gitarzysta, wokalista i kompozytor rockowy. Facet, który z muzyki uczynił swoje życie. Ale też nie zrezygnował z życia dla muzyki. Hippis, który od lat 60. aż do dziś wierny jest ideologii wolnego życia.
Pełno w tym opisie skrajności, ale i taki jest Neil Young; pełen sprzeczności; tak w muzyce, jak i w życiu. Czasem nostalgiczny i tkliwy, za chwilę ostry, bezkompromisowy.
O sobie, z rozbrajającą szczerością, pisze: "Kiedy przestałem palić zioło, odstawiłem także alkohol. Nigdy nie rzucałem picia i palenia jednocześnie.". I zaraz zapewnia, że uwielbia swoje życie z żoną i dziećmi.
Zapomnijmy więc na chwilę o muzyce (znajdziecie jej wystarczająco dużo w tej książce), a skupmy się na rodzinie. Bo to w tym kontekście poznamy Neila naprawdę. Jako faceta, który musi i potrafi dorosnąć do roli ojca dziecka, które wymaga specjalnej uwagi z uwagi na porażenie mózgowe. I nie robi z tego dramatu, choć - tego nie ukrywa - to dla rodziny rewolucja, wyzwanie; coś, co zmienia wszystkich na zawsze.
Muzyka jest najważniejsza, ale nie przesłania reszty świata. Neil kocha kolejki elektryczne. Kolekcjonuje je, śledzi nowości. To dla niego odskocznia, pasja, zabawa. Powrót do dzieciństwa. Sam jest dużym dzieckiem, które potrzebuje ciągłego zainteresowania, ale też ze swoimi dziećmi potrafi się doskonale porozumieć.
I wciąż ma wielką chęć na życie. Pewnie dlatego wyszła z tego świetna autobiografia; muzyka, faceta, ojca.
Neil Young "Marzenie hippisa", Pascal, 2013 r.
czwartek, 17 października 2013
Maria Sveland "Zgorzkniała pizda"
Mam mały problem z tytułem i nie chodzi mi tyle o "pizdę", co o niepotrzebną dosłowność. Jednak z samą książką problemu nie mam, bo jest naprawdę dobra. To jedna z tych powieści, w których na pozór nic się nie dzieje, a dzieje się wszystko; całe życie.
Trzydziestolatka Sara zostawia w domu męża z dzieckiem i funduje sobie samotne, zimowe wakacje na Teneryfie. Od pierwszych chwil tej desperackiej i depresyjnej wyprawy towarzyszy jej książka Eriki Jong "Strach przed lataniem". Ci, którzy czytali, wiedzą, że to kultowa powieść, która kilkadziesiąt lat temu kompletnie zrewolucjonizowała pojęcie literatury kobiecej. I, jak się okazuje, nie straciła nic ze swojej aktualności.
Sara identyfikuje się z wyzwoloną, niezależną i nieco szaloną Isadorą ze "Strachu przed lataniem", a równocześnie ma poczucie, że cała siła i energia, które napędzały ją do życia, dawno zniknęły. Sara jest rozgoryczona, zmęczona i zniechęcona (stąd tytułowa "zgorzkniała pizda" - jak sama siebie nazywa). Już w samolocie (podobnie jak Isadora) zaczyna rozrachunek ze swoim życiem i nie wypada on dobrze. To, czego tak pragnęła - małżeństwo, stabilizacja, macierzyństwo - okazały się pułapką, w którą na własne życzenie się złapała. Perfekcjonizm, konieczność spełniania oczekiwań najbliższych, sprawowania absolutnej kontroli nad wszystkim, doprowadziły ją do totalnej frustracji.
Samotny urlop na Teneryfie to doskonała okazja, by z dystansu spojrzeć na siebie i innych. Sara przygląda się sobie i swojemu życiu. I "podgląda" swoich przypadkowych towarzyszy urlopu na Teneryfie; młode matki zmęczone swoimi dziećmi, znudzonych albo wrogo do siebie nastawionych małżonków, pary, które nic nie łączy; nic, poza widoczną gołym okiem obojętnością. Ale spojrzenie na własne życie wcale nie wypada lepiej. Sara opowiada nam o nim bardzo szczerze, na granicy ekshibicjonizmu i obala mit za mitem. Mit radosnego, spełnionego macierzyństwa, miłości, która wszystko wybaczy, małżeńskich kompromisów, i wielu, wielu innych. Jest i o zdradzie, i o kłamstwach, i o nienawiści. I autodestrukcji.
Odnalazłam w tej książce klimat "Strachu przed lataniem", choć to zupełnie inna historia. Ale podobieństwo tkwi w szczerości i bezlitosnym rozprawieniu się bohaterek ze sobą. A równocześnie w sile, którą te książki ze sobą niosą. I przekazują ją kobietom.
Miejscami mnie ta książka zaintrygowała, miejscami znudziła. Ale, szczerze mówiąc, to nie jest "Strach przed lataniem". Brakuje tej lekkości, wyzwolenia, sam tytuł niewiele zdziała. Erica Jong nie epatowała tytułem, ona w tej książce była sobą.
"Jestem zgorzkniała przez własne zgorzknienie. Nie chcę być zgorzkniała" - myśli Sara. Warto o tym pomyśleć.
Maria Sveland "Zgorzkniała pizda", przełożył Maciej Muszalski, Czarna Owca, 2013 r.
Trzydziestolatka Sara zostawia w domu męża z dzieckiem i funduje sobie samotne, zimowe wakacje na Teneryfie. Od pierwszych chwil tej desperackiej i depresyjnej wyprawy towarzyszy jej książka Eriki Jong "Strach przed lataniem". Ci, którzy czytali, wiedzą, że to kultowa powieść, która kilkadziesiąt lat temu kompletnie zrewolucjonizowała pojęcie literatury kobiecej. I, jak się okazuje, nie straciła nic ze swojej aktualności.
Sara identyfikuje się z wyzwoloną, niezależną i nieco szaloną Isadorą ze "Strachu przed lataniem", a równocześnie ma poczucie, że cała siła i energia, które napędzały ją do życia, dawno zniknęły. Sara jest rozgoryczona, zmęczona i zniechęcona (stąd tytułowa "zgorzkniała pizda" - jak sama siebie nazywa). Już w samolocie (podobnie jak Isadora) zaczyna rozrachunek ze swoim życiem i nie wypada on dobrze. To, czego tak pragnęła - małżeństwo, stabilizacja, macierzyństwo - okazały się pułapką, w którą na własne życzenie się złapała. Perfekcjonizm, konieczność spełniania oczekiwań najbliższych, sprawowania absolutnej kontroli nad wszystkim, doprowadziły ją do totalnej frustracji.
Samotny urlop na Teneryfie to doskonała okazja, by z dystansu spojrzeć na siebie i innych. Sara przygląda się sobie i swojemu życiu. I "podgląda" swoich przypadkowych towarzyszy urlopu na Teneryfie; młode matki zmęczone swoimi dziećmi, znudzonych albo wrogo do siebie nastawionych małżonków, pary, które nic nie łączy; nic, poza widoczną gołym okiem obojętnością. Ale spojrzenie na własne życie wcale nie wypada lepiej. Sara opowiada nam o nim bardzo szczerze, na granicy ekshibicjonizmu i obala mit za mitem. Mit radosnego, spełnionego macierzyństwa, miłości, która wszystko wybaczy, małżeńskich kompromisów, i wielu, wielu innych. Jest i o zdradzie, i o kłamstwach, i o nienawiści. I autodestrukcji.
Odnalazłam w tej książce klimat "Strachu przed lataniem", choć to zupełnie inna historia. Ale podobieństwo tkwi w szczerości i bezlitosnym rozprawieniu się bohaterek ze sobą. A równocześnie w sile, którą te książki ze sobą niosą. I przekazują ją kobietom.
Miejscami mnie ta książka zaintrygowała, miejscami znudziła. Ale, szczerze mówiąc, to nie jest "Strach przed lataniem". Brakuje tej lekkości, wyzwolenia, sam tytuł niewiele zdziała. Erica Jong nie epatowała tytułem, ona w tej książce była sobą.
"Jestem zgorzkniała przez własne zgorzknienie. Nie chcę być zgorzkniała" - myśli Sara. Warto o tym pomyśleć.
Maria Sveland "Zgorzkniała pizda", przełożył Maciej Muszalski, Czarna Owca, 2013 r.
Subskrybuj:
Posty (Atom)