poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Iwona Luba "Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka”

To prawdziwa perełka na rynku wydawniczym. Pod każdym względem; edytorskim, literackim, historycznym. Poznajemy w niej Berlin lat 20. ubiegłego wieku; barwny, tętniący życiem, skupiający elitę artystyczną z całej Europy.

To Berlin wielkiego rozkwitu; architektonicznego, kulturalnego, intelektualnego, technologicznego. To wreszcie Berlin odważny, niezależny, wyzwolony. Na miarę nowych czasów.

Miasto aż kipi od energii ludzi, którzy pragną jego odrodzenia po zakończonej wojnie. Przy okazji autorka przypomina nam historię Berlina i pokazuje skutki I wojny światowej. Mamy wiec szansę prześledzić drogę, jaką przeszło miasto i jego mieszkańcy; trudną i bolesną. Ale też dającą motywację do jego odbudowania.

Berlin dosłownie "rośnie” na oczach ludzi. Powstają nowoczesne budowle w centrum miasta, wielkie osiedla projektowane przez wybitnych architektów. Poprawia się komfort życia ludzi, którzy poszukują rozrywki, dobrej zabawy, pragną ciekawie spędzać czas. I wszystko to mają w Berlinie!

Nocne kluby przyciągają artystów i intelektualistów. Ale też tzw. zwykłych ludzi, którzy nie chcą siedzieć w domu. Tu panuje pełna demokracja: nie liczy się płeć, orientacja seksualna, wykształcenie. Bawi się całe miasto; bez zahamowań, uprzedzeń, podziałów. To efekt swego rodzaju rewolucji, którą przeżywa to miejsce; społecznej i kulturowej. Zmienia się spojrzenie na rolę kobiety w rodzinie i społeczeństwie, wzrasta tolerancja seksualna.

Widać to choćby w modzie, która także przeżywa swój rozkwit, ale też w kinie, teatrze, operze. To czas wielkich artystów, twórców i indywidualności, jak choćby Marleny Dietrich, Poli Negri, czy Bertolda Brechta. Właśnie wtedy powstał słynny "Błękitny anioł”, który jest swego rodzaju symbolem tamtych czasów. Berlinowi lat 20. zawdzięczamy także rozkwit dadaizmu i najlepsze obrazy ze słynnej wytwórni filmowej Universum Film AG, która rocznie produkowała…600 filmów

To wreszcie Berlin, w którym coraz więcej słychać o Hitlerze, a do głosu dochodzą nazistowskie idee. O tej dramatycznej przemianie również pisze Iwona Luba. Wolny, niezależny Berlin z całym swoim kulturowo-intelektualnym kolorytem staje się miastem wielkiej propagandy i niebezpiecznej polityki. Ale to już zupełnie inna historia…

Iwona Luba "Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2013 r.

środa, 24 kwietnia 2013

Charles Duhigg "Siła nawyku"

Dlaczego podejmujemy takie, a nie inne decyzje? Czemu powielamy wciąż te same błędy? Czy zmieniając jeden zwyczaj, możemy zmienić całe swoje życie? I jak to zrobić? Charles Duhigg pisze w tej książce o sprawach niby-oczywistych, ale otwiera przed czytelnikiem zupełnie nowe przestrzenie; wiedzy, poznania, samoświadomości. I choć to książka psychologiczna, to czyta się ją jak najlepszą sensację.

Początek tej książki jest wyjątkowo motywacyjny, wręcz brawurowy. Poznajemy Lisę; kobietę z nadwagą i niską samoocena, która nieoczekiwanie, w trakcie wakacyjnej wyprawy do Kairu, zostaje porzucona przez męża. Załamana, bez pieniędzy i widoków na przyszłość, postanawia... odbyć wyprawę przez pustynię. Ale nie ma na to ani funduszy, ani odpowiedniej kondycji. Decyduje się więc rzucić palenie. Nic więcej - tylko ta jedna zmiana, której może sama dokonać. Od tego momentu rozpoczyna się w jej życiu prawdziwa rewolucja. Ze starzejącej, zaniedbanej i sfrustrowanej kobiety Lisa przeistacza się stopniowo w atrakcyjną, wysportowaną, pełną życia, operatywną kobietę, dla której nie ma rzeczy niemożliwych.

Brzmi fantastycznie? A jednak przemiana Lisy to fakt mający solidne naukowe podstawy. Zmiana jednego nawyku - w tym przypadku było to rzucenie papierosów - uruchomiło cały proces zmian, który zaszedł w jej mózgu.
"Skupiając się na jednym wzorcu - określanym jako nawyk kluczowy - Lisa nauczyła się, w jaki sposób przeprogramować także inne nawyki obecne w jej życiu" - dowodzi Charles Duhigg.
Ta teza znajdzie mocne uzasadnienie w dalszej części książki. Autor pokazuje, jak nawyki rządzą naszym życiem i jak stajemy się ich niewolnikami. Ale pokazuje też, jak można odwrócić tę sytuację, przejmując władzę nad przyzwyczajeniami, które determinują nasze postępowanie, decyzje, wybory. I, co ważne, nie trzeba robić rewolucji w swoim życiu. Wystarczy jedna, pozornie niewielka zmiana, która pociągnie za sobą lawinę. 

Żeby pokazać, jak ogromne znaczenie mają nawyki - w możliwie szerokim wymiarze - autor odsłania nam kulisy działania największych speców od reklamy i marketingu. Za ich sukcesami stoi świetna znajomość ludzkich słabości, przyzwyczajeń, utrwalonych wzorców postępowania. Umiejętność ich przewidywania i... kreowania. To niezwykle pouczająca i odkrywcza część tej książki, która w prosty, przystępny sposób pokazuje, jak jesteśmy umiejętnie manipulowani za sprawą... własnych zwyczajów.      


Skuteczne i efektywne zarządzanie to - jak się okazuje - także zasługa utrwalenia i wykorzystania dobrych nawyków. Stworzenie udanego związku również na tym bazuje... Nie wspominając o wyjściu z nałogu, które - najprościej mówiąc -  jest niczym innym, jak zmianą nawyku. O czym byśmy zresztą w tej książce nie przeczytali, to dotyka to bardziej lub mniej naszego życia i otoczenia. Niby to oczywiste, ale jednak zaskakujące.

Świetna, odkrywcza, pouczająca książka, która z tzw. poradnikiem nie ma nic wspólnego. A jednak sporo można się z niej o sobie dowiedzieć.

Charles Duhigg "Siła nawyku", Dom Wydawniczy PWN, 2013 r.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Amanda Prowse "Zła kobieta"

Czekałam na tę książkę i miałam wobec niej spore oczekiwania. Zostałam zaskoczona, ale... pozytywnie. Zamiast niszowej literatury faktu dostałam dobrą literaturę popularną; z ciekawą akcją i wyraziście nakreślonym problemem przemocy w rodzinie. W tej książce nie ma sądu nad oprawcą; są same ofiary i jest ich wiele. 

Autorka umiejętnie stopniuje napięcie i dawkę agresji, przemocy, upokorzenia. Słusznie, bo pewnie byłoby to nie do zniesienia i nie do uwierzenia. Historię Kate poznajemy "kiedyś" i "dziś".

Owo "kiedyś" oznacza lata przemocy i sadyzmu ze strony męża kobiety; inteligentnego, przystojnego, czarującego mężczyzny. Idealnego ojca, znakomitego pedagoga i dyrektora szkoły. Oprawcy, który życie swojej ofiary regulował codziennymi zadaniami i karami. Wymyślnymi, rytualnymi, okaleczającymi.

Kate jest typową ofiarą; bezwolną, sparaliżowaną strachem o dzieci, dbającą o pozory "normalnej rodziny". Za wszelką cenę; również za cenę własnego codziennego cierpienia, które staje się rutyną. To nie tylko cierpienie fizyczne, zadawane przez męża, ale też upokorzenie, którego doświadcza ze strony dzieci; niczego nieświadomych i biorących matkę za "wariatkę", choćby za względu na jej rytuały, jak codzienne pranie pościeli, które miało maskować przemoc.

Wydaje się, że z tej pułapki nie ma ucieczki. I któregoś dnia wszystko pęka: Spokojna, wyciszona Kate zadaje swojemu mężowi wiele ran kuchennym nożykiem do obierania warzyw, pyta dzieci, co by zjadły na kolację i dzwoni na policję przyznając się do morderstwa.

Brzmi niewiarygodnie? A jednak. Czytałam znakomitą książkę Katarzyny Bondy o polskich kobietach-morderczyniach, więc dla mnie to wiarygodna i tzw. życiowa sytuacja. Ale  już cała reszta tak oczywista nie jest. Kate dostaje niski wyrok, w miarę spokojnie przechodzi więzienie i wychodzi na wolność. Spadek po mężu pozwala jej wieść wygodne życie, a nawet spełniać marzenia. Problem jednak w tym, że do życia - w sensie rodzinnym i społecznym - sprzed morderstwa powrotu już nie ma.

I tak mamy owo "dziś". Oznacza ono samotność, wrogość i oskarżenia ze strony dzieci. Kompletną alienację i poczucie niewiarygodnej straty.  Kate znów jest ofiarą, w dodatku podwójną; dzieci mają do niej pretensje, że przez lata ukrywała przemoc, której doświadczała, a także, że rozwiązała "swój" problem pozbawiając życia ich ukochanego ojca.

Wydaje się, że to znów sytuacja bez wyjścia. Nie da się wrócić czasu, nie da się odkupić win. Ale sens tej książki leży w determinacji i sile, którą ma w sobie główna bohaterka. Jesteśmy więc świadkami jej "ponownego narodzenia". I swoistego dojrzewania; do szczerości, prawdy, otwartości. Również do tego, by dać sobie prawo do szczęścia, do samej siebie, swojego odrębnego życia. To również droga do odzyskania dzieci. I więcej nic nie powiem, bo zabiorę Wam przyjemność czytania tej trudnej, wstrząsającej, ale też pięknej historii...

Amanda Prowse "Zła kobieta", Wydawnictwo Wielka Litera, 2013 r.

"Jak błądzić skutecznie. Prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dorotą Kowalską"

Piętnaście rozmów o wierze, polityce, miłości, snach, kobietach, dzieciństwie, śmierci. Sporo się z nich dowiemy; nie tylko o profesorze Mikołejko, ale też o nas samych.

Wywiad-rzeka, który Dorota Kowalska przeprowadziła z prof. Zbigniewem Mikołejko z powodzeniem wystarczyłby na kilka książek. Jedna z nich dotyczyłaby osobistej sfery życia profesora, jego dzieciństwa; przemocy, której doświadczył, krzywd i traum, które zdeterminowały jego dorosłe życie.
"Upokorzenia moralne, krzywdy fizyczne – to się najmocniej w nas odciska. To w nas wypalony wzór. Wzór wypalony do kości” – mówi Mikołejko.
Byłaby to także książka o słabości, niedoskonałości człowieka, ale też o sile, którą może on czerpać ze swoich niedostatków, o ile ma ich świadomość. Ta bardzo osobista, intymna wręcz część wywiadu, która jest znakomitym wstępem do kolejnych rozmów. Buduje bowiem ich wiarygodność, szczerość i przede wszystkim skraca dystans z czytelnikiem. Dzięki temu Mikołejko nie jest już dla nas tylko etykiem, czy filozofem, ale po prostu człowiekiem; niedoskonałym, wątpiącym – jednym z nas.

"Każdy jest inny, każdy jest – jak mówi wyświechtana, ale trafna maksyma – osobną wyspą (…) – dowodzi profesor. – Niektórzy mówią, że Bóg nas zrozumie. Ale ponieważ jestem człowiekiem, któremu bliższa jest niewiara niż wiara, nie liczyłbym w tej materii za bardzo na Boga.”
Od spraw osobistych rozmowy przechodzą do tematów egzystencjalnych i światopoglądowych. Poznajemy stosunek Mikołejki do religii, sztuki, polityki, historii, tradycji. Ale tu również daleko od banału i ogólników. Profesor nie uchyla się przed osobistymi opiniami na temat konkretnych polityków i znanych osób z życia publicznego wyraźnie zaznaczając swoje sympatie oraz antypatie. Pięknie mówi też o kobietach, miłości, zdradzie, samotności. Przeznaczeniu i śmierci.

Szczerze, bezpretensjonalnie, mądrze.

 
"Jak błądzić skutecznie. Prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dorotą Kowalską", Wyd. Agora, Iskry, 2013 r.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Wywiad z Carlą Montero, autorką "Szmaragdowej Tablicy"


16 kwietnia odbyła się premiera „Szmaragdowej Tablicy” autorstwa Carli Montero. W Hiszpanii książka stała się bestsellerem. Czy pokochają ją także polscy czytelnicy? Mam nadzieję, że wywiad z autorką Carlą Montero przekona Was, by sięgnąć po tę powieść.

Pierwsze pytanie służy jako rozgrzewka, dlatego powinno być łatwe. Hm. Czy choćby w najdzikszych snach sądziłaś, że jesteś w stanie napisać dwie bestsellerowe powieści?
- Nie, absolutnie nie. Tak naprawdę jestem totalnie przypadkowym pisarzem. Chodzi mi o to, że od zawsze pisałam wyłącznie dla przyjemności, a nie po to, aby publikować moją twórczość. Dlatego też, od momentu kiedy otrzymałam Circulo de Lectores, wszystko mnie zaskakuje.

Wiem, że studiowałaś prawo i zarządzanie, mimo to najwyraźniej wiesz całkiem sporo na temat historii. Jakim cudem?
- Cóż, historia od zawsze była moim konikiem. Kiedy byłam dzieckiem, dziadek opowiadał mi fascynujące historie, osadzone w realiach średniowiecza, dotyczące władców, książąt, rycerzy, zdrad, miłości, wojen. Wszystkie te opowieści były ogromnie realistyczne. Od dzieciństwa czytam i nie przestaję poszerzać mojej wiedzy historycznej. Myślę, że to, co robisz z miłością i pasją, jest zawsze przyjemne.

W Szmaragdowej Tablicy jest fragment historii naszego kraju - Polski. Wspominasz kilka razy Poznań. CZy podczas pisania tej książki natknęłaś się na jakieś inne interesujące fakty dotyczące naszego kraju?
- Rola i obecność Polski w II wojnie światowej nie podlega dyskusji. Chociażby z tego powodu warto poświęcić temu tematowi trochę lektur i historii. Pisząc Szmaragdową Tablicę miałam rzadką możliwość poszerzenia swojej znajomości polskiej historii, od inwazji nazistów na Polskę, heroizmu polskiej armii w kampanii wrześniowej, cierpienia ludzi podczas okupacji, aż po Holokaust w getcie warszawskim, powstanie warszawskie.
Podczas pisania książki odwiedziłam Warszawę i Muzeum Powstania Warszawskiego. Zebrałam mnóstwo informacji na temat ruchu oporu. Wykorzystałam je później, pisząc o francuskim ruchu oporu. Przykładem takich informacji jest prawdziwy zasobnik z żywnością, który alianci zrzucili z samolotu nad okupowanym krajem - wykorzystałam ten motyw w książce.

Interesuje cię nieco więcej niż sama historia. Alchemia, hermetyzm, ezoteryka... Wspominasz nawet o magii! Skąd się wzięła fascynacja tymi tematami?
- Nie powiedziałbym, że to wszystko mnie fascynuje. Z pewnością jednak było to obsesją  wielu ludzi, np. Hitlera. Kiedy zaczęłam planować tę książkę, stwierdziłam, że warto wykorzystać tematykę magii, egzorcyzmów. Pasują doskonale do wątków i uatrakcyjniają  fabułę.

Praktykujesz coś z tego lub znasz kogoś, kto się tym zajmuje? ;-)
- Nie, chociaż czasami nawet bym chciała. Poza tym uważam, że magia, wątki nadprzyrodzone są obecne w naszym zwyczajnym życiu, a nie w spektakularnych wydarzeniach.

Jestem przekonany, że istnieją setki artefaktów, o których można napisać tego typu powieść. Dlaczego sądzisz, że Szmaragdowa Tablica jest najciekawszym z nich?
- Sądzę, że Szmaragdowa Tablica jest jednym z niecodziennych zjawisk, o których stosunkowo niewiele wiadomo. Szmaragdowa Tablica kryje jednak w sobie piękną i bogatą legendę, doskonale nadającą się dla fikcyjnej opowieści.

Główną bohaterką książki jest kobieta. Czy to było dla ciebie ważne? I czy sądzisz, że kobiecy punkt widzenia może być szczególnie istotny dla czytelników twojej książki? Smutne to, ale kobiecy narrator jest nadal rzadkością w świecie literatury.
- Ponieważ jestem kobietą, łatwiej zidentyfikować mi się jako kobiecy bohater, lepiej wyrazić uczucia i punkt widzenia. Wszystko to jednak służy temu, aby kobiecy punkt widzenia skonfrontować z męskim. Uzupełniają się wzajemnie i w efekcie dają kompletny i bogaty obraz całości.

W swojej powieści opisujesz sceny brutalnego traktowania kobiet. Szczególnie jednej sceny nie potrafię wyrzucić z pamięci. Nie chodzi wyłącznie o pogoń za literacką modą, prawda?
- Nie, absolutnie nie. Chodziło mi o podkreślenie faktu, że domowa przemoc to nie atrybut  rodzin z marginesu i nizin społecznych. Przemoc jest również obecna wśród ludzi dobrze sytuowanych, o wysokim statusie społecznym.
Co równie istotne, przemoc w rodzinie ma także aspekt emocjonalny, a wiele z takich spraw nigdy nie jest zgłaszana policji. (W samej tylko Hiszpanii 80% przypadków nigdy nie wyjdzie na światło dzienne).

Moim skromnym zdaniem umieściłaś w książce naprawdę plastyczne opisy i żywe dialogi. Jak sądzisz - czy możliwe jest zekranizowanie jej, powiedzmy... w Hollywood?
- Z pewnością nie będę osobą, która zaneguje taki pomysł. Sądzę, że pisanie powieści, które w łatwy sposób można ekranizować, to domena młodego pokolenia pisarzy, w którym de facto się obracam. To pokolenie, które dorosło w erze audiowizualnego środowiska: „spijamy wszyscy ze źródeł” telewizji i kina.

Masz jakieś pomysły, kto mógłby zagrać Anę, Konrada i Alaina?
- To zabawne, ale niedawno zadałam to pytanie moich fanom na FB.
Padało wiele propozycji, wśród których pojawiały się prawdziwe gwiazdy: Michael Fassbender, Viggo Mortensen, George Clooney, Alexander Skarsgard, Diane Kruger, Charlize Theron, Marion Cotillard.

Jak radzisz sobie z sukcesem? Planujesz już napisanie kolejnego bestsellera, czy najpierw wybierzesz się na jakieś wakacje?
- Jestem szczęściarą - moja wspaniała i wielka rodzina sprowadza mnie na ziemię. Odsuwam zawsze gdzieś w cień takie tematy, jeśli na co dzień jestem skupiona na milionach domowych spraw. Jednak przyznać muszę, że po kampanii promocyjnej książki w Hiszpanii byłam już naprawdę zmęczona i zrobiłam sobie krótką świateczną przerwę. Teraz jednak wracam do pracy i piszę kolejną powieść na miarę, mam nadzieję,  kolejnego bestsellera. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tak było.

Rozmawiał Adrian Tomczyk
Wywiad udostępniony przez Dom Wydawniczy Rebis

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Joanne Fluke "Piernikowe makabreski"

Lubię Joanne Fluke za jej dowcip, dystans i zamiłowanie do dobrego jedzenia. I oczywiście za "morderczą" wyobraźnię. "Piernikowe makabreski" są i smaczne, i intrygujące. W sam raz na weekendową lekturę.

Hanna Swensen, którą niektórzy poznali już w "Śmierci za cukiernią" jest kulinarną gwiazdą małego, amerykańskiego miasteczka. Wszyscy się tu znają i wszystko o sobie wiedzą. Jest słodko i pysznie. Ale też duszno, klaustrofobicznie, niewygodnie. I niebezpiecznie.

Tymczasem Hanna, która znakomicie radzi sobie ze swoim cukierniczym biznesem, odnajduje jednego ze swoich sąsiadów, Erniego Kusaka, brutalnie zamordowanego. Ofiara leży wśród świątecznych pierniczków. I, jak się wkrótce okazuje, zabójcą jest ktoś z najbliższego otoczenia ofiary. Być może ktoś, kogo doskonale zna Hanna.

Hanna prowadzi własne śledztwo, w międzyczasie piecze świetne ciastka; oczywiście jedno i drugie udaje się jej wyśmienicie. W obu sprawach sięga do sedna problemu - ku zadowoleniu czytelników. I niezadowoleniu swoich sąsiadów...

Czy dwa kolejne opowiadania w tej książce dorównują tej świetnej, kryminalno-cukierniczej opowieści? W każdym razie trzymają poziom. I wpasowują się w konwencję, która mi bardzo odpowiada; zbrodniczą i humorystyczną. Jest w tej książce i słodko, i gorzko. Dziwnie i tajemniczo. Brawurowo, a nade wszystko - dowcipnie.

I to dla mnie marka Joanne Fluke.

Joanne Fluke,  Laura Levine, Leslie Meier "Piernikowe makabreski", Wydawnictwo Bellona, 2012 r.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Dokąd na wakacje? "Agrowypas" Dariusz Jędrzejewski

To najwyższa pora, żeby zastanowić się nad wakacjami. I zajrzeć do książek, które pomogą nam w podjęciu decyzji, gdzie je spędzić. Na początek proponuję "Agrowypas" Dariusza Jędrzejewskiego, gdyż to przewodnik z bardzo fajną ideą. Autor zabiera nas na polską wieś i do małych miasteczek, przekonując, że można tam ciekawie spędzić czas.

To książka dla tych, którzy mają dość zorganizowanych wyjazdów do zamkniętych zagranicznych kurortów, albo po prostu nie mają na nie pieniędzy. Ale też dla tych, którzy doceniają turystyczne uroki Polski i konsekwentnie na wakacje wybierają nowe miejsca w kraju. W "Agrowypasie" znajdą kilkadziesiąt pomysłów na wakacje na tzw. polskiej prowincji. Wraz z Dariuszem Jędrzejewskim zajrzą do 35 wsi i małych miasteczek w każdej części Polski; nad morzem, w górach, nad jeziorami. Na wschodzie i zachodzie kraju, w jego najodleglejszych zakątkach.

Ten oryginalny przewodnik po miejscach, które nie są "wydeptane" na turystycznej mapie, ma inspirować do własnych poszukiwań. Tymczasem autor podpowiada, jak ciekawie i atrakcyjnie spędzić tydzień w jednym z wybranych przez niego miejsc; z dala od zgiełku wielkich miast, poznając unikalne i wyjątkowe pod względem przyrodniczym, kulturowym, czy architektonicznym miejsca.

Znajdziecie w tej książce ponad dwieście tras pieszych i rowerowych oraz wycieczek samochodowych. Dowiecie się, gdzie można przenocować, co koniecznie trzeba zobaczyć i jakich lokalnych atrakcji nie można przegapić. Dokąd wybrać się na spacer, a gdzie koniecznie pojechać rowerem lub popłynąć kajakiem.
  
Piękna jest Polska w tej książce; warto ją taką poznać. Tym bardziej, że można ją odkryć samemu i niewielkim nakładem środków.


Na wakacyjne wypady polecam też "Spacerem po Londynie" i "Spacerem do Rzymie". Znajdziecie w nich opisy tras krok po kroku, najciekawsze miejsca i porady bywalca, największe atrakcje miasta. Syntetycznie, precyzyjnie, ciekawie.

Dariusz Jędrzejewski "Agrowypas. 35 wsi i miasteczek w całej Polsce", Wydawnictwo G+J Książki, 2013 r.

sobota, 13 kwietnia 2013

Anna Poppek "Seryjni mordercy XX wieku"


 
Dostajemy w tej książkę historię najbardziej spektakularnych zbrodni XX wieku. Ich autorami, sprawcami, głównymi bohaterami są ludzie, których sylwetki Anna Poppek kreśli z dużą wnikliwością, starając się dotrzeć do przyczyn ich zbrodniczych skłonności. Pokazując też nieporadność śledczych w obliczu ich sprytu, inteligencji, przebiegłości

Dwadzieścia trzy opowieści - dwadzieścia trzy historie seryjnych morderstw dokonanych przez polskich i zagranicznych sprawców.

To postaci wymykające się wszelkim schematom; o różnym statusie społecznym, majątkowym, rodzinnym. Samotnicy i dziwacy, ale też mężczyźni dużym uroku osobistym, wyjątkowej inteligencji, cieszące się sympatią, szacunkiem i autorytetem.

Im zresztą bardziej niepozorna i "zwyczajna" postać mordercy, tym trudniejsze okazuje się jego schwytanie. To jeden z powodów dla których bezkarnie zabija on kolejne ofiary, przez całe lata nie budząc żadnych podejrzeń.

Taką postacią był Karol Kot; grzeczny, spokojny i inteligentny maturzysta z Krakowa, który mordował wyłącznie dla przyjemności, którą sprawiało mu zabijanie. Ten "chłopiec o niewinnych oczach" stanowił całkowite zaprzeczenie wyobrażenia seryjnego mordercy. A jednak jego zbrodnie zdumiewały swoją bezwzględnością, brutalnością i przypadkowością.

Zdecydowanie bliżej do wizerunku "potwora" było Andiejowi Czikatilo, rzeźnikowi z Rostowa, który stal się pierwowzorem Hannibala Lectera. Ten agresywny, o odpychającej powierzchowności mężczyzna zamordował ponad 50 osób; głównie dzieci. Okaleczał ich ciała i zjadał ich części...

Takich historii; porażających okrucieństwem, bezwzględnością i nieobliczalnością sprawców, ale też zadziwiających ich wieloletnią bezkarnością, znajdziecie w tej książce więcej. Wszystkie robią ogromne wrażenie. Ja zapamiętałam szczególnie historię Teda Bundy'ego, który mordował w Ameryce młode, długowłose dziewczyny, Marca Dutrouxa, belgijskiego porywacza i mordercy dziewczynek, czy Joachima Knychały, który na Śląsku mordował kobiety.

Mocna to lektura i swoiste kompendium wiedzy na temat najokrutniejszych zbrodni XX wieku. Do zastanowienia i ku przestrodze.

Anna Poppek "Seryjni mordercy XX wieku", Wydawnictwo G+J Książki, 2013 r.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Hakan Nesser "Powrót"

Komisarz Van Veeteren powraca - i to w dobrym stylu. Nie stracił nic ze swojej opryskliwości i bystrości, a zyskał jeszcze bardziej ludzki wymiar, bo tym razem zagadkę rozwiązuje na łóżku szpitalnym. Wydaje mu się, że jest niezastąpiony i ...chyba rzeczywiście coś w tym jest. 

"To był pierwszy dzień i zarazem ostatni"... Akcja książki zaczyna się od powrotu z więzienia podwójnego mordercy.

Pierwszy dzień na wolności okazuje się ostatnim dniem życia mężczyzny. Jego ciało - zawinięte w dywan, poćwiartowane, bez głowy, zostaje odnalezione rok później w przydrożnym rowie.

Leopold Verthaven - bo tak nazywa się ofiara to facet, który przesiedział w więzieniu wiele lat za dwa morderstwa bliskich mu kobiet. Za jego winą przemawiał agresywny charakter, porywczość, brak alibi i... dość obojętne podejście do postawionych mu zarzutów. W drugim przypadku dodatkowo na jego niekorzyść zeznali przypadkowi świadkowie. Czy jednak wina mężczyzny rzeczywiście była bezsporna?

Komu zależało, by pozbawić życia mordercę chwilę po tym, jak odzyskał wolność?

Takie pytania zadaje sobie Van Veeteren leżąc na szpitalnym łóżku tuż po operacji. Komisarz nie ma wątpliwości, że rozwiązania zagadki brutalnego mordu trzeba szukać kilkadziesiąt lat wcześniej, cofając się do zbrodni które być może popełnił ktoś inny. Ktoś, komu zależało, by Verthaven nie mógł już nigdy dochodzić sprawiedliwości. Van Veeteren rozpoczyna na własną rękę śledztwo, które jest o tyle skomplikowane, że wymaga cofnięcia się w przeszłość i dotarcia do osób, które nie pamiętają lub nie chcą pamiętać tamtych wydarzeń. Wkrótce okaże się, że samo dotarcie do prawdy to za mało, by wymierzyć sprawiedliwość. Ale Van Veeteren ma swoje sposoby...

Jak na Nessera przystało - fabuła jest logiczna, konsekwentna, spójna, ale też zaskakująca i niebanalna.

To zdecydowanie udany powrót mistrza skandynawskich kryminałów.

Czy "Powrót" dorównuje "Punktowi Borkmana", który uważam za rewelacyjny? Zdecydowanie trzyma poziom. Polecam.

Hakan Nesser "Powrót", Wydawnictwo Czarna Owca, 2013 r.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Stefan Wroński "Dzidek"

Ma przedwojenny Lublin swojego Wrońskiego, ma swojego Wrońskiego przedwojenna Warszawa! "Dzidek" Stefana Wrońskiego to nie tylko dobrze napisana proza, ale przede wszystkim klimatyczny obraz stolicy lat 30. ubiegłego wieku. Piękny to obraz, wzruszający, budzący tęsknotę. Bardzo  sugestywnie przedstawiony i wiernie bazujący na historii. Za to chylę czoła przed autorem.

Głównym bohaterem tej opowieści jest tytułowy Dzidek; sprytny, rezolutny chłopiec, którego życie toczy się między eleganckim mieszkaniem doktorostwa Korzybskich w warszawskiej kamienicy na ulicy Skorupki, a podwórkiem, którego jest prawdziwym królem. Dzidek to warszawiak z krwi i kości; jego mama jest prawdziwą damą, a ojciec cenionym doktorem. Jest też pokojówka Marcia - "jedyna osobie, przed którą Dzidek miał pietra", a w której kochał się szofer Jan. Ważna w życiu Dzidka jest też siostra Jola, na której narodziny czekał z utęsknieniem (liczą, że będzie miał brata), by następnie uznać ją za "czarownicę" i... pobierać od kolegów opłaty za jej oglądanie.

Szczęśliwa rodzina, grono kolegów i mnóstwo szalonych pomysłów - tak wygląda życie Dzidka. Razem z nim wędrujemy ulicami Warszawy z lat 30. i zaglądamy do jej zakamarków tworzących klimat tamtych czasów. Odwiedzamy Służewiec, Bar pod Setką, piwnicę Pesy Goldfarb, w której uczyli się  fachu najlepsi warszawscy doliniarze, poznajemy złodziejską ferajnę. Trafiamy też w sam środek kryminalnej afery, w którą oczywiście zaplątany jest Dzidek.

Barwny to obraz przedwojennej Warszawy z całym urokiem jej żydowsko-kupieckiego klimatu i szemranego towarzystwa. Dzidek świetnie się w niej odnajduje, a jego cwaniactwo i naturalny wdzięk sprawiają, że miasto żyje wraz z nim i jego przygodami. Jest kolorowo, brawurowo, filmowo. Efekt dopełniają fotografie przedwojennej stolicy, które rewelacyjnie oddają jej klimat. Aż się za taką Warszawą tęskni, aż się chce do niej wrócić...

W ten sielski obraz beztroskiego dorastania brutalnie wdziera się wojna, która jest swoistą cezurą dojrzewania. Warszawa staje się miastem groźnym, brutalnym, mrocznym. Dzidek dorasta z dnia na dzień; niemal na naszych oczach. Zmienia się jego system wartości, spojrzenie na świat, priorytety. Swoją inteligencję i spryt chłopak przekuwa w jeden cel: walkę z okupantem. staje się odpowiedzialny, rozsądny. Odważny i zdeterminowany.

Warszawa wojenna, którą wraz z nim przemierzamy budzi grozę, ale też intryguje; nic i nikt nie jest już takim, jak kiedyś... Jest też Warszawa powstańcza, jest Warszawa wyzwolona. Ale to już jest inna Warszawa, niż ta w której dorastał Dzidek. Kontrast między pierwszą częścią książki, w której jest barwnie i sielsko, a drugą, która jest mroczna i okrutna, wydaje się ogromny. To potęguje efekt żalu, tęsknoty, smutku za tym, co było, minęło, nigdy nie wróci... Ta nostalgia zostanie ze mną po tej książce na długo.

Liczę, że to dopiero początek tej opowieści, bo jest ona niezwykła. A, co ważne, jest częścią prawdziwej historii. Za ten autentyzm i sugestywność bardzo autorowi dziękuję. Doceniając przy tym również jego wyobraźnię, barwny język i umiejętność snucia pięknych opowieści. 

Stefan Wroński "Dzidek", Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2013 r.

sobota, 6 kwietnia 2013

Maciej Orłoś, Henryk Sawka "Kuba i Mela dają radę"

To druga część przygód sympatycznej Meli i zwariowanego Kuby, których poznałam w książce "Kuba i Mela. Dodaj do znajomych". I tym razem również dostałam lekturę ciepłą, serdeczną, dowcipną i familijną. Polecam tę książkę całej rodzinie, bo rzeczywiście "daje radę".  

Podobnie jak w pierwszej części o swoich perypetiach szkolnych i rodzinnych opowiada na przemian tytułowe rodzeństwo: Mela i Kuba.

Tym razem akcja rozpoczyna się w wakacje, które spędzają razem z rodzicami, a które każde z nich opisuje ze swojego punktu widzenia. Kuba zdał właśnie do piątej klasy, a Mela do drugiej i oczywiście oboje czują się bardzo dorośli. Mają też swoje zdanie na niemal każdy temat. A wakacje to doskonały czas, żeby bacznie obserwować i komentować rzeczywistość... Jest więc zabawnie, zaskakująco, pouczająco.

A potem pora wrócić do szkoły i zmierzyć z poważnymi problemami nastolatków. Jak egzekwować od rodziców niewielkie kieszonkowe i tak nim gospodarować, żeby wystarczyło na wszystko? - zastanawia się Kuba. Jak przekonać rodziców, żeby pozwolili przekłuć uszy? - kombinuje Mela. Jak rano wstać do szkoły? Namówić mamę na pierwszy telefon komórkowy?

Życie rodzinne przenika się z tym szkolnym, a rodzeństwo, które na co dzień kłóci się ze sobą i rywalizuje, w konfrontacji z mniejszymi i większymi kłopotami, staje za sobą murem. Fajny to obraz dzieciaków, przyjazny i... bardzo normalny. Mela i Kuba budzą sympatię, bo mają zwyczajne problemy, marzenia, pragnienia. Nie są idealni, ale tak zwyczajnie niedoskonali, jak tylko mogą być "dorastające" dzieci. Ich świat to, tak naprawdę, świat współczesnych dzieci z kochających się i doceniających się nawzajem rodzin. To dobry świat; ciepły, bezpieczny, pozytywny. Pełen humoru i dobrej energii. Jest w nim miejsce na bycie razem, radość ze świąt, wspólnych wyjazdów, ale też na komputer, społeczność Facebookową, grono rówieśników. Jest też o tym, że "życie jest ciężkie"...

I powtórzę to, co napisałam po lekturze pierwszej części "Meli i Kuby": Fajne to całe towarzystwo; sympatyczne, normalne. Dlatego zdecydowanie polecam tę książkę dzieciom i ich rodzicom - do wspólnej, albo indywidualnej lektury. Dobra zabawa murowana. I chwila mądrej refleksji również.

Maciej Orłoś, rysunki Henryk Sawka "Kuba i Mela dają radę", Wydawnictwo Jaguar, 2012 r.

piątek, 5 kwietnia 2013

Carin Gerhardsen "Najmroczniejsza ciemność", "Domek z piernika"

Świetnie połączone watki i misternie budowane napięcie, które przyprawiło mnie o mocne bicie serca. "Najmroczniejsza ciemność" tak mi się spodobała, że natychmiast po zakończeniu tej lektury sięgnęłam do "Domek z piernika" - debiutancką książkę szwedzkiej autorki. I znów było sporo mocnych wrażeń. Cóż, wygląda na to, że dołączyłam właśnie do grona miłośników kryminałów Carin Gerhardsen...  

Akcja rozpoczyna się na promie płynącym ze Szwecji do Finlandii. Gości jest sporo, wśród nich grupka nastolatków, która świetnie się bawi.

Jedna z młodych dziewczyn, szesnastoletnia Jennifer, zachowuje się wyjątkowo prowokacyjnie. Zostawia swojego chłopaka i uwodzi dwóch starszych mężczyzn. Rano jej ciało odnajduje w toalecie sprzątaczka... Dziewczyna została brutalnie zamordowana.

Drugi wątek powieści prowadzi nas do innej ofiary. Tym razem chodzi o młodą kobietę z roztrzaskaną czaszką, której ciało zostało ukryte w kontenerze na śmieci w jednym ze sztokholmskich parków. Tuż obok leżało porzucone, wycieńczone, ale żywe niemowlę...

Trzeci wątek także wydaje się być oderwany od poprzednich i tym razem nie ma żadnej ofiary - jest natomiast tajemnica. Poza tym to właśnie on buduje napięcie tej książki.

W pustym, zamkniętym mieszkaniu przebywa trzyletnia Hanna. Jest osamotniona, przerażona i zdezorientowana. Jej ojciec jest w Japonii, a matka po prostu zniknęła. Dziewczynka nie jest w stanie otworzyć mieszkania, nie zna też żadnego numeru telefonu, pod który mogłaby zadzwonić. Mijają kolejne godziny, dni, a ona instynktownie usiłuje utrzymać się przy życiu. Szuka też pomocy, na oślep wybierając przypadkowe numery telefonów. Rozpoczyna się szaleńczy pościg z czasem, gdyż okazuje się, że tylko jeden człowiek wie, iż dziewczynka jest całkowicie bezbronna. I będzie chciał to wykorzystać. Czy pomoc dotrze, zanim otworzy on drzwi do mieszkania Hanny?...

Wszystkie te, na pozór oderwane od siebie wątki, spina posterunek w Hammarby i jego policjanci; w szczególności Petra Westman i jej szef Conny Sjöberg. Im również warto poświęcić kilka słów, bo to ludzie z krwi i kości. Mają swoje słabości, traumy, niedoskonałości. Borykają się z osobistymi problemami, które często zazębiają się z ich pracą, a równocześnie są zawodowcami; doprowadzenie śledztwa do końca jest dla nich najważniejsze. To właśnie oni tworzą znakomity klimat tej opowieści; wiarygodny, przejmujący, nie oderwany od rzeczywistości. To oni spinają wszystkie wątki i krok po kroku rozwiązują wszystkie zagadki. Nie jest to proste, bo okazuje się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana niż się na początku wydawało i ma co najmniej jedno drugie dno. Tymczasem rozwiązanie, paradoksalnie, jest na wyciągnięcie ręki.

Jestem pod wrażeniem intrygi po mistrzowsku skonstruowanej przez Carin Gerhardsen i widzę w niej godną konkurencję dla najlepszych skandynawskich autorów kryminałów. Doceniam jej fabularny talent, ale też świetne psychologiczne wyczucie i konsekwencję w budowaniu postaci; ciekawych, ale na swój sposób zwyczajnych i dzięki temu bliskich czytelnikowi.

Niech najlepszą rekomendacją dla "Najmroczniejszej ciemności" będzie to, że natychmiast po jej przeczytaniu sięgnęłam po "Domek z pienika", którym autorka debiutowała (w Polsce DW Rebis wydał książkę w 2012 roku). To zupełnie inna historia, ale jej siłą również jest psychologiczna wiarygodność i nieoczywiste rozwiązania.

W tej książce poznajemy młodą policjantkę Petrę Westman i inspektora Conny'ego Sjöberga. Mają do rozwikłania skomplikowaną zagadkę brutalnych morderstw. Giną mężczyźni i kobiety z różnych szwedzkich miast, a jedynym co ich łączy jest ten sam wiek... Trop prowadzi do odległej przeszłości i wspólnej fotografii z przedszkola. Ale w tej historii również nic nie jest takim, jakim się początkowo wydaje. A stare zdjęcie również może zniekształcać rzeczywistość. Tą trudną i niezwykle tajemniczą sprawą kieruje Conny Sjöberg, wzorowy mąż, ojciec, policjant. I człowiek, który nie ze wszystkim radzi sobie tak idealnie jak by chciał... Jeszcze ciekawsza jest postać Petry, która pada ofiarą przestępstwa seksualnego i postanawia sama wymierzyć sprawiedliwość swojemu oprawcy - zdumiewający finał tego wątku poznamy już w "Najmroczniejszej ciemności" - to swego rodzaju spoiwo obu powieści; intrygujące i zaskakujące. Dodaje im pikanterii, ale też wzmacnia ich ludzki wymiar.

Teraz pozostaje mi czekać na trzecią odsłonę opowieści z Hammarby, a dotychczasowe już umieszczam na mojej topliście skandynawskich kryminałów. 

Carin Gerhardsen "Najmroczniejsza ciemność", Dom Wydawniczy Rebis, 2013 r.
Carin Gerhardsen, "Domek z piernika", Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...