środa, 12 lipca 2017

Jakub Żulczyk "Wzgórze psów"

„Wzgórze psów” to wnikliwe studium społeczeństwa i rodziny. Brutalne, bez najmniejszej taryfy ulgowej. Dlatego czyta się tę książkę z grymasem bólu, czasem niedowierzaniem, złością, obrzydzeniem. Ale czyta się do końca. 

Mikołaj  wraca ze swoją żoną Justyną do rodzinnego domu w Zyborku. To postpegeerowskie miasteczko wykreowane przez Jakuba Żulczyka może być wszędzie. W każdym miejscu w Polsce. Nie da z niego uciec, nie da się od niego odciąć. I nie sposób go zmienić. Ta hermetyczna, duszna społeczność  rządzi się swoimi regułami, swoim prawem - które z żadnym prawem nie mają nic wspólnego.

Mikołaj wraca do Zyborka bo musi, zmuszony sytuacją ekonomiczną. Wraca, choć bardzo tego nie chce. Tu – pod jednym dachem z ojcem, jego drugą żoną i dziećmi – ma „przezimować”, odkuć się finansowo i wrócić do swojego normalnego życia w Warszawie. Rzecz w tym, że wejście do domu despotycznego ojca oznacza podporządkowanie się jego dyktaturze, od której bohater całe życie uciekał. Zależność, której nienawidzi. Oznacza też powrót do demonów przeszłości, o których Mikołaj nie chce pamiętać. Od pierwszej chwili widać, że to się nie może udać, że cała sytuacja jest skazana na niepowodzenie – ba, na potężną katastrofę.

A jednak... A jednak razem z Mikołajem i Justyną  wchodzimy coraz głębiej w ten grząski, brudny, prymitywny świat, w którym jedyną regułą jest brak reguł. W tym świecie rządzi przemoc i okrucieństwo, w zetknięciu z którymi człowiek-jednostka jest bezsilny.

Poczucie nieuchronnej porażki w obliczu brutalnej, prymitywnej siły lokalnego układu, a z drugiej strony strachu i zmowy milczenia miejscowej społeczności rodzą w Mikołaju bunt.  Taki sam bunt, które kiedyś kazał mu wyjechać z Zyborka, teraz każe mu przeciwstawić się złu, które eskaluje do rozmiaru brutalnych zbrodni. To, paradoksalnie, pozwala mu zbudować swoiste porozumienie z ojcem, odbudować relacje z Justyną, a wreszcie skonfrontować się z bolesną przeszłością.

 Jakub Żulczyk "Wzgórze psów", Świat Książki, 2017 r.

wtorek, 11 lipca 2017

Paula Hawkins "Zapisane w wodzie"

Ta powieść Pauli Hawkins, podobnie jak poprzednia bestsellerowa "Dziewczyna z pociągu", oparta jest na tajemnicy. Aby zbliżyć czytelnika do jej rozwikłania autorka oddaje głos bohaterom, którzy ze swojego punktu widzenia relacjonują wydarzenia, prowadzą śledztwo, z boku przyglądają się sprawie.

A rzecz dotyczy tajemniczego utonięcia kontrowersyjnej mieszkanki niewielkiego miasteczka Nel Abbott, która  swoją sławę zawdzięczała książce o… tajemniczych utonięciach kobiet. W przypadkową ani samobójczą śmierć kobiety nie wierzy jej siostra Jules, jak również jej nastoletnia córka Lena. Wokół Topieliska – tak mieszkańcy nazywają rzekę, w której utonęła Nel i inne kobiety  - narasta atmosfera niedomówień, pomówień, obsesji, strachu. To nie pomaga ani w oficjalnym śledztwie prowadzonym przez policję, ani w tym prywatnym, które prowadzi Jules, a w którym nie brakuje bardzo osobistych wątków.

Z każdą kolejną odsłoną, także tą sięgającą daleko w przeszłość, miasteczko z Topieliskiem traci swoją maskę spokojnego i sielskiego miejsca. Robi się coraz bardziej mrocznie, niepokojąco, nic nie jest takie, jak się na początku wydawało. I nikt nie może czuć się bezpiecznie. Relacje poszczególnych osób, których początkowo nic nie łączy, zdają się biec w tym samym kierunku i przybliżać nas do rozwikłania zagadki nie jednej, ale co najmniej kilku utonięć w Topielisku.

Finał – jak to już u Hawkins wcześniej się zdarzyło – zaskakuje i zgrabnie zamyka powieść. Czy powieść udaną? Powiedziałabym, że zupełnie przyzwoitą, jak na wysoką poprzeczkę, którą w „Dziewczynie z pociągu” postawiła sobie Hawkins.

 Paula Hawkins „Zapisane w wodzie”, Świat Książki, 2017

środa, 5 lipca 2017

Mons Kallentoft "Łowcy ognia"


Dwa morderstwa, które na pierwszy rzut oka nic nie łączy. Dziewięcioletni Lucas ginie od uderzenia w głowę, jego ciało zostaje odnalezione w kontenerze na śmieci. Ciało Michelle, młodej imigrantka z Manili, porzucone w lesie, jest zwęglone. Czy kluczem do rozwiązania tych dwóch zagadek jest znalezienie wspólnego motywu dla tych okrutnych zbrodni? 

Tak właśnie przypuszcza Malin Fors, która z właściwym sobie zaangażowaniem, w którym nie brak osobistych demonów, stara się znaleźć klucz do obu historii i schwytać ich sprawcę lub sprawców.

Lucas – jak się okazuje – był synem alkoholiczki, która nie radzi sobie ze sobą, a co dopiero z wychowywaniem dziecka. Co istotne, w roli zastępczego opiekuna zawodzi na całej linii opieka społeczna. Lucas jest więc „dzieckiem ulicy”, chodzi własnymi ścieżkami, ma swój własny świat, w którym próbuje jakoś przeżyć. Niestety – z dramatycznym skutkiem. 

Za Michelle natomiast ciągnie się jej przeszłość – pochodzenie, życiowe decyzje i wybory, które również miały pomóc jej przetrwać w brutalnym świecie. Te dwie ofiary łączy niewątpliwie jedno – obydwoje żyli gdzieś na granicy społecznej akceptacji, desperacko próbując wejść do normalnego, lepszego świata. Ale ten świat im tego nie ułatwia.

Komisarz Malin Fors rozumie to jak nikt inny. Sama jest outsiderką.  Od lat żyje na krawędzi, zmagając się z chorobą alkoholową, lękami i traumami – swoimi i swoich bliskich. Każdy dzień to dla niej nowe wyzwanie i niekończąca się niepewność  – czy dziś mi się uda, czy dam radę przeżyć ten dzień na trzeźwo? Dwie zbrodnie, za którymi stoją dwa osobiste dramaty, to dla niej dodatkowe obciążenie psychiczne, ale też motywacja, by znaleźć i ukarać sprawcę. Jestem to winna ofiarom, zło nie może zwyciężyć – uważa Malin. Jej determinacja jest jedną z mocniejszych stron „Łowców ognia” – ona sama jest żywiołem, który trudno okiełznać.

 Mons Kallentoft "Łowcy ognia", Rebis, 2017 r.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...