Marcin Wilk: Zastanawiam się, jak właściwie doszło do napisania „Kurortu Amnezja”. Chodzi mi o pierwszy obraz – co tam było?
Anna Fryczkowska: Dziewczyna patrzy w lustro i nie poznaje swojej twarzy. Co gorsza: twarz, którą widzi, wcale jej się nie podoba. A jeszcze gorzej, że zaraz ma przyjechać do niej narzeczony, którego ona się boi. Może dlatego, że go prawie nie zna. Nie ma jednak nikogo bliższego. A może ma? Bo wszystko, co ta dziewczyna wie o świecie, o sobie samej, dociera do niej za pośrednictwem owego narzeczonego. Ale czy to prawda? Kim ona jest naprawdę? Nie ma pojęcia, bo pamięta tylko ostatnie dwa miesiące. Zapomniała, kim była, co robiła przed wypadkiem. Zapomniała nawet, co lubiła. Od tego właśnie zaczęła się ta książka.
A skąd pomysł na Brzegi? Próbowałem
odszukać je w Googlach, ale znalazłem tylko Brzegi niedaleko Krakowa. Czy te
Brzegi z książki istnieją w rzeczywistości?
Brzegi to
miejsce pomiędzy Rowami, Łebą, Dębkami i paroma jeszcze innymi kurortami
nadmorskimi, które w lutym pozostają w stanie półżycia. Nawet Sopot nabiera
wtedy szarawej cery zombie. Półżywe miasteczko, a w nim półżywe bohaterki.
Jedna półżywa, bo właśnie owdowiała. Druga – bo umarła cała jej pamięć.
Podczas czytania balansowałem pomiędzy
dobrą zabawą (tropienie użytych konwencji) a przerażeniem związanym z
tajemnicą.
O, tak, z
radością bawiłam się w „Kurorcie Amnezja” miksowaniem różnych popkulturowych
tropów. Bo sama amnezja to przecież ulubiony chwyt z telenoweli. Małe
miasteczko, do którego przyjeżdża osoba owładnięta myślą o zemście – western.
Odludne wydmy, uroczysko, sąsiedztwo pełne dziwnych lokatorów – powieść
gotycka. Tanatos i Eros – konik Freuda, który lubił przeciwstawiać destrukcję
popędowi życia. W tym duchu chciałam więc zrównoważyć dużą liczbę realistycznie
opisanych zwłok jakąś dosadną sceną erotyczną. Co ciekawe, cielesność seksu okazała się dla wielu
czytelników bardziej bulwersująca niż cielesność śmierci.
Często ciekawiło mnie, czy Autorka
wiedziała od początku, jak ta historia się potoczy. A może to jest tak, że
różne tropy uwodzą podczas pisania i bohaterki uciekają, idąc w niespodziewaną
stronę?
Jako dziecko
nie umiałam uwierzyć, że naprawdę będę miała tylko jedno życie. Na szczęście
trochę przed tym uciekłam – mam tyle żyć, ile sobie wymyślę w książkach. Z pasją więc rzucam bohaterkom kłody pod nogi,
podsuwam im lub zabieram ludzi, dodaję im bolesnych wspomnień, mnożę traumy,
odbieram pamięć, pokrzepiam obecnością zwierzaka – i patrzę, jak sobie poradzą.
Czasem się zastanawiam, czy Bóg (Bogini?) – tam, na górze – nie zabawia się z
nami w podobny sposób.
Tu muszę nieco doprecyzować poprzednie
pytanie o bohaterów. Autorka drąży nurtującą wielu kwestię zła i przemocy.
Zwłaszcza w wykonaniu kobiecym. Kusi, by spytać, jak kulturowa płeć determinuje
społeczną stronę tego fascynującego zjawiska, jakim jest „przemoc” czy „zemsta”?
Przemoc – jak wszystko, co zwyczajowo przypisuje się mężczyznom – staje się ostatnio również domeną kobiet. A świat szczęśliwie nie jest dwubiegunowy: ani czarno-biały, ani kobieco-męski, tylko składa się z różnych odcieni szarości. Zajmuję się analizowaniem tych odcieni. Kobieta od wieków była w literaturze – mam tu na myśli głównie literaturę popularną – zdobyczą, pokusą, nagrodą, łupem, ofiarą. Mężczyzna zdobywał, bronił, karał. A ja lubię zamieniać te role. Czasy się zmieniają, ale powoli; natomiast we wszechświecie, który tworzę, sama panuję nad tempem zmian.
A w ogóle – to pytanie z serii pytań warsztatowych – czy Fryczkowska–autorka nawiązuje relacje ze swoimi bohaterami/bohaterkami? Dyskutuje z nimi podczas pisania, dyscyplinuje je, czy są one po prostu wykonawczyniami pewnych z góry narzuconych założeń?
Zawsze wiem, skąd, dokąd i którędy idę z fabułą. Wiadomo jednak, że na kurczowym trzymaniu się zasad przejechało się już wiele osób – nie tylko w literaturze, ale i w życiu. Zdarza się, że bohaterka ma lepszy pomysł na siebie, niż planowałam. Jestem również scenarzystką, bawi mnie więc umieszczanie w tekście tak zwanych suspensów – zawieszeń, które zmuszają do dalszego czytania. Kiedy piszę, mam władzę nad czytelniczką: Nie, jeszcze nie odłożysz książki. Jeszcze nie. Zarwiesz tę noc.
Interesują mnie relacje między
bohaterkami a bohaterami. Oraz pojęcie władzy. Czy kreśląc perypetie swoich
bohaterek, dużo myślałaś w tych właśnie kategoriach – genderowo, społecznie i kulturowo
naznaczonych?
Wszyscy tak
myślimy. Społeczeństwo wyraźnie daje do zrozumienia, czego wymaga od kobiety,
czego od mężczyzny, czego od dziecka, a czego od starca, czego od prezesa
wielkiej korporacji, a czego od policjanta (od policjantki tego samego, co od
policjanta, tylko powinna jeszcze ładnie wyglądać, najlepiej w butach na
słupku). Zastanawianie się nad rolami, w które zostaliśmy wtłoczeni, to ciekawa
rozrywka. Czy musimy iść drogą, którą nam wyznaczono? A jeśli
można inaczej? Czy inaczej oznacza lepiej? Zawsze jednak warto zmienić koleiny, w które nas wtłoczono.
Przynajmniej w myśleniu.
Czy autorka thrillerów
psychologicznych w ogóle czyta thrillery psychologiczne? A może inspiruje się
też filmami?
Przez
pierwszą książeczkę (taką chudziutką, z serii „Poczytaj mi, mamo”) przebrnęłam
samodzielnie w wieku czterech lat, a potem już poszło z górki. Czytam dużo, nie
ograniczam gatunków, bywa i poezja, bywa kryminał, bywa literatura wyższa,
popularnonaukowa; ostatnio grasuję w klimatach neowiktoriańskich („Czerwony
płatek” i „biały” Fabera; Sarah Waters). A jeśli chodzi o thrillery
psychologiczne podbarwione kryminałem, to na szczycie mojej listy rezydują
ostatnio Kate Atkinson, Karin Fossum, Denise Mina. Z Polek – Joanna Jodełka,
mistrzyni pokrętnej psychologii, i Gaja Grzegorzewska, świetna w zabawie
motywami z popkultury. Ale że popkultura to zbieranina splątana w jednym
wielkim grupenseksie, większy chyba jeszcze wpływ mają na mnie serialowe
opowieści. „Breaking Bad”, „Detektyw”, „Fargo”, „Luther”, „Tajemnice Lake Top”.
Tak chciałabym opowiadać – nieoczywiście, ale dobitnie…
Z książki nie wynika jednoznacznie,
że pamięć to coś OK. Zastanawiam się, czy nie przeceniamy jej roli – przecież
ona jest tyleż zbawienna, co blokuje czasem swobodę ruchów w życiu. Jaki
właściwie masz pogląd w tej sprawie?
Pogląd w tej
sprawie opisałam na czterystu stronach „Kurortu Amnezja”. Ale jeśli miałabym się skracać: to, co boli, jednocześnie nas
formuje. Cierpienie jest ceną świadomości. Ta myśl początkami sięga do opowieści o Adamie i Ewie.
Lepiej wiedzieć więcej, pamiętać więcej, czy może mniej, ale siedzieć w raju?
Ewa z Adamem wybrali za nas. To dar czy ciężar?
To dobry moment, by wrócić do pytań
genderowych. Jak oceniasz sytuację kobiety (bohaterek) na rynku współczesnej
powieści obyczajowo-kryminalnej?
Rynek czytelniczy to przede wszystkim kobiety, pisarze to w większości pisarki. Natomiast krytycy oraz autorzy nagradzanych powieści to przede wszystkim mężczyźni. Czy kobiety piszą gorzej? Nie. Kobiety piszą więcej, więc jest z czego wybierać. Natomiast są mniej doceniane. Czy kobiety piszą inaczej niż mężczyźni? Czy to, że krytycy–mężczyźni rzadko recenzują powieści pisane przez kobiety, jest kwestią zastosowanej przez autorki poetyki, problematyki czy też żeńskim brzmieniem nazwiska na okładce? I dlaczego niektórym paniom się wydaje, że gdy napiszą na okładce „mocna, męska proza”, to jest to komplement? Na ile „mocna, kobieca proza” brzmi gorzej? Nie mam odpowiedzi na te pytania, ale pytania też są twórcze.
Czy Fryczkowska–autorka jest kobietą właściwie docenianą?
Ma „własny pokój” do pisania, spokój gwarantowany przez otoczenie? Może się
zajmować teraz tylko tym, co lubi i kocha? (O ile lubi i kocha).
Jakiś czas temu najemcy
opuścili naszą kawalerkę. Zrujnowali ją totalnie, więc – już po remoncie –
czekam z wynajmem, aż wróci zaufanie. Na razie co rano chodzę tam z laptopem.
Cztery gołe białe ściany. Stół na kółkach. Krzesło. Ekspres do kawy. Sprzęt
muzyczny i parę płyt. Natomiast nie ma internetu. Nie ma pokus. Nic nie ma.
Poza poczuciem tymczasowości, które czyni czas tam spędzany tym cenniejszym. Jako
zwierzę terytorialne, okupuję również nasz domowy gabineto-salon, z kilkoma
tysiącami książek na półkach, z dwoma kotami na kanapie, psem pod biurkiem,
kultowym fotelem RM58, o którym marzyłam od czasu, gdy zobaczyłam go na
wystawie Rzeczy Pospolite w Muzeum Narodowym w Warszawie, z obrazami mojego
męża i mojej córki, z biurkiem wielkości lotniska w Modlinie, na którym piętrzą
się stosy prasy, książek, płyt DVD. Tak, mam tam spokój. Ale najlepsze pomysły
rodzą się wtedy, gdy spokój zostaje zakłócony. Syci i szczęśliwi nie mają o
czym pisać.
Rozmawiał Marcin Wilk
Fot. Monika Motor
Źródło: materiały prasowe Prószyński i S-ka