To książka pod każdym względem wyjątkowa. Portret wybitnej artystki, studium fascynującej kobiety, historia tworzenia sztuki performance’u bez żadnych ograniczeń. Sztuki, która przekracza granice wstydu, bólu, czasu, ludzkiej wytrzymałości. Sztuki, która sięga do najgłębszych emocji i najbardziej pierwotnych instynktów. Można ją pokochać, albo znienawidzić – nie ma trzeciej możliwości.
Marina Abramović podzieliła się z nami historią, której wystarczyłoby na kilka fascynujących książek. Wychowana w komunistycznej Jugosławii pod rządami Tito, kontrolowana przez despotyczną matkę, zapatrzona w ojca-partyzanta, bohatera wojennego, od najmłodszych lat poszukiwała w sobie odrębności, wewnętrznej siły, która pozwoli jej pójść swoją, niezależną drogą. Tą drogą okazała się sztuka, która stała się istotą życia Abramović i zdeterminowała je w całości.
Abramović nigdy nie poszła wydeptaną ścieżką. Zawsze poszukiwała swojego własnego głosu; ale takiego głosu, który musi wybrzmieć wyraźnie, zagrzmieć, dotrzeć do odbiorcy, poruszyć go, wstrząsnąć nim. Jej celem było doświadczanie wolności absolutnej, a tę mogła uzyskać tylko wtedy, gdy przekraczała absolutnie wszystkie granice. Materią jej sztuki, a tym samym doświadczeń i eksperymentów, stało się jej własne ciało. Ciało nagie, wystawione na osąd publiczności, trwające w bezruchu przez kilkanaście godzin, zderzające się bezwładnie z innym ciałem. Brudne, posiniaczone, śmierdzące. Bite, wyczerpane, głodne, spragnione.
Przez kilkanaście lat kanwą jej performance’ów był związek z niemieckim artystą Ulayem. Kochankowie w życiu, kochankowie w sztuce. Ich projekty kipiały od emocji, epatowały seksualnością, zachwycały oryginalnością, przerażały dosłownością. Były próbą dla publicznością, ale przede wszystkim dla nich samych; próbą fizycznej wytrzymałości, jak też jakości i trwałości ich relacji. Tej próby Ulay nie przetrwał; słabszy fizycznie, nie radzący sobie z popularnością Mariny, zostawił ją po 12 latach wspólnego życia i pracy. Rozstanie, jak cały ich związek, miało wymiar wybitnego dzieła artystycznego. Zwieńczeniem ich wspólnych projektów miało być równoczesne przejście Wielkiego Muru – każde z nich miało go obejść z innej strony. Marina szła tą trudniejszą trasą, w górach. Droga Ulaya była samą przyjemnością. Gdy spotkali się w umówionym miejscu – ona wyczerpana do granicy wytrzymałości, on zachwycony łatwością projektu – rozstali się.
Każde z nich poszło swoją drogą artystyczną. I o ile Ulay nieustannie odcinał kupony od tego, co stworzył razem z Mariną, to dla niej rozstanie z Ulayem było początkiem nowego, artystycznego rozdania. Abramović rozwinęła skrzydła, a jej kariera nabrała międzynarodowego rozpędu. Słowo sława w jej wypadku poprzedzało niejednokrotnie słowo skandal – niemniej jednak performance Mariny zawsze były ogromnym wydarzeniem.
Wychowała setki artystów na całym świecie. Warsztaty, które organizuje to nie lada wyzwania w sensie fizycznym i emocjonalnym dla młodych ludzi. Ale to właśnie znak firmowy Abramović – nic co ważne, prawdziwe, osobiste, nie może być proste, bezbolesne. Stała się ikoną, marką samą w sobie, nie tracąc z wiekiem nic ze swojej świeżości, odwagi, bezkompromisowości. Ale też dystansu i poczucia humoru. Niezmiennie zachwyca, zdumiewa, szokuje, prowokuje, poszukuje. I przekracza granice, których nikt wcześniej nie próbował nawet przekroczyć.
Marina Abramović „Pokonać mur”, Rebis, 2018 r.