wtorek, 27 listopada 2012

Lesley-Ann Jones „Freddie Mercury. Biografia legendy”

To książka nie tylko o wybitnym muzyku, ale przede wszystkim o człowieku pełnym pasji, skrajności i słabości. Żyjącym pełnią życia i na jego granicy. Niepospolitym i przekraczającym granice; tak w życiu, jak i w muzyce. Uwielbianym przez ludzi, ale też zagubionym i samotnym.

 Lesley Ann-Jones, dziennikarka muzyczna i fanka zespołu Quuen rysuje w swojej książce wielowymiarowy portret Freddiego Mercury’ego. Opowiadają o nim najbliższe mu osoby, jak choćby wieloletnia towarzyszka życia Barbara Valentin, czy jego partner Jim Hutton, który był przy nim do ostatnich dni muzyka.

To bardzo osobiste, emocjonalne wspomnienia, które pokazują jakim człowiekiem był Freddie i jakie relacje wiązały go z innymi. Opowieści jego współpracowników, producentów, bliższych i dalszych znajomych uzupełniają ten portret nadając mu złożony i skomplikowany charakter.

Autorka nie idzie na skróty i sięga do rodzinnych korzeni muzyka wywodzących się z Indii, dzieciństwa spędzonego w Zanzibarze, szkolnych lat i pierwszych wprawek muzycznych. Pokazuje młodego, zakompleksionego, niepewnego siebie chłopaka, którego największym atutem jest jego talent i artystyczna fantazja. Razem z nią śledzimy, jak z rozwojem jego kariery, spektakularnymi sukcesami i rosnącym gronem wielbicieli dochodziła do głosu jego nieposkromiona natura i wielki apetyt na życie. Wtedy też artysta zaczął coraz wyraźniej akcentować swój homoseksualizm, który jednak do końca życia ukrywał przed swoimi rodzicami.

Dziennikarka pokazuje drogę muzyka na szczyt, ale historia zespołu idzie tu w parze z całą towarzyszącą temu otoczką. Mamy więc szalone imprezy, seksualne orgie, alkoholowe i narkotyczne ekscesy. Wielkie pieniądze wydawane z jeszcze większą fantazją. Tabun wielbicieli, kochanków, fanów. A w tym wszystkim nieobliczalnego, rozkapryszonego, nienasyconego Freddiego, który żył tak, jakby następnego dnia miał umrzeć...  

Bez zbędnej demagogii autorka pokazuje, w jaki sposób wielka kariera i szalone życie Quuen zbiegło się w czasie z rodzącą się właśnie w Stanach epidemią AIDS. Mercury żył tak, jakby jego to nie dotyczyło, a gdy już wiedział, że zachorował, starał się żyć tak, by choroba nie zdeterminowała jego życia – choć nie było to już możliwe. To dramatyczne i przedwczesne zakończenie wielkiej kariery pokazuje też inną twarz muzyka; wrażliwego, refleksyjnego, samotnego w obliczu spraw ostatecznych.

Wyciszenie i rodzaj pogodzenia z samym sobą słychać zresztą w muzyce z ostatniego okresu życia Freddiego. Znalazło ono też ono odbicie w osobistych relacjach z ludźmi; głębszych, spokojniejszych, silniejszych. Z Mercurym zostali do końca ci, którzy kochali go naprawdę i bezwarunkowo. Dla nich nie miał maski klowna, prowokatora, ekscentryka.

Mógł być po prostu zakompleksionym z powodu wystających zębów chłopakiem, który wciąż wstydził się przed rodzicami, że nie jest „normalny”...

Lesley-Ann Jones „Freddie Mercury. Biografia legendy”, Wydawnictwo Dolnośląskie (Grupa Publicat), 2012 r.

piątek, 23 listopada 2012

Jeffrey Archer "Za grzechy ojca"

Na drugą część opowieści o życiu Harry'ego Cliftona wydawca kazał nam czekać rok. Ale warto było czekać, żeby zobaczyć, jak Jeffrey Archer poprowadzi losy swojego bohatera, którego poznaliśmy już w książce "Czas pokaże". A że autor jest mistrzem opowiadania zawikłanych historii tak, by trzymały w napięciu i niepewności do ostanich stron, to i tym razem zrobił wszystko, by zaskoczyć i zachwycić czytelnika.

Opowieść rozpoczyna się dokładnie w tym momencie, z którym rozstaliśmy się z bohaterem w poprzedniej części "Czas pokaże". Harry Clifton, młody, niezwykle zdolny i ambitny mężczyzna, który wyrywa się ze slumsów Bristoli i ma przed sobą błyskotliwą karierę, a za sobą nieszczęśliwą miłość, w przededniu wojny trafia na statek. Cudem uchodzi z niego z życiem, ale wykorzystuje tę okazję, by zmienić tożsamość i pod nazwiskiem Toma Bradshawa, który utonął, dostać się do Nowego Jorku. Chce zacząć nowe życie pod nowym nazwiskiem, tak by jego najbliżsi sądzili, że nie żyje... Tyle że w Nowym jorku, jako Tom Bradshaw, natychmiast zostaje aresztowany pod zarzutem zabójstwa.

Po raz kolejny w swoim życiu Clifton musi odnaleźć się w nowym środowisku i wywalczyć w nim dla siebie miejsce. Tym razem jest to więzienie. Jego inteligencja, upór i spryt rewelacyjnie mu w tym pomogą i otworzą drogę do nowego etapu w życiu. Już na wolności. Tymczasem przeszłość nie da o sobie zapomnieć. Kobieta, od której uciekł, nie chcąc niszczyć jej życia, nie wierzy w jego śmierć i postanawia go odnaleźć, co oczywiście gmatwa ich losy tak bardzo, jak to tylko jest możliwe.

Archer opowiada tę historię z punktu widzenia kilku bohaterów; tych bardziej i mniej pozytywnych. Świetnie buduje to klimat opowieści i odpowiednio podnosi jej temperaturę. I znów, jak to u Jeffreya Archera, nic nie jest oczywiste, jednoznaczne, czarno-białe. Ale - i to także znak firmowy autora - jest błyskotliwa fabuła, intrygujące postaci, akcja trzymająca za gardło do ostatnich stron. I wielki apetyt na kontynuację opowieści, która, jak zwykle, zawiesza czytelnika w pełnym oczekiwania napięciu.

Jeffrey Archer "Za grzechy ojca", Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

Jeffrey Archer "Czas pokaże"

Jeffrey Archer uwielbia pisać o ludziach, którzy łamią schematy, przekraczają granice, umykają przeznaczeniu. Mierzą się z losem i wygrywają. Jest w tym zawsze element baśniowy, nadzieja, morał. "Czas pokaże" mający swoją kontynuację w drugiej części "Za grzechy ojca" idealnie wpisuje się w tę konwencję.

W pierwszej części sagi rodziny Cliftonów "Czas pokaże” poznajemy historię życia Harry'ego Cliftona, który wbrew wszystkiemu i wszystkim postanawia wydostać się ze slumsów Bristolu i zrobić w życiu karierę. Sprzyja mu talent, determinacja, pracowitość, dobrzy ludzie i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Co oczywiście nie znaczy, że wszystko przychodzi mu łatwo. Wręcz przeciwnie - im bardziej Harry stara się wybić, tym większe napotyka trudności. I to ze strony ludzi, którzy znają słabości i tejemnice jego rodziny.

Archer potrafi opowiadać, więc dostajemy kawałek mięsistej opowieści o tzw. prawdziwym życiu, które nie pieści naszego bohatera. Im bardziej wydaje nam się, że los zaczyna się do niego uśmiechać, tym większe jest nasze zaskoczenie, gdy rzuca mu kolejne kłody pod nogi.

Autor po mistrzowsku kreśli fabułę, nie pozwalając sobie na banał, oczywistość, czarno-białą perspektywę. Zaskoczenie jest więc permanentnym elementem opowieści, której zakończenia czytelnik w żaden sposób nie jest w stanie przewidzieć.

Tak jest i tym razem, choć "Czas pokaże” kończy się w najmniej spodziewanym momencie zawieszając Czytelnika w pełnym oczekiwania napięciu. W przededniu II wojny światowej Harry trafia na pokład statku, z którego cudem ujdzie z życiem. Ale to, co najbardziej dramatyczne dopiero przed nim. Ale o tym przeczytacie w drugiej części "Za grzechy ojca", która właśnie trafiła do księgarń.

Jeffrey Archer "Czas pokaże", Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

czwartek, 22 listopada 2012

Zapowiedzi na listopad cz. II: "Rolling Stones. Kultowa biografia gigantów rocka", "Millennium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"

Na drugą część listopadowych zapowiedzi (książki ukażą się w ostatnich dniach miesiąca) wybrałam te, które zadowolą młodszych i starszych czytelników. Będą i wspomnieniem, i zaskoczeniem. Również, mam nadzieję, przeżyciem estetycznym. Zestawienie może wydawać się szokujące, ale coś w nim jest!... Biografia Rolling Stones, najsłynniejszego zespołu XX wieku i komiks oparty na bijącej dziś rekordy popularności powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" to znaki kulturowe dzisiejszych czasów. Nie sposób ich pominąć. Ale to, co je tak naprawdę łączy, to mężczyźni i kobiety. I w tym rzecz.  



Philip Norman
"Rolling Stones. Kultowa biografia gigantów rocka"
Pascal
W 2012 roku Rolling Stonesi świętują 50. rocznicę założenia formacji. Ich historia, powstanie grupy, setki skandali i nieśmiertelne hity - to legenda XX wieku i sedno kultury popularnej.
Philip Norman nadaje całkiem nowy wymiar tej historii. Jego kultowa biografia Rolling Stonesów, oparta na zaufaniu i współpracy uczestników opisywanych wydarzeń, stanowi najbardziej aktualny, wszechstronny i pełny obraz zespołu.
Autor nie oszczędza czytelnikowi żadnych szczegółów. Odsłania detale rozstania Jerry Hall z Jaggerem, emigrację podatkową Stonesów, nagrywanie Exile on Main Street, słynne wystąpienia na scenie, romanse oraz spory Micka w kwestiach kontraktu z menedżerami i organizatorami imprez.
To historia najlepszego zespołu rockowego wszech czasów, opowieść o sławie i pieniądzach, narkotykach i alkoholu, seksie i hedonizmie.




Denise Mina
"Millenium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Księga I" Komiks
Czarna Owca

Pierwszy z dwóch komiksów oparty na podstawie bestsellerowej powieści Stiega Larssona p.t. "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet'.
Scenariusz komiksu stworzyła szkocka autorka powieści kryminalnych Denise Mina. Za grafikę odpowiadają artyści Argentyńczyk Leonardo Manco oraz Włoch Andrea Mutti.
Komiks opowiada historię śledztwa Mikaela Blomkvista i genialnej hakerki Lisbeth Salander nad zagadkowym zniknięciem przed laty szesnastoletniej Harriet, bratanicy szwedzkiego potentata, Henrika Vangera. Doskonałe rysunki, błyskotliwe dialogi, perfekcyjna fabuła to niezaprzeczalne atuty tej publikacji.


*Notki ze stron wydawców

środa, 21 listopada 2012

Lena Oskarsson "Plac dla dziewczynek"

Zaskoczył mnie ten kryminał i w jakiś sposób zachwycił; swoją innością, prostotą i pomysłowością. W tej historii nie chodzi o to kto zabił, ale o gęsty, niepokojący klimat miejsca obleganego przez miłośników "Dzieci z Bullerbyn". Ten klimat wciąga, intryguje, irytuje. I nie ma nic wspólnego z dziecięcą niewinnością. Rzecz więc w emocjach, jakie ta historia budzi w czytelniku, a to chyba najważniejsze w dobrej książce.

Akcja rozgrywa się w pięknym miejscu w Szwecji, nad jeziorem Skiresjon, gdzie urodziła Astrid Lindgren, autorka kultowej książki  "Dzieci z Bullerbyn". Ale już pierwsza scena rozwiewa złudzenia, co do "swojskości" tego miejsca. Czternastoletnia Frida Andersson  (pewna siebie i świadoma swojej seksualności "Lolita") w niedzielne południe jedzie rowerem przez las. Czuje na sobie natarczywe spojrzenie starszego mężczyzny, który robi jej z daleka serię zdjęć, czego ona zdaje się nie zauważać. Robi się gęsto od niezdrowych emocji. Coś wisi w powietrzu.

Chwilę później w tej samej okolicy zostaje zamordowana Karin Frostenson, piękna, bogata, lubiana przez wszystkich kobieta, która ze swoim malutkim dzieckiem wracała od chorej matki. Morderca wykazał się wyjątkowym okrucieństwem i perwersją. Przy umierającej, okaleczonej Karin zostawił jej dziecko. Wszyscy są w szoku. To była taka spokojna okolica...

Śledztwo, które prowadzi miejscowy policjant Stefan Gustavsson utyka w martwym punkcie. Właściwie nie rusza nawet z miejsca, bo Gustavsson pierwsze co robi, to zapewnia fałszywe alibi swojemu znajomemu Larsowi Olssonowi - starszemu mężczyźnie, który robił w lesie zdjęcia nastoletniej Fridzie i który - jak się okazuje - był pierwszy na miejscu zbrodni Karin. Ale nie odpuszcza mu natomiast Zuza Wolny, pochodząca z Polski opiekunka matki Karin. To ona widziała się z kobietą chwilę przez morderstwem i stawia sobie za punkt honoru odnaleźć jej zabójcę. Motywację ma podwójną - mąż Karin obiecał jej sowitą nagrodę za odnalezienie mordercy. Zuza jest bystra, zdeterminowana, uparta. Zaczyna śledzić fotografa Larsa Olssona i krok po kroku odkrywa jego słabości.

Nie tylko zresztą jego, bo w tej gęstej, ciężkiej atmosferze wychodzą na światło dzienne kolejne tajemnice i dewiacje innych mieszkańców tego miejsca. Mamy więc czternastoletnią, niezdrowo pobudzoną Fridę, jej piękną, tajemniczą i na swój sposób perwersyjną matkę o azjatyckich rysach i parę innych intrygujących, wręcz mrocznych postaci. 
Sama Zuza Wolny też nie jest bohaterką, którą dałoby się jednoznacznie sklasyfikować. Pełna sprzeczności, tłumionych namiętności, ambicji, pragnień, wydaje się chwilami nieobliczalna. Kto więc zabił? Jak się okazuje, w tej książce wszystko jest poplątane jak tylko się da... Ale też logiczne, kontrolowane, inteligentne. I konsekwentne.

Przewrotna, pełna nieoczywistych wątków fabuła i bohaterowie, którzy szokują i wprawiają w zdumienie - to siła tej książki, której finał autentycznie mnie zaskoczył. Okazuje się, że szwedzki kryminał zyskał kolejną, fantastyczną odsłonę w wykonaniu pani psycholog kryjącej się pod pseudonimem Lena Oskarsson.

Lena Oskarsson "Plac dla dziewczynek", Wydawnictwo Czarna Owca, 2012 r.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek "Kiełbasa i sznurek"

Ten, kto twierdzi, że sztuka rozmowy w narodzie wyginęła, jest w błędzie. Michał Ogórek i Jerzy Bralczyk każdym zdaniem w tej książce udowadniają, że można rozmawiać O CZYMŚ i można to robić JAKOŚ - nie tylko w najlepszym stylu, ale też po prostu interesująco. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Warto posłuchać tej rozmowy, bo to fascynująca opowieść o ludziach, obyczajach, polityce, mediach, literaturze, popkulturze i zwyczajnie o życiu - własnym także. A wszystko - jakże by inaczej - w kontekście naszego języka.

To że prof. Bralczyk i Michał Ogórek są prawdziwymi erudytami i mówić potrafią pięknie, gładko i dowcipnie dla nikogo tajemnicą nie jest. Natomiast to, że tak fajnie potrafią rozmawiać ze sobą - i to na prawie 300 stronach książki - to już jest jakieś zaskoczenie. W dodatku to rozmowa, która nie ma tezy, nie jest "ustawiona" pod jakąś ideę. To rozmowa "mimochodem", ot, pogawędka dobrych znajomych, którzy lubią ze sobą porozmawiać i mają sobie coś do powiedzenia.

"Do czego służy ta rozmowa?" - pyta na wstępie Ogórek. A Bralczyk odpowiada: "Czy rozmowa nie może służyć rozmawianiu?". Jest w tych słowach kwintesencja tego spotkania i tak właśnie ta rozmowa się toczy; w sposób niewymuszony, lekki, spontaniczny. Choć pozornie do niczego nie prowadzi, to sama w sobie jest po po prostu wielką przyjemnością dla czytelnika. I jest to rodzaj przyjemności estetycznej, ale też poznawczej. Na każdej płaszczyźnie.

Bralczyk i Ogórek rozmawiają... właściwie o wszystkim. O swoich traumach z dzieciństwa (a wszystko przez ten piekielny język polski!), o "pokiełbaszonej" inteligencji i e-inteligencji, o grafomanii i grafologii, o Jaruzelskim, Maciarewiczu, Piłsudskim i Bierucie. O Ziemkiewiczu i Urbanie. O profesorskiej brodzie i o Jerzym Gruzie. O Lwowie i Krakowie. O Janie Pawle II i Gombrowiczu. 

Ale o kimkolwiek, czy czymkolwiek rozmawiają Bralczyk i Ogórek robią to w sposób życzliwy, przyjazny, ciepły. Jeśli jest w tym dowcip, to nigdy złośliwy - nawet jeśli ostry. Jeśli jest polemika, to błyskotliwa, ale nie kłótliwa. Po prostu najwyższa klasa.
"Rozmawiają jasno, mądrze i z humorem
i przykładów odnajdziecie tu bez liku,
jak przemiany obyczaju,
losy ludzi, losy kraju
przeglądają się w myśleniu i języku."

Tak o tej książce napisał niezrównany, jeśli chodzi o literackie pointy Wojciech Młynarski.

I nic dodać, nic ująć.

20 listopada o godz. 18  w Traffic Club w Warszawie spotkanie z autorami książki

Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek "Kiełbasa i sznurek", rysunki Jacek Gawłowski, Wydawnictwo Agora SA, 2012 r.

niedziela, 18 listopada 2012

Dariusz Michalski "To była bardzo dobra telewizja. Część I: Misja emisji"

Ta książka to rodzaj sentymentalnej podróży w przeszłość. Odnajdziemy w niej ulubionych prezenterów, reporterów, reżyserów, operatorów... Przypomnimy sobie kultowe programy i ich twórców. Zajrzymy za kulisy wielkiej telewizyjnej fabryki i zobaczymy, jak wyglądały jej początki. A także, jak zmieniała się ona wraz z przemianami politycznymi, społecznymi, kulturowymi. Bowiem w Telewizji Polskiej, jak w lustrze, odbija się cała historia powojennnej Polski.

Dariusz Michalski zaznaczył na wstępie, że swoją książkę poświęca nie tyle samej TVP, co ludziom, którzy ją tworzyli. I, rzeczywiście, pozostał tej tezie wierny od początku do końca - z korzyścią dla czytelnika. Daleko więc tej książce do publikacji naukowej, a bliżej do subiektywnego kalejdoskopu, w którym autor przywołuje tych, których uważa, że przywołać warto. I każdemu z nich dedykuje bardzo osobisty, często emocjonalny portret.

Dostajemy więc znakomicie nakreślone sylwetki prezenterów i reżyserów, którzy tworzyli telewizję, nadawali jej ton, charakter, klimat. Których nazwiska na zawsze przejdą do historii TVP i którzy bezdyskusyjnie stali się jej symbolami. Jest wśród tych osób Jan Suzin, Krystyna Loska, Bogumiła Wander, Jerzy Antczak, Adam Hanuszkiewicz, czy Jerzy Gruza. Dogłębny, wielowymiarowy portret tyleż fascynującej, co kontrowersyjnej Ireny Dziedzic to absolutna "wisienka na torcie" tych wspomnień. Godna, jak sądzę, oddzielnej książki.

Ale Dariusz Michalski nie zatrzymuje się wyłącznie na historii i, daleki od politycznej poprawności, wskazuje, kto dziś jest prawdziwą twarzą telewizji. Nie kryje przy tym swoich sympatii i potrafi zdobyć się na rzetelną, choć przy tym bardzo osobistą ocenę. Mało tego - tworzy nawet własne rankingi, np. Złotą Dziesiątkę prezenterów, dzięki którym chce mu się wciąż oglądać telewizję. 

Wybór programów i audycji, którym autor poświęca miejsce w swojej książce, jest także subiektywny. I, moim zdaniem, trafiony. Teatr Telewizji, Pegaz, Tele-Echo, Kobra, Teatr Sensacji, Kabaret Starszych Panów... To klasyka, na której wychowały się co najmniej dwa pokolenia Polaków. Michalski nie zapomina o audycjach dla najmłodszych, czy rozrywkowych i sportowych. Sporo uwagi, i słusznie, poświęca Dziennikowi (a później Wiadomościom), Teleexpresowi, gdyż to na przykładzie programów informacyjnych najwyraźniej widać polityczne wpływy w telewizji. Oczywiście, zaraz po osobach, które telewizją kierowały - a o nich autor także nie zapomina i, kiedy trzeba, pozwala sobie na bezkompromisowe słowa.

Ale choć portret telewizji nie jest słodki i laurkowy, to Dariusz Michalski nie bez powodu nadał swojej książce tytuł "To była bardzo dobra telewizja". A ja dodam: To jest bardzo dobra książka o bardzo dobrej telewizji. Czekam wiec na drugi tom mając pewność, że będzie o czym poczytać...

Dariusz Michalski "To była bardzo dobra telewizja. Część I: Misja emisji", Wydawnictwo MG, 2012 r.

czwartek, 15 listopada 2012

Tomasz Sekielski "Sejf"

Tomasz Sekielski zadebiutował jako pisarz i, trzeba przyznać, jest to dobry debiut. Pokusił się o sensację – gatunek tylko na pozór prosty i efektowny, ale tak naprawdę wymagający od autora dużej dyscypliny językowej i merytorycznej rozwagi. Sekielski wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką, a czytelnik dostał kawał naprawdę dobrej, współczesnej polskiej prozy dotykającej świata mediów, polityki i tajnych służb.

Artur Solski, ambitny reporter telewizyjny, zostaje zdegradowany przez swojego szefa i ląduje na Podlasiu, by zrobić materiał o szeptuchach. Miejscowi policjanci podrzucają mu jednak temat godny najlepszego dziennikarza śledczego. W pobliskim stawie wyłowiono zwłoki mężczyzny ze spaloną twarzą. Solski trafia w sam środek policyjnej akcji, którą po kilkunastu minutach nieoczekiwanie „przejmują” tajne służby. Co więcej, cały materiał nakręcony przez operatora zostaje skradziony. To dopiero początek kłopotów redaktora, który traci pracę w telewizji i dostaje jednoznaczny sygnał, by nie interesować się sprawą topielca. Instynkt śledczy ciągnie go jednak na Podlasie, gdzie na własną rękę podejmuje śledztwo w sprawie tajemniczego topielca, który stał się obiektem zainteresowania służb.

To nie jedyna tajemnica, która przyjdzie mu rozwikłać. Do Solskiego zwraca się Anna Kaliska, której mąż zginął w Iraku. Kobieta przypuszcza, że jej mąż został zamordowany. Wkrótce okazuje się, że wszystkie wątki prowadzą do „Sejfu”, tajnej komórki służb specjalnych. Kluczem do niego jest szyfrant Minkiewicz, który zaginął w tajemniczych okolicznościach…

Kulisy funkcjonowania świata mediów, polityki i przede wszystkim służb specjalnych to jedna z najmocniejszych stron tej powieści. Drugą są ciekawie pomyślani bohaterowie; niejednoznaczni, uwikłani w swoje słabości i tajemnice z przeszłości. Wątki polityczne, kryminalne i osobiste świetnie się ze sobą wiążą dając nam poczucie, że uczestniczymy w misternie skonstruowanej intrydze. A ta prowadzi na najwyższe szczyty polskiej władzy; zdegenerowanej, groźnej, zdolnej do wszystkiego.

 Tomasz Sekielski „Sejf”, Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

środa, 14 listopada 2012

Radosław Romaniuk „Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza”

To swego rodzaju fenomen, by życie pisarza przerosło jego twórczość. Tak wydaje się być w przypadku Jarosława Iwaszkiewicza. Ale też dzięki temu, że postać pisarza jest tak fascynująca i wielowymiarowa, trudno nam zapomnieć o jego książkach. W biografii autorstwa Radosława Romaniuka mamy wyjątkową szansę poznać Iwaszkiewicza z najbardziej intymnej, osobistej strony. W żaden sposób nie umniejsza to jednak historycznych i poznawczych walorów tej lektury, kreślącej nie tylko znakomity portret pisarza, ale też całego pokolenia przedwojennej, polskiej inteligencji.

"Inne życie" to pierwszy tom biografii Jarosława Iwaszkiewicza, która rozpoczyna się w momencie jego urodzin, a kończy w przededniu wybuchu II wojny światowej. Efekt jest zamierzony i pokazuje koniec pewnej epoki, tak w życiu samego bohatera, jak i w historii Polski; epoki radosnej, twórczej, młodzieńczej. Jarosław miał wtedy czterdzieści pięć lat. Za sobą lata literackich sukcesów, osobistych wzlotów i upadków, bolesnych, życiowych doświadczeń i kompromisów. Równocześnie był to dla niego czas pewnej stabilizacji, pogodzenia z samym sobą i życiem. Życiem "po swojemu", czasem pod prąd, wbrew  obyczajowym konwenansom i oczekiwaniom najbliższych.

Tę historię mamy szansę poznać od samego początku, czyli od dzieciństwa Iwaszkiewicza spedzonego na Ukrainie, przez lata młodzieńcze; pierwszych fascynacji, przyjaźni, związków; tych miłosnych i tych intelektualnych. A także, oczywiście, literackich prób i wprawek. Wiele z przytoczonych historii i postaci znalazło zresztą odbicie w twórczości pisarza, jak choćby przyjacielsko-miłosny trójkąt między Iwaszkiewiczem, jego przyjacielem Józefem Świerczyński, a ukochaną Zofią Kurkiewiczówną, który nawiązał się w Byszewach. Ta skomplikowana relacja rozdarcia między ukochanymi osobami znalazła swoją kontynuację w "Pannach z Wilka"; opowiadaniu przesyconym erotyzmem, niepewnością, strachem, kłamstwem i tłumioną namiętnością.

O homoseksualnych związkach Iwaszkiewicza autor pisze w sposób naturalny, bez epatowania sensacją. Nie ma wątpliwości, że mężczyźni byli w życiu pisarza ważni i nie sposób pominąć milczeniem roli, jaką w nim odegrali.  Tych mężczyzn było wielu; począwszy od kochanków, przez przyjaciół, po partnerów intelektualmnych, literatów. Ale wydaje się, że najwięcej miejsca poświęca Romaniuk w swojej książce Annie, żonie Jarosława. I tu również nie ma wątpliwości, że była to najważniejsza kobieta w życiu Iwaszkiewicza, która tak samo wiele poświęciła, by spędzić z nim życie, jak równie wiele od niego otrzymała w najtrudniejszych momentach swojego życia.

Panna Lilpopówna pochodziła z bogatej rodziny przemysłowca Stanisława Wilhelma Lilpopa. Anna była jego jedyną, ukochaną córką, którą wychowywał sam, po tym, jak opuściła go żona. Była piękna, rozpieszczona, delikatna, a przy tym... zakochana w sztuce i literaturze. Gdy poznała Jarosława, związana już była z księciem Krzysztofem Mikołajem Radziwiłłem. Zaręczyny, w atmosferze skandalu, zostały przerwane, a Anna zaprezentowała rodzinie nowego wybranka swojego serca; biednego, ale wyjątkowo przystojnego i utalentowanego Jarosława Iwaszkiewicza. Ten związek, jak się później okazało, przetrwał wiele. Niechęć ojca Anny, jej chorobę psychiczną, związki Jarosława z mężczyznami. Wydaje się - a pięknie oddaje to fotografia z okładki książki - że tych dwoje łączyła wyjątkowa pod każdym względem więź, w której jedno z nich zawsze było w cieniu drugiego. To było coś więcej niż miłość, przyjaźń, tolerancja, zrozumienie. Ogromna determinacja zbudowana na silnym uczuciu, by być razem mimo wszystko, do końca. Piękna, choć trudna jest ta relacja, ale autor przedstawił ją w wyjątkowo przenikliwy, ale też subtelny sposób.

Radosław Romaniuk napisał książkę znakomitą; wielowymiarową, świetnie udokumentowaną, dogłębną. Jest w niej miejsce na miłość, przyjaźń, osobiste rozterki, ale też na politykę, historię, a przede wszystkim - literaturę. To nie jest pierwsza biografia Jarosława Iwaszkiewicza, ale pierwsza tak rzetelnie, błyskotliwie i mądrze napisana. Bez autocenzury, ale z wyczuciem. Z ogromną wiedzą, ale bez nadęcia. Z sympatią, ale nie protekcjonalnie. Wyważona w każdym calu.

Czekam teraz na drugi tom, gdyż to, co najciekawsze i najtrudniejsze w życiu Iwaszkiewicza dopiero przed nami.

Radosław Romaniuk „Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza”, Wydawnictwo Iskry, wydanie I, 2012 r.

wtorek, 13 listopada 2012

Wiktor Jerofiejew "Dobry Stalin"

To proza z najwyższej półki. Mocna, inteligentna, szczera. Napisana wyśmienitym językiem, z dużym literackim wyczuciem. O stalinowskich czasach autor opowiada z pozycji tych "uprzywilejowanych". Opowiada przewrotnie, autoironicznie. Ale nic tu nie jest uproszczone, spłaszczone, przemilczane. Wręcz przeciwnie. A im bardziej jesteśmy po "tamtej" stronie, tym efekt jest mocniejszy.

Ale "Dobry Stalin" z polityką ma tyle wspólnego, na ile polityka wpłyneła na życie autora i jego rodziny. To książka tak autobiograficzna, jak tylko być może; osobista, intymna, szczera. I choć autor zaznacza na wstępie, że wszystkie postaci są wymyślone "nie wyłączając autentycznych i samego autora", to jest to tak samo przewrotne i prowokacyjne jak tytuł książki.

Wiktor Jerofiejew wychował się w rodzinie radzieckiego dyplomaty. Jego ojciec, świetnie wykształcony, znający języki, a przede wszystkim oddany sprawie i wodzowi, robił błyskotliwą karierę pod okiem samego Stalina. Najpierw jako jego osobisty tłumacz, a wreszcie jako attache kulturalny we Francji. Znakomicie odnalazł się "na salonach" ambasadorów; podobnie zresztą jak cała rodzina Jerofiejewów. Elegancja, komfort, wygoda, dostatek okazały się tym, do czego bardzo szybko przywykli. Jakby nie urodzili się w Rosji...

Te dwa światy; surowego komunizmu i zachodniego sznytu, w których przyszło dorastać Wiktorowi, rewelacyjnie zestawia on ze sobą w ksiażce. I to na wielu płaszczyznach; kulturowej, cywilizacyjnej, obyczajowej. To zestawienie mocne, szokujące nawet - i o to autorowi chodziło. Począwszy od pogody ("Podobał mi sie grudzień w którym kwitły kwiaty"), przez sposób bycia ("Mama młodnieje w oczach, włosy jej się kręcą. W nowych zapachach pojawiła się jakaś delikatna, nierosyjska obcość. Jej zadaniem jest ładnie się ubierać, chodzić na przyjęcia"), wygląd ("Tata zakłada koszulę z krótkim rękawem - w wolne dni na modłę francuską nie wpuszcza jej w spodnie"), aż po jedzenie ("Mama zajada się ślimakami i klasyczną zupą cebulową, lubi ostrygi. (...) Rodzice brzydzili się rosyjskim chamstwem, nie chodzili do rosyjskich knajp - dopiero we Francji zauważyli, że na świecie istnieje coś takiego jak restauracja").

Wszystko jest nowe, fascynujące i... w jakiś sposób naturalne. Mało w tym polityki. Jeśli już, to nie ma ona nic wspólnego ze stalinowskim reżimem, którego ofiarą padło tysiące ludzi. To polityka świata dyplomacji, wyższych sfer; elegancka, wytworna, wygodna. "To jasne, że mój tata był prawdziwym komunistycznym terrorystą. Marzył, zeby Francją rządzili komuniści, żeby powstała Francuska Republika Socjalistyczna. Wątpię, żeby chciał pozbawić Francuzów pomarańcz i wina, stworzyć kolejki po camembert i mleko. Tego wyobraźnia taty nie obejmowała" 

A jednak na bezwzględną politykę przyjdzie w tej książce czas. I, paradoksalnie, jej ofiarami padną obaj; ojciec i syn. "W końcu zabiłem swojego ojca" - pisze Jerofiejew. I mowa tu o swego rodzaju śmierci cywilnej. W 1979 roku ojciec Wiktora zostaje nagle odwołany z placówki dyplomatycznej w Wiedniu. Powodem jest literacka aktywność syna, który wydaje w podziemnym obiegu almanach "Metropol". Publikują w nim artyści wyjątkowo nielubiani przez władzę, a oliwy do ognia dolewa sam młody pisarz Jerofiejew. Kariera jego ojca zostaje przerwana w jednej chwili. Obaj dostają twarde ultimatum: albo Wiktor złoży samokrytykę, albo o powrocie ojca do dyplomacji, a nawet jakiejkolwiek pracy mogą zapomnieć.

Ta dramatyczna sytuacja okazuje się najważniejszą życiową próbą i swego rodzaju oczyszczeniem w skomplikowanej relacji ojciec-syn. A także punktem kulminacyjnym rodzinnej historii, w której ojciec Wiktora gra rolę "dobrego Stalina", a matką jest Rosja. Okazuje się, że i ta historia może mieć happy end. O ile jej autorem jest tak znakomity pisarz jak Wiktor Jerofiejew, który nie oszczędza w niej ani siebie, ani swoich bliskich. Ale wszystko tu czemuś służy. I zostaje w pamięci. Na zawsze już zapamiętam brawurową scenę jego inicjacji seksualnej podczas zbiorowej kąpieli z rosyjską niańką i dyrektorką szkoły, w której mały Wiktor pada ofiarą temperamentu kobiet. Wyjątkowe są polskie wspomnienia pisarza, który - zdaniem swoich rodziców - popełnił mezalians żeniąc się z Wiesławą, córką polskiego kucharza i bufetowej...

Takich scen, dygresji, anegdot jest w tej książce znacznie więcej. Zabawnych, ironicznych, ale równocześnie głębokich, ważnych, istotnych. Po coś. I myślę, że wielką sztuką jest tak pokazać historię swojego kraju - tę najtrudniejszą w szczególności - by miała ona ludzką twarz. Jerofiejew - tyleż rosyjski, co francuski -  potrafi to zrobić jak nikt inny.

Mocna, dobra, prawdziwa literatura. Z najwyższej półki.

Wiktor Jerofiejew "Dobry Stalin", przełożyła Agnieszka Lubomira Piotrowska, Czytelnik, II wydanie, 2012 r.

poniedziałek, 12 listopada 2012

"Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań" Książką Historyczną Roku

9 listopada odbyła się uroczysta gala wręczenia nagród w konkursie Książka Historyczna Roku. Jury nagrodziło książkę Ryszarda Wolańskiego o Eugeniuszu Bodo. W maju tego roku wydał ją Dom Wydawniczy Rebis.   


Konkurs organizowany został przez Instytut Pamięci Narodowej, TVP i Polskie Radio pod patronatem prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. W kategorii "Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku" zwyciężyła książka Ryszarda Wolańskiego "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań"

Z autorem, Ryszardem Wolańskim, miałam przyjemność spotkać się i porozmawiać podczas tegorocznych Warszawskich Targów Książki. Mówił wtedy, że najważniejsze było dla niego pokazanie nieznanych faktów z życia artysty, szczególnie tych związanych z dramatyczną końcówką jego życia w sowieckim łagrze.

"Książki Historyczne Roku" zostały wybrane przez jury w składzie: prof. dr hab. Piotr Franaszek (przewodniczący), prof. dr hab. Tomasz Gąsowski, dr hab. Andrzej Nowak, prof. dr hab. Wojciech Roszkowski, prof. dr hab. Andrzej Chwalba oraz prof. dr hab. Wiesław Wysocki.
  

Ryszard Wolański podczas Warszawskich Targów Książki 2012


Ryszard Wolańskidziennikarz muzyczny, absolwent warszawskiej PWSM, przez wiele lat związany z polskim radiem i telewizją. Autor licznych reportaży i relacji z najważniejszych imprez i festiwali muzycznych. Pomysłodawca i autor edycji radiowej, cyklu telewizyjnego, pierwszego w kraju wydawnictwa multimedialnego oraz książki pod wspólnym tytułem Leksykon Polskiej Muzyki Rozrywkowej. Autor książek o tematyce muzycznej, stypendysta Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz STOART-u, laureat licznych nagród za całokształt działań na rzecz popularyzacji polskiej muzyki rozrywkowej i jazzowej, m.in. nagrody TVP, ZAiKS-u, Gloria Artis oraz Klio 2010 za Już nie zapomnisz mnie. Opowieść o Henryku Warsie. 

czwartek, 8 listopada 2012

Izabela Czajka Stachowicz "Dubo...Dubon...Dubonnet..."

W tej książce słynnej "Czajki" bardziej, niż w którejkolwiek innej pobrzmiewa sentymentalny ton. Autorka wspomina barwne lata 20. w Paryżu i w jej słowach słychać tyleż zachwyt, co smutek - że było, minęło i nie wróci... Ale jest też to wszystko, z czego słyną książki "Czajki"; temperament, dowcip i mnóstwo pikantnych anegdot. W których oczywiście przewijają się znane nazwiska wielkiego świata...

Czy może być piękniejsze miejsce dla młodej, pięknej kobiety o artystycznej duszy, niż Paryż w 1924 roku? Oczywiście nie! Młodziutka Bella nie zastanawiała się nawet minuty, gdy pojawiła się możliwość "ucieczki" z nudnego Berlina do wymarzonego Paryża. 

"Już od miesięcy śnił mi się po nocach Paryż. Czasami - wydawało mi się nawet - słyszałam daleki jego głos..."
Na nic zdały się prośby i błagania ukochanego mężczyzny, który zapewniał jej w Berlinie bezpieczne i dostatnie życie. Bellę ciągnęło do stolicy artystów i nic, ani nikt nie mógł jej już zatrzymać... Paryż powitał dziewczynę feerią barw, zapachów, smaków. Zachwycił ją swoim pięknem i wyjątkowością ludzi, których w nim spotkała; ich inteligencją, językiem, poczuciem humoru. "Czajka" chłonęła Paryż wszystkimi zmysłami, a jej opisy miasta są niezwykle emocjonalne i sugestywne.

"W Paryżu zauważyłam, że nie ma ostrych kątów, kąty są zaokrąglone. I te właśnie zaokrąglenia nadają Paryżowi szczególne piękno. Specyficzny wdzięk ulic, placyków, placów. Niepowtarzalny klimat dawności i dnia dzisiejszego. Urzekające piękno. Śmiertelnie zakochałam się w Paryżu."
Po fali euforii przyszła proza codzinnego życia. I przygasiła nieco entuzjazm Belli. Dziewczyna nie miała pracy, pieniędzy, perspektyw. Głód zaczął zaglądać jej w oczy, a wizja powrotu do domu wydawała się coraz bardziej realna. Ale od czego są przyjaciele? Do tych piękna "Czajka" zawsze miała szczęście i tym razem także przyszli jej oni z pomocą. Malarz Tytus Czyżewski zaprotegował ją do redakcji emigracyjnej gazety "Polonia". Bella miała pomagać przy korespondencji z czytelnikami i wysyłce polskich książek. Praca okazała się mało porywająca i przede wszystkim kiepsko płatna, ale wdzięk i ujmujący charakter dziewczyny szybko zjednały jej nowych przyjaciół, z którymi rzuciła się w sam środek artystycznego życia Paryża. Jej przedsiębiorczość i brak zahamowań okazały się przy tym niezawodne. Nie mamy pieniędzy na obiad? W takim razie śpiewamy w kawiarni i robimy zbiórkę do kapelusza!

Z czasem te nieco szalone pomysły na "zarabianie" przybrały znacznie poważniejszą formę. I tak Bella otworzyła w Paryżu pierwszą polską księgarnię. Miejsce to bardzo szybko zyskało dobrą sławę wśród artystów i zjednało"Czajce" kolejnych niezwykłych ludzi. Paryż mógł wreszcie cieszyć Bellę w sposób absolutny, a ona czerpała z jego nieograniczonych możliwości pełnymi garściami. I - jak to u "Czajki" - nie mogło zabraknąć szalonych zabaw, flirtów, miłostek. Paryż okazał się wprost stworzony dla pełnej temperamentu Polki o artystycznej, nieokiełznanej duszy. Miłość pisarki do tego miasta okazała się więc spełniona i w pełni odwzajemniona.

Czyta się tę książkę z nieschodzącym z twarzy uśmiechem, ale i z łezką w oku. Jest bowiem we wspomnieniach "Czajki" klimat przedwojennego świata, który wojna zniszczyła bezpowrotnie. Nigdy już Paryż, do którego pisarka wracała potem wiele razy, nie był taki, jak w 1924 roku. Ten świat odszedł na zawsze, zdaje się mówić Izabela Czajka-Stachowicz, zostały po nim tylko piękne wspomnienia. I słychać w jej słowach nostalgię; nie tylko za Paryżem, ale też za młodością, radością życia, młodzieńczymi marzeniami...

Polecam także inne książki Czajki-Stachowicz:
"Nigdy nie wyjdę za mąż"
"Małżeństwo po raz pierwszy"

 Izabela Czajka Stachowicz "Dubo...Dubon...Dubonnet...", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.

wtorek, 6 listopada 2012

Krystyna Mazurówna "Moje noce z mężczyznami"

Tytuł jest nieco prowokacyjny, ale - jak szybko zastrzega autorka - treść wyjątkowo niewinna. Kluczem do tej książki są spotkania (rzeczywiście nocne) z mężczyznami, którzy w życiu tancerki odegrali ważną rolę; tak osobistą, jak i zawodową. To noce pełne dziwnych przypadków, zbiegów okoliczności, życiowych zakrętów i zwrotów. Szalone, nieprzewidywalne. Zresztą, jak całe życie artystki...

Krystyna Mazurówna, ekscentryczna tancerka i choreografka, która od ponad 40 lat mieszka we Francji, zaprasza nas w tej książce do swojego świata;  pasji, miłości, rodziny, a przede wszystkim sztuki. Robi to z wdziękiem, z charakterem, w swoim stylu. Zaczyna od młodzieńczych lat w Warszawie, kiedy największą jej pasją stał się taniec, a pierwszym do niego partnerem trzynastoletni chłopiec z domu dziecka. Z Dariuszem, który marzył by być kobietą i uciec z Polski, a potem zrobił karierę w Stanach, Krystyna spędziła przedziwną noc w Łazienkach. A potem takich nocy było mnóstwo. Trochę wbrew rodzinie, dobremu wychowaniu, które wyniosła z domu, społecznym oczekiwaniom.

Małżeństwo z Krzysztofem Teodorem Toeplizem, artystyczna bohema Warszawy lat 60., macierzyństwo, występy z najlepszymi artystami, artystyczne wyzwania i sukcesy. W życiu Krystyny Mazurówny wszystko toczyło się błyskawicznie, na najwyższych obrotach. Ona sama nie dawała sobie taryfy ulgowej; chciała żyć mocno, intensywnie, po coś. Chciała tańczyć, występować przed najlepszą publicznością.

I choć w koministycznej Polsce żyło jej się, jak sama przyznaje, wygodnie i komfortowo, to zdecydowała się wyjechać. Mimo ugruntowanej pozycji na scenie. W 1968 roku wylądowała w Paryżu zostawiając za sobą wszystko, co miała: dziecko, teatr, stabilizację. Rzuciła się na głęboką wodę, wierząc, że zdobędzie świat.

Pierwsze, paryskie laty Mazurówny to - jak mi się wydaje - temat na oddzielną książkę. Autorka uchyliła nam tylko rąbka z tego okresu, ale nie ma wątpliwości, że był to czas trudny, niepewny, chwilami dramatyczny. Właściwie czas walki o życie; w każdym wymiarze: i tym prywatnym, i zawodowym. To czas poszukiwań i odkryć. Jednym z największych okazało się to miłosne. Małżeństwo z Jean-Pierre'em było wielkim wyzwaniem, przygodą i... pięknym wspomnieniem, do którego autorka chętnie powraca.

Tańczyła, układała choreografię, prowadziła zespół, stała za barem, spełniała marzenia... Czegoż to Krystyna Mazurówna nie robiła? Opowiada o tym lekkim tonem, na wesoło, a tylko gdzieniegdzie słychać nostalgię, żal, smutek.

Wyjątkowa, silna, twórcza kobieta, która potrafi cieszyć się życiem i robić z niego dobry użytek. Taka jest w tej książce Mazurówna. I nawet jeśli to kolejna artystyczna kreacja to, trzeba przyznać, udana. A na pewno efektowna - to słowo wydaje mi się najbardziej właściwe.

Krystyna Mazurówna "Moje noce z mężczyznami", Wydawnictwo Agora S.A., 2012 r.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jeanette Winterson "Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?"

Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna? - pyta adopcyjna matka nastoletnią Jeanette, gdy ta zakochuje się w swojej koleżance. A potem każe się jej wynosić z domu... W swojej autobiografii brytyjska pisarka Jeanette Winterson w sposób bezwzględnie szczery rozlicza się z adopcyjnymi rodzicami, traumatycznym dzieciństwem i pokazuje dramatyczną drogę, jaką przebyła do normalności i szczęścia.

Jeanette Winterson została adoptowana przez robotnika Johna Wintersona i urzędniczkę Constance. "Pani Winterson" - bo tak autorka nazywa swoją adopcyjną matkę - była kobietą zimną, brutalną, owładniętą religijną manią. Jak nietrudno się domyślić, ofiarą jej psychopatycznego charakteru była przede wszyskim Jeanette, która musiała bezwzględnie podporządkować się chorym zasadom. Historia dzieciństwa to właściwie zapis domowego szaleństwa, w którym dziewczynka usiłowała odnaleźć namiastkę ciepła, bezpieczeństwa, normalności. Bezskutecznie zresztą.

Ucieczką okazały się książki, które w domu były zakazane (a zakazane były wszystkie poza Biblią). To w nich Jeanette odnalazła świat, za którym tęskniła; przyjazny, bliski, otwarty. Literatura była wybawieniem i wskazówką, by żyć zgodnie z własnym przekonaniem i niezależnie od wszystkiego - być sobą. To ona pozwoliła przetrwać najgorszy moment w życiu dziewczyny, gdy w wieku szesnastu lat musiała odejść z rodzinnego domu i zamieszkać w samochodzie. Miłość do przyjaciółki okazała się być czymś, czego Pani Winterson nie chciała i nie potrafiła zaakceptować.

Ale, paradoksalnie, wszystko czego doświadczyła Joanette Winterson dorastając pozwoliło jej mocno stanąć na nogi i walczyć o prawo do spełnienia i szczęścia. Spełnieniem okazały się studia na uniwersytecie oksfordzkim, a oczyszczeniem debiutancka książka "Nie tylko pomarańcze...", w której pokazany jest dramat dziewczynki adoptowanej przez zielonoświątkowców. Książka, na poły autobiograficzna, okazała się literackim sukcesem i kolejnym, osobistym dramatem autorki. Niczym widmo wisi nad nią postać Pani Winterson, która nie potrafiła wybaczyć swojej "córce" przerwania zmowy milczenia.

W "Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?" pisarka idzie znacznie dalej, niż w "Nie tylko pomarańcze...". Tu wszystko dzieje się naprawdę, a Winterson bardzo otwarcie opowiada o tym, jak była bita, poniżana, niszczona psychicznie. Jaką krzywdę wyrządzili jej ludzie, którzy ją adoptowali. Pisze o swojej miłości do kobiet, udanych i mniej udanych zwiazkach, a wreszcie o poszukiwnaiu biologicznej rodziny. O tym, jak trudno było spotkać się z prawdziwą matką i skonfrontować z prawdą o tym, dlaczego została przez nią oddana.

Mocna to książka, porażająca swoją szczerością i bezkompromisowością. Takich autobiografii; niepolukrowanych, odważnych, emocjonalnych, życzyłabym sobie jak najwięcej. Ale do tego potrzeba talentu i charakteru na miarę Jeanette Winterson.

Jeanette Winterson "Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?", przełożyła Katarzyna Karnowska, Wydawnictwo Rebis, 2012 r.

niedziela, 4 listopada 2012

Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska "Irena"

To powieść napisana na dwa głosy: matki i córki. I fajnie, że rzeczywistość współgra tu z literaturą. Konflikt międzypokoleniowy jest w tej opowieści nieodłączną jej częścią i poznajemy go z pozycji obu kobiecych punktów widzenia. Pomostem między matką a córką jest tytułowa Irena, przyszywana babcia. Łagodzi obyczaje, uspokaja emocje i zachęca, by po książkę sięgnęło też starsze pokolenie kobiet. Dla nich także jest "Irena".  

Dorotę i Jagodę poznajemy w dramatycznym momencie;  umiera Feliks, mąż Ireny, ukochanej, przyszywanej babci. Na miejscu momentalnie jest Jagoda; trzydziestolatka, która robi karierę w korporacji. Odpowiedzialna, zdyscyplinowana, konkretna, zadaniowa. Dorota, jej matka, o wszystkim dowiaduje się, jak zwykle, za późno. Taka już ona jest; chaotyczna, impulsywna, niezorganizowana. Kompletne przeciwieństwo swojej córki.

I na tym kontraście charakterów i temperamentów zbudowana jest cała książka. Mamy chłodną emocjonalnie młodą kobietę, która nie akceptuje swojej szalonej matki i rozemocjonowaną Dorotę, która nie rozumie uczuciowego wycofania swojej córki. Schemat tego konfliktu jest dość prosty i oczywisty, ale - oddając sprawiedliwość autorkom - pokazany możliwie wnikliwie i wiarygodnie.

Jagoda i Dorota nie potrafią ze sobą rozmawiać, więc przychodzi moment, że przestają w ogóle rozmawiać. Nie akceptują nawzajem swojego życia. Jagoda tkwi w korporacji, której w głębi ducha nienawidzi. Ale rekompensuje to sobie stabilnością finansową i poczuciem, że "coś osiągnęła". Dorota, po utracie pracy, dość spontanicznie i w duchu artystycznym, prowadzi swój własny mały biznes. Jagoda jest samotna, Dorota uważa, że jednym z jej wiekszych życiowych sukcesów jest wieloletni związek z mężem.

Każda z kobiet ma swoje odrębne życie, a jednak wydaje się, że pępowina nie została do końca odcięta. A może po prostu pewne sprawy nie zostały wyjaśnione? Tajemnice i niedopowiedzenia są ważną częścią, jeśli nie istotą tego konfliktu. Mur milczenia zbudowany na sekretach nie tak łatwo zburzyć. Wydaje się to wręcz niemożliwe. I nic - jak się okazuje - nie jest takim, jakim się wydaje. Ale o wyjaśnienie wszystkiego zadba już Irena... Z całą swoją życiową mądrością, doświadczeniem i spokojem.

"Irena" to książka o kobietach i dla kobiet. Zresztą dla kilku pokoleń kobiet. Mnie zdecydowanie najbardziej przypadła do gustu część Jagody - czyli pewnie Basi Grabowskiej.  I nie chodzi tu o wiek, bo ja plasuję się gdzieś pośrodku między Kalicińską, a Grabowską. Chodzi o styl: prosty, dynamiczny. I dzieki temu jestem skłonna wybaczyć Małgorzacie Kalicińskiej jej "Dom nad Rozlewiskiem", który przyprawił mnie o ciarki swoją topornością. Okazuje się, że z własną córką można zrobić niezły interes... "Irena" jest dla mnie tego dowodem.

Gratuluję zgranego, choć z pewnością niedoskonałego duetu, w którym główne skrzypce gra córka. Małgorzacie Kalicińskiej dziękuję za wątki związane z tzw. medyczną profilaktyką. Literatura w służbie medycyny? Można i tak. Ale w tej książce jest też parę innych ważnych spraw.

Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska "Irena", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.

sobota, 3 listopada 2012

Alice Munro "Za kogo ty się uważasz?"

Siłą tej książki jest prostota, bezpretensjonalność, "czystość" formy i treści. O trudnych i całkowicie zwyczajnych sprawach Munro opowiada w sposób bardzo osobisty, szczery, bez jakichkolwiek formalnych udziwnień. Nie jest to proza "przegadana", a sprzyja temu krótka forma opowiadań. Można zacząć i skończyć tę książkę w dowolnym momencie, bez poczucia, że coś nam umknęło. Można przeczytać do końca i mieć poczucie, że to świetna powieść.

Książka Alice Munro zbudowana jest z opowiadań, które tworzą zwartą, fabularną całość. Ale każde z nich można też czytać jako odrębną historię. Ich łącznikiem jest Rose, którą poznajemy na poszczególnych etapach jej życia. Jest więc trudne dzieciństwo, pełne kompromisów wchodzenie w dorosłość, wreszcie poszukiwanie miłości i swojego miejsca w świecie. Tytułowe pytanie ma tu wiele znaczeń i pojawia się w różnych momentach życia bohaterki. Za każdym razem odpowiedź jest bardziej niż skomplikowana...

- Za kogo ty się uważasz? - pyta Rose jej macocha Flo. Prosta, wulgarna kobieta, pod której okiem przyszło dziewczynce dorastać. To pytanie zaczepne, prowakacyjne, właściwie oskarżycielskie. Rose jest zdolna, pracowita, dobrze się uczy. Jest więc inna. Wyróżnia się na tle otoczenia, w którym upływa jej dzieciństwo. I nienawidzi go całym sercem.

Kiedy wreszcie, dzięki własnej determinacji i zdolnościom, wyrywa się na studia do wielkiego miasta, także czuje się inna. Ale tu jej "inność" wynika z kompleksów, poczucia niższej wartości, chęci dorównania równieśnikom z "lepszych" domów. Kiedy na jej drodze pojawia się Patrick, student historii i syn właściciela sieci supermarketów, Rose zaczyna z nim flirtować. Trochę z przekory, trochę z ciekawości prowokuje chłopaka; choć ten jest nieporadny, mało interesujący i kompletnie jej nie pociąga. W końcu Patrick oświadcza się Rose, a ta, mimo że go nie kocha, ostatecznie te oświadczyny przyjmuje. Na palcu ma już pierścionek z brylantem, w jej rodzinnej wsi wszyscy uważają, że zrobiła zawrotną karierę, a sam Patrick budzi jej litość...

Piękny dom z drogą porcelaną, zapobiegliwy mąż z bogatym, rodzinnym zapleczem i ... wielka pustka. Rose zazdrośnie spogląda na swoich przyjaciół artystów, którzy nie mają grosza przy duszy, ale - jak się jej wydaje - żyją tak, jak ona zawsze pragnęła żyć. Tamci spoglądają natomiast na Rose z wyższością - "No bo za kogo ona się uważa?" - bogata, ustawiona, wolna od problemów.

10-letnie, burzliwe małżeństwo z Patrickiem kończy się rozwodem, a Rose znów poszukuje swojego miejsca w życiu. Jako artystka, matka, kochanka. I znów nic nie jest tak, jak być powinno. A obraz Rose w jej oczach i jego odbicie na zewnątrz to kompletnie różne obrazy... Kiedy wraca do rodzinnego domu, by opiekować się ciężko chorą Flo wydaje się, że mimo upływu wielu lat, czas się zatrzymał. A ona wciąż jest tą małą, zagubioną i pragnącą uciec na koniec świata Rose, która za "niewiadomokogo" się uważa...

Przeczytałam "Za kogo ty się uważasz?" w dwie noce i już ostrzę sobie zęby na inne książki Alice Munro, która nieprzypadkowo uchodzi za jedną z najlepszych kanadyjskich pisarek.

Alice Munro "Za kogo ty się uważasz?", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.

piątek, 2 listopada 2012

Wojciech Albiński "Kalahari"

Pełna kontrastowych barw, kulturowych sprzeczności, społecznych nierówności. Budząca silne emocje i ambiwalentne odczucia. Nieobojętna. Trudna. Wciągająca. Taka jest Afryka widziana oczami Wojciecha Albińskiego. Takiego portretu; mocnego, wyrazistego i najbardziej prawdziwego z możliwych nie zapomina się łatwo. I za to chylę czoło przed autorem.

Wojciech Albiński pokazuje Czarny Ląd przez krótkie, obyczajowe obrazy. Nie ma w nich miejsca na demagogię, polityczną poprawność, wielkie słowa. Są ludzie i ich historie. Proste, prawdziwe, przejmujące do szpiku kości. To dzięki nim, pojedynczym bohaterom, poznajemy świat, o którym tak naprawdę nie mamy pojęcia.

To świat, w którym choroby, mimo XXI wieku, są siłą, w obliczu której człowiek jest totalnie bezradny. To świat przemocy i przestępczości, z którymi nikt nawet nie próbuje walczyć na serio. To świat ogromnych różnic społecznych, w którym na przeciwległych biegunach mamy niewyobrażalny przepych i niespotykaną nigdzie indziej biedę. To wreszcie świat zabobonów, uprzedzeń rasowych, kompletnego braku poszanowania dla ludzkiego życia. To świat prosty i skomplikowany zarazem. I - jak się wydaje - niezmienny. Stały i niewzruszony w swoich najbardziej prymitywnych zasadach. Bezwzględny dla człowieka.

I jednocześnie piękny w swoim atawiźmie, pociągający, wciągający. Zachwycający nieokiełznaną przyrodą i siłami natury, które nim rządzą. Od których wszystko się zaczyna i na których wszystko się kończy. Jest w opowiadanich Albińskiego i zachwyt, i strach, czy rodzaj respektu dla Afryki. I wielki ukłon w stronę człowieka - tego, który w niej żyje, bo musi i tego, który świadomie wybrał ją jako swoje miejsce do życia. Albiński stoi z boku i przygląda się swoim bohaterom. Żadnego z nich nie ocenia; nawet jednym słowem nie próbuje ukierunkować naszej sympatii w żadnym kierunku. Po prostu patrzy.      

Szlachetny, stonowany język i rodzaj "dyskretnej" narracji sprawią, że czyta się "Kalahari" niczym piękną, a przy tym bardzą ludzką przypowieść o wielkiej sile natury i charyźmie człowieka. Tego pojedynczego, nad którym pochyla się Albiński i tego, który ma symboliczną twarz Afrykańczyka.  

Wojciech Albiński "Kalahari", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.

czwartek, 1 listopada 2012

Piotr Czerwiński „Pigułka wolności”

Inteligentna, ironiczna, gorzka i przewrotna. Taka jest „Pigułka wolności”, w której autor bezlitośnie rozprawia się z pokoleniem „lubię to” żyjącym w wirtualnym świecie portali społecznościowych. Świecie - dodajmy - sztucznym, nadmuchanym, bezmyślnym, iluzorycznym i niebezpiecznym.

„Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął. Tak to się zaczyna...” Tak zaczyna się powieść Piotra Czerwińskiego, której głównym bohaterem jest Aleksander Roleksy. Ma on „mimo pozornego zastoju, bardzo bogate życie”, a owo „bogactwo”, zważywszy na jego nieudacznictwo, sprowadza się wyłącznie do posiadanych profili na Facebooku, Naszej Klasie, Twitterze, itd., itd.

Pewnego dnia, trochę z nudów, a trochę dla żartu Roleksy tworzy na Facebooku absurdalne konto pod równie absurdalnym hasłem. Zapomina o nim równie szybko, jak je wymyślił, a tymczasem strona „Fart For Malawi” zaczyna żyć własnym życiem.

Tysiące użytkowników „lubią to”, a „klików” przybywa z każdym dniem. Roleksy staje się bohaterem sieci. W dodatku bohaterem przypadkowym, mimo woli i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ale, jak się okazuje, w świecie „klików” nie rządzą racjonalne zasady. Rządzi... no właśnie – co? Co tak naprawdę rządzi społecznością w siecią? Takie pytanie zadaje sobie Alex i nie znajduje w miarę mądrej odpowiedzi. Ale równocześnie wciąga się w tę grę, której czuje się kreatorem. Skoro każde jego najbardziej banalne słowo urasta do rangi życiowej mądrości w oczach społeczności, to przecież coś w tym musi być...   

Roleksy, niesiony na fali przedziwnej, wręcz histerycznej popularności, odnajduje się nie tylko w rolu duchowego przywódcy, ale także w roli idola kobiet. A te zasypują go dowodami uwielbienia. Szczególnie skuteczna okazuje się Ultra Maryna, która prowadzi Roleksa w coraz bardziej niebezpieczne rejony abstrakcji i megalomanii. A wszystko, choć cwane i wcale nie tak bezinteresowne pod sztandarem - a jakże - miłości...

"Pigułka wolności" bezpardonowo, choć w dość przewidywalny chwilami sposób rozprawia się z mediami elektronicznymi i społecznościami w sieci. Obnaża całą bezmyślność, głupotę, sztuczność i nietrwałość zjawisk wykreowanych przez  wirtualną popkulturę. I równocześnie pokazuje ich porażającą siłę. "Człowiek używający lewego klawisza, może dziś obracać w pył całe kontynenty i świętą niewinność milionów istot.  (...) To dzisiaj broń masowej zagłady." 

I nie sposób się z tym nie zgodzić. Polecam, bo w tej "Pigułce..." dostajemy mocno skondensowaną pigułkę współczesnego świata, który sami kreujemy. Mniej lub bardziej świadomie.

"Jak nie masz konta na Facebooku to nie istniejesz"

Czy rzeczywiście?
    
Piotr Czerwiński „Pigułka wolności”, Wydawnictwo Wielka Litera, 2012 r.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...