To powieść napisana na dwa głosy: matki i córki. I fajnie, że rzeczywistość współgra tu z literaturą. Konflikt międzypokoleniowy jest w tej opowieści nieodłączną jej częścią i poznajemy go z pozycji obu kobiecych punktów widzenia. Pomostem między matką a córką jest tytułowa Irena, przyszywana babcia. Łagodzi obyczaje, uspokaja emocje i zachęca, by po książkę sięgnęło też starsze pokolenie kobiet. Dla nich także jest "Irena".
Dorotę i Jagodę poznajemy w dramatycznym momencie; umiera Feliks, mąż Ireny, ukochanej, przyszywanej babci. Na miejscu momentalnie jest Jagoda; trzydziestolatka, która robi karierę w korporacji. Odpowiedzialna, zdyscyplinowana, konkretna, zadaniowa. Dorota, jej matka, o wszystkim dowiaduje się, jak zwykle, za późno. Taka już ona jest; chaotyczna, impulsywna, niezorganizowana. Kompletne przeciwieństwo swojej córki.
I na tym kontraście charakterów i temperamentów zbudowana jest cała książka. Mamy chłodną emocjonalnie młodą kobietę, która nie akceptuje swojej szalonej matki i rozemocjonowaną Dorotę, która nie rozumie uczuciowego wycofania swojej córki. Schemat tego konfliktu jest dość prosty i oczywisty, ale - oddając sprawiedliwość autorkom - pokazany możliwie wnikliwie i wiarygodnie.
Jagoda i Dorota nie potrafią ze sobą rozmawiać, więc przychodzi moment, że przestają w ogóle rozmawiać. Nie akceptują nawzajem swojego życia. Jagoda tkwi w korporacji, której w głębi ducha nienawidzi. Ale rekompensuje to sobie stabilnością finansową i poczuciem, że "coś osiągnęła". Dorota, po utracie pracy, dość spontanicznie i w duchu artystycznym, prowadzi swój własny mały biznes. Jagoda jest samotna, Dorota uważa, że jednym z jej wiekszych życiowych sukcesów jest wieloletni związek z mężem.
Każda z kobiet ma swoje odrębne życie, a jednak wydaje się, że pępowina nie została do końca odcięta. A może po prostu pewne sprawy nie zostały wyjaśnione? Tajemnice i niedopowiedzenia są ważną częścią, jeśli nie istotą tego konfliktu. Mur milczenia zbudowany na sekretach nie tak łatwo zburzyć. Wydaje się to wręcz niemożliwe. I nic - jak się okazuje - nie jest takim, jakim się wydaje. Ale o wyjaśnienie wszystkiego zadba już Irena... Z całą swoją życiową mądrością, doświadczeniem i spokojem.
"Irena" to książka o kobietach i dla kobiet. Zresztą dla kilku pokoleń kobiet. Mnie zdecydowanie najbardziej przypadła do gustu część Jagody - czyli pewnie Basi Grabowskiej. I nie chodzi tu o wiek, bo ja plasuję się gdzieś pośrodku między Kalicińską, a Grabowską. Chodzi o styl: prosty, dynamiczny. I dzieki temu jestem skłonna wybaczyć Małgorzacie Kalicińskiej jej "Dom nad Rozlewiskiem", który przyprawił mnie o ciarki swoją topornością. Okazuje się, że z własną córką można zrobić niezły interes... "Irena" jest dla mnie tego dowodem.
Gratuluję zgranego, choć z pewnością niedoskonałego duetu, w którym główne skrzypce gra córka. Małgorzacie Kalicińskiej dziękuję za wątki związane z tzw. medyczną profilaktyką. Literatura w służbie medycyny? Można i tak. Ale w tej książce jest też parę innych ważnych spraw.
Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska "Irena", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz