Zaskoczył mnie ten kryminał i w jakiś sposób zachwycił; swoją innością, prostotą i pomysłowością. W tej historii nie chodzi o to kto zabił, ale o gęsty, niepokojący klimat miejsca obleganego przez miłośników "Dzieci z Bullerbyn". Ten klimat wciąga, intryguje, irytuje. I nie ma nic wspólnego z dziecięcą niewinnością. Rzecz więc w emocjach, jakie ta historia budzi w czytelniku, a to chyba najważniejsze w dobrej książce.
Akcja rozgrywa się w pięknym miejscu w Szwecji, nad jeziorem Skiresjon, gdzie urodziła Astrid Lindgren, autorka kultowej książki "Dzieci z Bullerbyn". Ale już pierwsza scena rozwiewa złudzenia, co do "swojskości" tego miejsca. Czternastoletnia Frida Andersson (pewna siebie i świadoma swojej seksualności "Lolita") w niedzielne południe jedzie rowerem przez las. Czuje na sobie natarczywe spojrzenie starszego mężczyzny, który robi jej z daleka serię zdjęć, czego ona zdaje się nie zauważać. Robi się gęsto od niezdrowych emocji. Coś wisi w powietrzu.
Chwilę później w tej samej okolicy zostaje zamordowana Karin Frostenson, piękna, bogata, lubiana przez wszystkich kobieta, która ze swoim malutkim dzieckiem wracała od chorej matki. Morderca wykazał się wyjątkowym okrucieństwem i perwersją. Przy umierającej, okaleczonej Karin zostawił jej dziecko. Wszyscy są w szoku. To była taka spokojna okolica...
Nie tylko zresztą jego, bo w tej gęstej, ciężkiej atmosferze wychodzą na światło dzienne kolejne tajemnice i dewiacje innych mieszkańców tego miejsca. Mamy więc czternastoletnią, niezdrowo pobudzoną Fridę, jej piękną, tajemniczą i na swój sposób perwersyjną matkę o azjatyckich rysach i parę innych intrygujących, wręcz mrocznych postaci.
Śledztwo, które prowadzi miejscowy policjant Stefan Gustavsson utyka w martwym punkcie. Właściwie nie rusza nawet z miejsca, bo Gustavsson pierwsze co robi, to zapewnia fałszywe alibi swojemu znajomemu Larsowi Olssonowi - starszemu mężczyźnie, który robił w lesie zdjęcia nastoletniej Fridzie i który - jak się okazuje - był pierwszy na miejscu zbrodni Karin. Ale nie odpuszcza mu natomiast Zuza Wolny, pochodząca z Polski opiekunka matki Karin. To ona widziała się z kobietą chwilę przez morderstwem i stawia sobie za punkt honoru odnaleźć jej zabójcę. Motywację ma podwójną - mąż Karin obiecał jej sowitą nagrodę za odnalezienie mordercy. Zuza jest bystra, zdeterminowana, uparta. Zaczyna śledzić fotografa Larsa Olssona i krok po kroku odkrywa jego słabości.
Nie tylko zresztą jego, bo w tej gęstej, ciężkiej atmosferze wychodzą na światło dzienne kolejne tajemnice i dewiacje innych mieszkańców tego miejsca. Mamy więc czternastoletnią, niezdrowo pobudzoną Fridę, jej piękną, tajemniczą i na swój sposób perwersyjną matkę o azjatyckich rysach i parę innych intrygujących, wręcz mrocznych postaci.
Sama Zuza Wolny też nie jest bohaterką, którą dałoby się jednoznacznie sklasyfikować. Pełna sprzeczności, tłumionych namiętności, ambicji, pragnień, wydaje się chwilami nieobliczalna. Kto więc zabił? Jak się okazuje, w tej książce wszystko jest poplątane jak tylko się da... Ale też logiczne, kontrolowane, inteligentne. I konsekwentne.
Przewrotna, pełna nieoczywistych wątków fabuła i bohaterowie, którzy szokują i wprawiają w zdumienie - to siła tej książki, której finał autentycznie mnie zaskoczył. Okazuje się, że szwedzki kryminał zyskał kolejną, fantastyczną odsłonę w wykonaniu pani psycholog kryjącej się pod pseudonimem Lena Oskarsson.
Lena Oskarsson "Plac dla dziewczynek", Wydawnictwo Czarna Owca, 2012 r.
Bardzo chetnie przeczytam te ksiazke, jesli wpadnie mi w rece :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!