sobota, 30 czerwca 2012

Victoria Cosford "Amore i amaretti"

Jeśli wybieracie się do Toskanii, przeczytajcie najpierw tę smakowitą książkę. A jeśli się nie wybieracie, przeczytajcie ją tym bardziej. To ciepła i lekka opowieść o pięknych krajobrazach, przystojnych Włochach, wytrawnych winach i przepysznej kuchni. Może zakręcić się w głowie...

Victoria, australijska dziennikarka, pokochała Toskanię miłością wielką i odwzajemnioną. W "Amore i amaretti" w lekki, bezpretensjonalny sposób opisuje historię swojej wielkiej przygody w tej włoskiej krainie. Czego my tu nie mamy... Przede wszystkim mężczyźni. Przystojni, uwodzicielscy; znakomici kucharze i kochankowie. Ale też nietrwali w uczuciach, dość swobodnie traktujący relacje z kobietami.

Jeśli mężczyźni, to oczywiście także dobre wino. Autorka zabiera nas do urokliwych winnic, w których popija pyszne Chianti. W restauracjach wybiera wina o nazwach "poetycko brzmiących" i spisuje je skrupulatnie, by jeszcze do nich wrócić.

Ale największą miłością Victorii jest włoska kuchnia.  Autorka nie tylko uwielbia próbować lokalne specjały, ale też sama zaczyna gotować. Robi to z wielką pasją, pomysłowością, wkładając w potrawy dusze i serce. W książce dzieli się z nami swoimi przepisami i to dodatkowa wartość "Amore i amaretti". Tiramisu, ciastka migdałowe, dorsz solony po florencku, risotto z karczochami, leśne fettucine... Po prostu pycha!

Victoria gotuje, sączy wytrawne wina, przeżywa miłosne przygody z kolejnymi mężczyznami i niezmiennie zachwyca się Florencją. Żyje pełnią życia, choć to życie bywa czasem gorzkie - nawet w Toskanii...

Klimatyczna, ciepła opowieść - idealna na wakacje.

Victoria Cosford "Amore i amaretti. Opowieści o miłości i jedzeniu w Toskanii", Wydawnictwo Bellona, 2012 r.

Moja ocena 4,5

Anna Kuziemska "Pępek świata. Z dzieckiem w drodze"

Zaręczam, że po tej książce najdalsza podróż nie będzie Wam straszna. Co tam straszna - im trudniejsze wyzwanie, tym bardziej zapragniecie się go podjąć. Skoro z siedmiomiesięcznym dzieckiem można wyruszyć na Kaukaz... W "Pępku świata" takich historii poznacie znacznie więcej. Ekstremalnych, zachwycających, inspirujących. Rozmówcy Anny Kuziemskiej przekonują, że podróżować całą rodziną, to podróżować naprawdę. To nie tylko przygoda, pasja, ale pomysł na życie; wspólne życie w podróży. 

Autorka pierwszą podróż odbyła ze swoimi rodzicami w wieku... trzech miesięcy. Teraz przemierza świat z mężem i synkiem Frankiem. O pasji wspólnego, rodzinnego podróżowania postanowiła porozmawiać z podobnymi do siebie; rodzicami, którzy od pierwszych miesięcy życia zabierają swoje dzieci w najdalsze zakątki świata.

Kim na co dzień są jej rozmówcy? To na przykład Joanna, pani sędzia i Artur, wiceprezes firmy. Ich miłość rozkwitła podczas podróży do Indii, zaręczyli się w Kapadocji, a ślub wzięli w Buenos Aires. Przyjście na świat dziecka miało być przerwą od podróży, ale... nie wytrwali długo w tym postanowieniu. Półrocznego synka zabrali do Tunezji, którą zjeździli całą publicznymi środkami transportu. W podobny sposób, wspólnie przemierzyli Maroko.

Inni bohaterowie tej książki to nauczyciele, urzędnicy, lekarze, gospodynie domowe, dziennikarze... Łączy ich pasja, którą są podróże. Ale nie z biurem podróży do trzygwiazdkowego hotelu, tylko z własnym pomysłem, planem, mniej lub bardziej ekonomicznie. Taka podróż to profesjonalny projekt; trzeba się do niego bardzo dobrze przygotować - merytorycznie, technicznie, logistycznie... Jeśli włączamy w niego dziecko lub dzieci, wyzwanie jest niepomiernie większe. Ale radość ze wspólnej przygody, wspólnego przeżywania wszystkich wrażeń wynagradza wszystkie trudy.

Zakochałam się w tej książce i jej bohaterach; ludziach niezwykłych, odważnych, poszukujących. O swoich podróżach opowiadają w "Pępku świata" z taką pasją, a wręcz miłością, że jest to zaraźliwe. Podróż to dla nich nieodłączny, a czasem wiodący element wspólnego życia. Dlaczego mielibyśmy wyłączyć z niego nasze dzieci? - pytają. I przekonują, że podróż to dla ich pociech najlepsza szkoła życia.

Anna Kuziemska "Pępek świata. Z dzieckiem w drodze", G+J Książki, 2012 r.

Moja ocena 4,8

środa, 27 czerwca 2012

Zofia Stanecka "Basia i słodycze", "Basia i plac zabaw"

Dziś wyjątkowy post, dla wyjątkowego młodego człowieka, Franciszka, któremu duża porcja dobrych lektur na pewno nie zaszkodzi. Takich książek; ciepłych, mądrych, kolorowych, życzę zresztą wszystkim dzieciom. Rodzice, już Wasza w tym głowa, żeby jak najwcześniej rozbudzać w Waszych pociechach miłość do literatury. To jedna z najlepszych inwestycji, jakie możecie już teraz poczynić. 

"Basia i plac zabaw" to opowieść o niby-zwyczajnej wyprawie do parku. Ale to wyprawa z tatą, więc już choćby z tego powodu jest wyjątkowa. Ile może się wydarzyć podczas takiej wycieczki? Bardzo wiele. Najpierw trzeba się wybrać - a to nie jest takie proste, bo ciągle czegoś brakuje; na przykład Miśka Zdziśka, bez którego nie sposób się obejść. A już na placu zabaw w parku naprawdę wiele się dzieje... Spotkanie z - nomen omen - Frankiem, kłótnia z Kacprem... Rodzice, którzy są bardziej nieznośni, niż ich dzieci. Naprawdę, przyjemnie jest wrócić do domu i powiedzieć mamie, że było FANTASTYCZNIE.


"Basia i słodycze" to kolejna odsłona przygód znanej nam już bohaterki. Tym razem Basia ma urodziny. Z tej okazji może sobie zażyczyć tyle słodyczy, ile tylko zapragnie. Od rodziców dostaje więc cukierki, żelki, lizaki, ciasto i czekoladę... Całą górę słodyczy, które może zjeść na raz! Ale, niestety, to tylko sen. Basia budzi się i... mama sprowadza ją na ziemię. Ze słodyczy może dostać jedynie... rodzynki. Ale urodziny to urodziny - na prawdziwe słodycze też przyjdzie pora. I to tyle, ile dusza zapragnie! Czyżby sen miał się ziścić? Wygląda na to, że tak. Tylko, czy Basia podoła temu wyzwaniu....


Obie książki o Basi i jej rodzinie są pięknie wydane i zilustrowane. Są ciepłe, mądre, naturalne. Pokazują kawałek normalnego życia i podpowiadają, jak tym zwyczajnym życiem można się cieszyć, celebrując codzienność. Basia i jej rodzina to potrafią, dlatego z taką przyjemnością czyta się te zwykłe-niezwykłe opowieści.

Książki wędrują do wspomnianego już Franciszka, który wraz ze swoją rodziną także cieszy się każdą chwilą, wnosząc przy okazji sporo optymizmu w życie innych. Bardzo lubię takich bohaterów i życzę ich sobie zarówno w literaturze, jak i w życiu ;).

Zofia Stanecka "Basia i słodycze", "Basia i plac zabaw", ilustracje Marianna Oklejak, Egmont Polska, 2012 r.

Andrzej Te "Freelancer"

Mam z tą książką problem, gdyż jestem chyba za stara na to, by się zachłysnąć jej treścią, ale jednak nie tak stara, by nie docenić jej świeżego i oryginalnego stylu. To bardzo dobrze napisana proza, ale proza trochę o niczym. W każdym razie o niczym takim, co zostałoby w mojej pamięci dłużej niż trwała lektura. 

Autor miał ambicję pokazać kawałek prawdziwego życia; wejście w dorosłość i brutalną konfrontację z ową dorosłością. Pijacko-narkotykowe ekscesy nastoletniego Iksa Igreka splatają się z historią trzydziestoletniego Iksa Igreka, który właśnie znalazł się na życiowym zakręcie; bez pracy, pieniędzy i pomysłu co dalej.

Iks Igrek jest freelancerem; pracował w domu, na własny rachunek, dopóki nie stracił klientów. Ale nie o pracę w tym chodzi, ale o znacznie więcej. O styl życia. Wokół pojęcia "freelance" bohater tworzy całą filozofię. Ideę, której chce być wierny; niezależnie od wszystkiego. "Freelance to nie zawód, nie praca sama w sobie. Frelance to postawa, której większość z nas pragnie dla siebie; lub kiedyś pragnęła... Freelance to marzenie o wolności, byciu wolnym, niezależnym w życiu, czyli w pracy."

Iks Igrek z jednej strony wierzy we freelance, z drugiej jednak ma świadomość, że to pułapka, w którą sam dał się złapać. To, co miało być wolnością wyboru staje się swego rodzaju pozą, wewnętrznym przymusem. Ucieczka przed dorosłością każe się z tą dorosłością boleśnie zmierzyć. A niezależność niebezpiecznie uzależnia. "Tak. Freelance to marzenia, które można w końcu spełnić... Niestety, tylko we własnych marzeniach..." Nic dodać, nic ująć.

To byłby naprawdę dobry komiks, gdyby wyjąć z tej opowieści obrazki; wyraziste, mocne, chwilami przerysowane. Autor jest bowiem mistrzem dobitnych obrazów; i to zarówno literackich, jak i plastycznych. Ale jako powieść ta historia niebezpiecznie się dłuży i rozchodzi w dziwnych, nie do końca czytelnych kierunkach. Traci przy tym swój wyrazisty, bezkompromisowy charakter. A szkoda, bo napisana jest naprawdę świetnym, świeżym językiem.


Andrzej Te "Freelancer", Novaeres, 2012 r.

Moja ocena 4

niedziela, 24 czerwca 2012

Izabela Czajka Stachowicz "Małżeństwo po raz pierwszy"

To po tym małżeństwie śliczna i kochliwa Bella Hertz powiedziała: "Nigdy nie wyjdę za mąż". Ale zanim złożyła tę deklarację, którą uwieczniła w książce o tymże tytule, przeżyła dwa lata małżeństwa z Aleksandrem Hertzem, początkującym filozofem oraz kilka burzliwych pozamałżeńskich przygód. Nie omieszkała uwiecznić swojego małżeńskiego debiutu i towarzyszących mu romansów w  "Małżeństwie po raz pierwszy". Lektura to smakowita, ponadczasowa i zadziwiająco bezpruderyjna. Pełna humoru, autoironii i barwnych scen z życia międzywojennej bohemy. To najlepsza, moim zdaniem, autobiograficzna książka Czajki.

Polecam także najnowsze wydanie "Dubo...Dubon...Dubonnet..." oraz "Ocalił mnie kowal" Czajki-Stachowicz

Początek tej opowieści jest iście filmowy. 1920 rok; niespełna dziewiętnastoletnia Bella ucieka z domu, zabierając ze sobą młodszą siostrę, gdyż ukochany tatuś nie akceptuje jej narzeczonego Olka (Aleksandra Hertza). Siostry zaszywają się w Nałęczowie, gdzie Bella, udając "doktorkę" udziela porad lekarskich pensjonariuszom uzdrowiska. Tak zarabia na życie, zyskując przy okazji lokalną sławę, jako niezwykle skuteczny lekarz. Jej kariera kończy się jednak szybciej niż się zaczęła, gdyż - jak się wkrótce okazuje - narzeczony przeszedł na judaizm, czym ostatecznie udobruchał tatusia, który zgodził się na małżeństwo. Belli nie pozostało więc nic innego, jak wyjść za mąż...

Młodzieńczy i naiwny poryw serca nie przyniósł jednak nic dobrego. Już podróż poślubna (nie wspominając o nocy) okazała się jedną wielką porażką, a potem było tylko gorzej. To, co Bella brała za miłość, było najwyżej sympatią i podziwem, które po ślubie przerodziły się w obojętność, znudzenie, a potem w niechęć. Niechciana ciąża przelała kielich goryczy - Bella postanowiła porzucić męża. Problem jednak w tym, że dobry i mądry Olek zdążył już zaskarbić sobie sympatię tatusia i ten nie pozwalał córce na rozwód.

Bella rekompensowała więc sobie nieudane małżeństwo barwnym życiem towarzyskim. W gronie jej najbliższych przyjaciół był m.in. Stanisław Ignacy Witkiewicz, który zabierał ją na pijackie eskapady, pakował się razem z nią w kłopoty, a potem uwiecznił w "Pożegnaniu jesieni" jako Helę Bertz, znudzoną monotonią życia, poszukującą mocnych wrażeń córkę żydowskiego przemysłowca. Ale to nie z Witkacym Bella zdradziła po raz pierwszy swojego męża, o czym gorliwie nas w tej książce zapewnia.

I nie sposób jej nie wierzyć, gdyż szczerość i bezpretensjonalność to jedne z najważniejszych atutów tej prozy. Czajka pisze z niebywałą wręcz otwartością, nie szczędząc nam najbardziej pikantnych i intymnych szczegółów ze swojego życia. Robi to jednak z takim humorem, dystansem, lekkością, a chwilami wręcz naiwnością, że nawet najtrudniejsze momenty z jej życia są po prostu przezabawne. Ale jest w tym, poza fantazją, coś jeszcze; wielka życzliwość do świata, tolerancja, zrozumienie dla ludzkich słabości. Bella kocha ludzi, uwielbia się bawić, sprawiać radość. I tego samego oczekuje od innych. Może dlatego tak trudno wytrwać jej przy jednym mężczyźnie...

W pełni ją rozgrzeszam, gdyż dzięki temu podarowała nam wyśmienite opowieści ze swojego życia. Tę opowieść oceniam najwyżej - za dowcip, odwagę i wyjątkowy styl.

Izabela Czajka-Stachowicz "Małżeństwo po raz pierwszy", Wydawnictwo W.A.B., 2012 r.

Moja ocena 5

sobota, 23 czerwca 2012

Katarzyna Enerlich "Studnia bez dnia"

W tej opowieści pierwsze skrzypce gra Toruń; piękny, tajemniczy, chwilami groźny. Zręcznie wykorzystując historię i legendę związaną z miastem, autorka zabiera nas w niezwykłą, choć współczesną podróż. Zaglądamy w mroczne zaułki Torunia, spacerujemy po rynku, gubimy się w krętych uliczkach. Podróż to niezwykła, bo pełna namiętności, emocji i zagadek.  

Czy żona i kochanka opłakujące ukochanego mężczyznę mogą po jego śmierci zostać przyjaciółkami? Okazuje się, że tak. Śmiertelny wypadek niewiernego męża Marceliny jest początkiem jej nowego życia. Nie dość, że zaprzyjaźnia się z jego kochanką Natalią Anną, wprowadza do starej kamienicy "z charakterem", to jeszcze znajduje nową pracę.

Rewolucja jest jej potrzebna, by nie myśleć o zdradzie męża odkrytej kilkanaście minut przed jego wypadkiem oraz odciąć się od przeszłości i bolesnych wspomnień. Nowa praca wydaje się doskonale temu służyć. Marcelina zaczyna prowadzić stoisko z pamiątkami pod pomnikiem Kopernika. Rzeźbiarz Tadeusz Zawiejski, dla którego pracuje, wkrótce proponuje jej dodatkowe zajęcie - ma mu pomagać przy odlewach figurek w jego pracowni na Podmurnej. Kobieta świetnie się w tym odnajduje, a przy okazji dokonuje niezwykłego i sensacyjnego odkrycia w pracowni. Staje się ono początkiem jej - i nie tylko jej - kłopotów...

Ten sensacyjny i kryminalny (jak się okazuje) wątek jest w tej książce ważny, ale czy najważniejszy? Mnie ujęło w niej wiele innych rzeczy.  Nie napiszę o wszystkich, ale wspomnę o świetnym tle historycznym i znakomitym, kobiecym wyczuciu tematu.

Czyta się tę książkę z przyjemnością, a chwilami ze sporym napięciem. Historia miesza się tu z legendą, przeszłość z teraźniejszością. Wątek sensacyjny ma wymiar, że tak powiem, dydaktyczny.

Dla mnie jednak największą wartością "Studni bez dnia" jest obraz Torunia - miasta, którego nie znam, a które mnie w tej książce zachwyciło. Autorce udało się uchwycić zarówno jego niezwykły, aktualny klimat, jak i ducha przeszłości. Zdjęcia miejsc sportretowanych w książce to dodatkowy jej walor.

Jedyne natomiast, co mnie nie do końca w "Studni bez dnia" przekonało, to niby-przyjacielskie relacje Marceliny i kochanki jej męża - dla mnie raczej niewiarygodne psychologicznie i powierzchownie potraktowane. A skoro już autorka zdecydowała się na tę dość ryzykowną konstrukcję, to mogła rozbudować postać Natalii Anny, tak by relacje między kobietami miały silniejszą podstawę psychologiczną. Ale to jedyny słabszy punkt, który nie wpływa na odbiór całości. I, podkreślam, to mój osobisty odbiór.

Polecam tę ksiażkę tym, którzy Toruń znają, jak i tym, którzy nigdy w tym mieście nie byli. Zaręczam, że zapragną się do niego wybrać. Mając w pamięci miejsca uwiecznione w tej książce.

Katarzyna Enerlich "Studnia bez dnia", Wydawnictwo MG, 2012 r.

Moja ocena 4,6 

czwartek, 21 czerwca 2012

Zapowiedzi na lipiec cz. I: Ake Edwardson "Kamienny Żagiel" i PM Nowak "Ani żadnej rzeczy"

"Kamienny żagiel" Ake Edwardsona i "Ani żadnej rzeczy..." PM Nowaka to kryminalne premiery Czarnej Owcy zaplanowane na lipiec. Mam słabość zarówno do polskich, jak i skandynawskich kryminałów, więc obu pozycji na pewno nie przegapię.





Kamienny żagiel
Ake Edwardson
Wydawnictwo Czarna Owca (Czarna Seria)
premiera 11.07.2012

Podczas drugiej wojny światowej u wybrzeży Szkocji zaginął John Osvald, szwedzki rybak. 60 lat później jego syn Axel w tym samym miejscu znika bez śladu. Na prośbę jego córki Erik Winter podejmuje się przeprowadzić śledztwo wraz ze szkockim kolegą po fachu Stevem MacDonaldem. Tym razem śledztwo przybiera nieoczekiwany obrót.

"Książka jest łatwa w lekturze, wystudiowana, czasami liryczna (...)"
Jan Arnald, Göteborgs Posten

"Kamienny żagiel” jest powieścią nieco inną niż dotychczasowe kryminały Edwardsona, i  specyficzny, ostry choć poetycki  styl jego pisarstwa jest tu bardziej dostrzegalny niż zwykle. Gdy czyta się Kamienny żagiel, język wydaje się cudowny (...) Ta książka warta jest przeczytania każdego najdrobniejszego jej słówka."
Gunilla Widding, Skĺnska Dagbladet

"Niewielu jest szwedzkich autorów, którzy piszą z taką pasją i empatią jak Edwardson (...)  na obszarze literatury kryminalnej nie ma obecnie bardziej interesującego bohatera niż Erik Winter."
Marie Peterson, Dagens Nyheter

"Książka jest oczywiście fascynująca – jak zawsze w przypadku Edwardsona – i od początku do końca obgryzałam sobie paznokcie."
Margareta Norlin, Aftonbladet


Ani żadnej rzeczy
PM Nowak
TU RECENZJA
Wydawnictwo Czarna Owca (Czarna Seria)
 premiera 25.07.2012

W willi położonej w podwarszawskiej Podkowie Leśnej od strzału w głowę ginie 39-letnia kobieta. Komisarz Jacek Zakrzeński z Komendy Stołecznej Policji podejrzewa, że za zbrodnią stoi ekscentryczny pan domu, jednak jego alibi wydaje się niepodważalne. W miarę trwania śledztwa krąg podejrzanych się powiększa. Sprawę nadzoruje młody prokurator Kacper Wilk. Zakrzeńskiego początkowo irytują jego dziwaczne maniery i brak pewności siebie, ale z czasem docenia fakt, że prokuratorem można dowolnie sterować. Nie wie jednak, że Wilk ma swoje tajemnice.

Gdy śledztwo trafia na pierwsze strony gazet, sprawy wymykają się spod kontroli. Zakrzeński powoli traci nadzieję na schwytanie sprawcy, za to Wilk zaczyna mieć własne pomysły...

wtorek, 19 czerwca 2012

Sylwia Zientek "Złudzenia, nerwice i sonaty"

To jedna z ciekawszych książek polskich autorek, jakie czytałam w ostatnich latach. W dodatku to debiut; błyskotliwy, obiecujący, ważny. Zdecydowanie wyróżniający się na rynku tzw. kobiecej literatury.

Andżelika skończyła trzydziestkę, ma dwójkę fantastycznych dzieciaków, kochającego męża, dobrą pracę, kilka kart kredytowych, z których robi nieustający użytek i... wciąż czegoś jej brakuje, coś jest nie tak. To "coś" powoduje nagłe bicie serca, ataki paniki, strach i pustkę, nad którymi nie sposób zapanować.

Czy Andżelika jest nieszczęśliwa? Ależ jest szczęśliwa! W chwili, gdy kupuje sandały Prady na gigantycznym koturnie, albo błyszczyk Diora, albo sączy swoją codzienną dawkę wytrawnego, czerwonego wina. Bicie serca i duszność ustają, pustka wypełnia się upragnionymi przedmiotami, a strach mija. Do następnego poranka, do następnego dnia.

Andżelika chce żyć inaczej, niż jej wiecznie niezadowolona ze wszystkiego matka. Zgorzkniała, zmęczona, wspomagająca się relanium, zatruwająca życie całej rodzinie. I jest przekonana, że żyje inaczej. Ma przecież upragnione mieszkanie wypełnione designerskimi przedmiotami, ubrania z najnowszych kolekcji, kosmetyki z najwyższej półki. Jest piękna, zadbana, seksowna, jeździ na zagraniczne wycieczki, a swoim dzieciom nie żałuje niczego. Tylko skąd ta pustka, ta potrzeba wciąż nowych, powierzchownych doznań, to poczucie bezsensu?

Gdy poznajemy bliżej matkę Andżeliki, Krystynę, okazuje się, że w ich na pozór zupełnie innych doświadczeniach są istotne podobieństwa. Obie nie potrafią żyć "tu i teraz", raczej tęsknią za swoim wyobrażeniem o życiu, niż żyją naprawdę. Swoją frustrację przenoszą na najbliższe otoczenie; są smutne, roszczeniowe, czekające na cud, który zmieni ich życie. A cud się nie zdarza.

Ta znakomicie przeprowadzona vivisekcja bohaterek sięga do najbardziej wrażliwych, drażliwych i intymnych przestrzeni. Andżelika przegląda się w swojej matce jak w lustrze, a tamta z kolei w swojej matce. Koło się zamyka: każda inna, wszystkie do siebie podobne. Powielające ten sam schemat; bezradności, autodestrukcji, uzależnień branych mylnie za potrzeby lub pragnienia.

Zdecydowanie polecam. Rzadko zdarza się tak dobry i mądry kawałek kobiecej prozy w polskim wydaniu. Czekam na więcej.

Sylwia Zientek "Złudzenia, nerwice i sonaty", Prozami, Dobra Literatura, 2012 r.

niedziela, 17 czerwca 2012

Lillian Glass "Toksyczni mężczyźni"

Nie ma znaczenia, czy jesteś ekspedientką, pielęgniarką, nauczycielką, czy panią psycholog. Czy masz 17, czy 70 lat. W każdym momencie swojego życia możesz trafić na mężczyznę, które ci je skutecznie zatruje. I to zarówno w sferze osobistej, jak i zawodowej. W "realu" i "w sieci". Nie ma jednej prostej odpowiedzi, jak się uwolnić od takiego faceta, ale rozpoznanie go jest już pierwszym krokiem do tego, by nie stać się jego ofiarą - pisze autorka "Toksycznych mężczyzn". Książki pod wieloma względami pouczającej.

Jaki - najprościej mówiąc - jest toksyczny mężczyzny? Taki, który sprawia, że kobieta zaczyna źle o sobie myśleć - odpowiada dr Lillian Glass, psycholożka specjalizująca się w komunikacji i mowie ciała. W swojej najnowszej książce, tym razem w całości poświęconej mężczyznom, pochyla się ona kobietami, które miały nieszczęście związać się z partnerami stosującymi wobec nich przemoc słowną, emocjonalną, fizyczną. "Większość kobiet pozostających w związkach z toksycznymi mężczyznami ma wrażenie, że jest w potrzasku. Albo boją się coś z tym zrobić, albo nie wiedzą, jak zmienić swoje położenie." - pisze Glass.

Takim właśnie kobietom-ofiarom autorka usiłuje pokazać, że ich sytuacja nie jest bez wyjścia i w każdej chwili, dzięki świadomym i konsekwentnym działaniom mogą położyć kres wyniszczającemu związkowi. To nie musi oznaczać od razu rozstania, które jest ostatecznością, ale postawienie wyraźnej granicy, której nikomu nie można przekraczać - ani w życiu osobistym, ani zawodowym. Tą granicą jest nasza godność osobista, poczucie własnej wartości, szacunek dla siebie samego.

Okazuje się, że kobiety często same wybierają sobie mężczyzn, którzy niszczą ich życie. Robią to mniej lub bardziej świadomie. Despotyzm biorą za stanowczość i męskość, chorobliwą zazdrość jest dla nich przejawem miłości, a zaborczość - troskliwości. Z czasem to, co było początkowo zaletą, staje się udręką, przybierając patologiczne rozmiary. Aby wyjść z opresji, trzeba sobie jednak uświadomić, że w niej jesteśmy. A to można zrobić rozpoznając potencjalnego oprawcę.

Autorka rozróżnia jedenaście typów toksycznych mężczyzn: zazdrosnego rywala, aroganckiego mądralę, manipulanta, dręczyciela, ofiarę, mięczaka, narcyza, czy socjo-pchychopatę. Każdemu z nich przypisuje cechy i zachowania, które jednoznacznie świadczą o tym, że powinno się ich unikać. To wskazówka dla kobiet, które już są w toksycznym związku i przestroga dla tych , które dopiero w taki związek wchodzą (ciekawy rozdział o toksycznych typach w internecie, warto zerknąć).

Tę lekturę polecam zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Sądzę, że może przydać się na polu uczuciowym, towarzyskim, jak i zawodowym. Pewne zasady i schematy działania są bowiem uniwersalne i odnoszą się do obydwu płci, jak również do każdej dziedziny życia.

Lillian Glass "Toksyczni mężczyźni", Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

Moja ocena 4,6

sobota, 16 czerwca 2012

Aleksander Makowski "Tropiąc Bin Ladena"

Sensacyjna fabuła rodem z najlepszych filmów szpiegowskich, świetnie poprowadzona akcja i wreszcie sama postać autora, który poza ciekawą osobowością i barwną przeszłością ma niewątpliwy dar pisania - to kilka z wielu atutów "Tropiąc Bin Ladena". Zapewniam, że nie tylko miłośnicy najnowszej historii i jej sensacyjnych wątków będą usatysfakcjonowani. To po prostu bardzo dobrze napisana książka, z której sporo można się dowiedzieć o kulisach działania polskiego i światowego wywiadu. A przede wszystkim spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy tragedii z 11 września 2001 roku można było uniknąć?

Aleksander Makowski, jeden z najzdolniejszych oficerów PRL-owskiego wywiadu, w 1990 roku negatywnie zweryfikowany i zwolniony ze służby, rozpoczyna swoją opowieść pod koniec lat 90. Ze swoim przyjacielem, biznesmenem Rudolfem Skowrońskim, szefem Inter Commerce, leci do Afganistanu, by nawiązać tam współpracę w zakresie handlu bronią, szmaragdami i drukiem afgańskich pieniędzy w Polsce. W negocjacjach z Ahmadem Szahem Masudem, dowódcą Sojuszu Północnego, walczącego z reżimem talibów ma pomóc doświadczenie Makowskiego ze służby wywiadowczej. Strony szybko dobijają targu, a spotkanie biznesowe staje się pretekstem do rozmów stricte politycznych.

Wiedząc o zasługach wywiadowczych Polaka, Masud wprowadza go w kulisy trudnej sytuacji w kraju, który ogarnięty jest wojną domową. Przestrzega przy tym otwarcie przed niebezpiecznym fundamentalizmem talibów, a przede wszystkim przed "bogatym saudyjskim fundamentalistą Usamą Bin Ladenem", który zdobywa coraz większe wpływy w świecie islamskim. Jest przy tym zdumiony, że Ameryka nie dostrzega tego zagrożenia i nie ma z tej strony żadnego wsparcia. Makowski, w zamian na nawiązaną współpracę handlową, ma stworzyć dobry klimat do rozmów z Amerykanami, na które bardzo liczy Masud.

"Mówił do nas z rozbrajającą szczerością. Jego relacja pokazywała dobitnie, że aby wyjść z impasu, musi przekonać Stany Zjednoczone i inne główne państwa zachodnie o konieczności wsparcia jego ugrupowania przeciwko talibom. Próbował wykorzystać każdy dostępny kanał, aby zaprezentować swoje racje administracji amerykańskiej. Rozmowa z nami była kolejną taką próbą."

Tak zaczyna się opowieść, której istotą jest zaangażowanie polskiego wywiadu wraz z CIA w akcję schwytania Bin Ladena - pod koniec lat 90., jak i w latach 2002-2006. W działaniach operacyjnych, zarówno przed, jak i po 11 września 2001 r., udział brał Aleksander Makowski. Poznajemy więc jego osobistą relację z działalności wywiadowczej, której celem było pojmanie najgroźniejszego, światowego terrorysty.

Autor prowadzi fabulę w niezwykle precyzyjny sposób. Poznajemy więc z najdrobniejszymi szczegółami niuanse polityczne, historyczne i biznesowe, które miały wpływ na przebieg działań wywiadowczych, prowadzonych zarówno przez Polaków, jak i amerykańskie CIA. Makowski nie szczędzi nam przy tym znakomitych "smaczków" związanych już z samą pracą oficera wywiadu. Pisze o sposobach pozyskiwania informacji, ich weryfikacji, budowania zaufania. Jak również o wielkiej skupulatności, pracowitości i wytrwałości, które są fundamentem dobrego oficera wywiadu. "Umiejętność cierpliwego czekania musi cechować zarówno szpiegów, jak i dziennikarzy. Jeśli ktoś sądzi, że w codziennej pracy szpiega nie ma nudy, biurokratycznych obrządków czy tępych, banalnych zajęć, to się myli. Adrenalina, przygoda, euforia mają tam znikomy udział."

Ale nie o "smaczki" w tej książce chodzi. Kulisy pracy "szpiega" to tylko dodatek. Makowski próbuje przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: czy  11 września 2001 roku musiało dojść do zamachu terrorystycznego? Czego nie zrobiono, co zrobiono nie tak, jakie ogniwa zawiodły? Dlaczego nie zdołano powstrzymać zbrodniczej, terrorystycznej siły, która była już wtedy doskonale znana i namierzona? Kto i kiedy popełnił błąd?

Aleksander Makowski nie bawi się w fałszywą skromność i wyraźnie podkreśla zasługi polskiego wywiadu w Afganistanie. Dowodzi, że dzięki wiedzy i kontaktom, które także on sam posiadał można było zatrzymać Bin Ladena przed 2001 rokiem i być może zapobiec wrześniowej tragedii. Pokazuje niefrasobliwość i megalomanię Amerykanów, którzy zlekceważyli ważne sygnały pochodzące z polskiego wywiadu. Skrupulatnie, prezyzyjnie, logicznie punktuje ich słabe strony. To robi wrażenie.

Autor nie zostawia też suchej nitki na słynnym Raporcie Macierewicza, który w sposób przeczący zarówno logice, jak i wszelkim zasadom bezpieczeństwa, zdekonspirował operację prowadzoną przez nasz wywiad i był osobistym dramatem autora.



Jest też fajny, tzw. ludzki aspekt tej książki. Mam na myśli znakomicie nakreślony portret Ahmada Szaha Masuda, charyzmatycznego przywódcy mudżahedinów, którego Makowski nazywa "najsławniejszym partyzantem świata". Miałam wrażenie, że oddaje w sposób hold słynnemu afgańskiemu komendantowi, który zginął w zamachu 9 września 2001 roku.

Daję tej książce najwyższą notę nie tylko za świetną, sensacyjną fabułę rzucającą nowe światło na walkę Amerykanów z terroryzmem, ale też doceniając jej niewątpliwe walory literackie.

To jest bardzo dobra książka.

Aleksander Makowski "Tropiąc Bin Ladena. W afgańskiej matni 1997-2007", Wydawnictwo Czarna Owca, 2012 r.

Moja ocena 5

Aleksander Makowski 
Absolwent Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadowczych polskiego wywiadu (1972–1973). Ukończył studia podyplomowe LLM Harwardzkiej Szkoły Prawa (1975–1976). Doktor nauk prawnych Instytutu Nauk Prawnych PAN (1978). W latach 1985–1988 naczelnik Wydziału XI Departamentu I MSW. Negatywnie zweryfikowany w 1990 r. i zwolniony ze służby wywiadu. W latach 1992–2007 współpracownik Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa i wywiadu wojskowego WSI.

piątek, 15 czerwca 2012

Konrad T. Lewandowski "Sensownik Matki Polki"

Podzieliłabym tę książkę na dwie części. Pierwszą; zaskakującą, dojrzałą, ważną. I drugą; lekką, zabawną, trochę nierealną. Pierwsza pokazuje PTSD, czyli zespół stresu pourazowego żołnierzy po misji w Iraku. I przede wszystkim to, jak ten trudny, nie do końca znany u nas problem wpływa na życie całej rodziny "weterana". Druga tę sprawę na swój sposób oswaja i równocześnie spłyca, w stylu kobiecej, zabawnej literatury. Zdecydowanie wolę pierwszą część tej książki. I żałuję, że nie została rozbudowana, gdyż mielibyśmy wyjątkową pod każdym względem książkę.

Słoneczna, ciepła i radosna okładka książki jest zapowiedzią lekkiej i przyjemnej lektury na wakacje. Ale już pierwsze strony rozwiewają złudzenia; rzecz będzie raczej cięższej materii. Klaudia, młoda Polka  zakochuje się w Davidzie, Amerykaninie, który niedługo po ślubie wyjeżdża na misję do Iraku. To prawdziwa historia, o czym na wstępie informuje nas autor, więc tym większe wrażenie robi na czytelniku. "Najpierw przyszło przeżyć najkoszmarniejszy prima aprilis w życiu, czyli 1 kwietnia 2003, kiedy mój mąż David pojechał czołgiem zdobywać Belgrad. Wytrzymałam trzysta sześćdziesiąt pięc nocy, z ktorych żadna nie była bajką."

Klaudia została sama z małym dzieckiem w Luizjanie, z daleka od Polski, od swojej rodziny. Każdego dnia, wraz z innymi żonami amerykańskim żołnierzy czeka na wieści z frontu. Każdego dnia któraś z nich słyszy, że jej mąż właśnie zginął... To, co miało być błyskawiczną i bezpieczną misją staje się wielomiesięczną wojną z prawdziwego zdarzenia, która pochłania wiele ofiar i której końca nie widać.

Gdy David wraca wreszcie do domu, jest już innym człowiekiem. Wojna zrobiła swoje; koszmary nie dają o sobie zapomnieć. Niewinne ofiary, dzieci umierające na rękach, paniczny strach przed przypadkową śmiercią... W Stanach wojskowi psychologowie byli znakomicie przygotowani na takie przypadki w skrócie określane PTSD. To zespół stresu pourazowego, który może trwać wiele lat, a nawet całe życie i odbijać się na całej rodzinie żołnierza, a nawet kończyć samobójstwem lub zabójstwem. W Stanach osoby z PTSD otaczano szczególną opieką psychologiczną. Problem w tym, że nasza bohaterka wraz z mężem i małym synkiem wróciła do Polski... A nasi psycholowie nie potrafili profesjonalnie sobie z nim poradzić.

David izoluje się od rodziny, żyje w świecie brutalnych gier komputerowych, oddala się od Kaludii i syna. Jego lęki zdają się pogłębiać, a Klaudia, na początku bezradna, wymyśla w końcu sposób, by obejść nieskutecznych psychologów i pomóc mężowi wyjść z PTSD. Robi to po "kobiecemu"; ma to być i pożyteczne, i zabawne. I tu wchodzimy już w drugą, mniej przeze mnie lubianą część tej książki. Błachą, banalną i dość niewiarygodną pod każdym względem. Będącą swoistym dysonansem do pierwszej części: mądrej, szczerej, interesującej i pouczającej.

Rozumiem zamysł autora: oswoić trudny problem poprzez lekki, zabawny ton oraz szalony, abstrakcyjny pomysł. Ale ja zdecydowanie wolałabym proste, szczere słowa bohaterki, która nie ukrywa swoich emocji pod płaszczykiem zgrywy. To zgrzyta, trudno uwierzyć w wykreowaną podróż z przyjaciółmi, w momencie, gdy wali ci się życie - nawet, jeśli ta podróż ma to życie ratować.

Szkoda, że "narratorka-Klaudia" sama nie napisała tej książki, bez sięgania przez pośrednika-autora po dość banalne chwyty. Jej doświadczenie, emocje, wiedza mogłyby być kanwą znakomitej, ważnej, unikalnej książki. A tak mamy tylko kolejną kobiecą pophistoryjkę. Żałuję, bo miałam na tę książkę naprawdę wielki apetyt. Ale to oczywiście nie znaczy, że innym się nie spodoba.

Książkę, tak czy inaczej, warto przeczytać, bo takiej jeszcze na naszym rynku nie było.

Konrad T. Lewandowski "Sensownik Matki Polki", Wydawnictwo G+J Książki, 2012 r.

Moja ocena 4,3

środa, 13 czerwca 2012

Zapowiedzi na czerwiec cz.II: Nietykalni, Studnia bez dnia, Pisane krwią

Do przeczytania tych czerwcowych nowości będę chciała się przymierzyć jeszcze w tym miesiącu. Mam nadzięję, że ich różnorodność sprawi, iż nie będę się nudzić i z przyjemnością napiszę o nich na blogu. A tymczasem czytam już kilka wcześniej zapowiadanych na czerwiec książek... 







Philippe Pozzo di Borgo
Drugi oddech
TU RECENZJA
W.A.B.

Wydawnictwo W.A.B. postanowiło zaprezentować polskim czytelnikom opowieść Philippe'a Pozzo di Borgo, która stanowi kanwę filmu "Nietykalni". Philippe ulega wypadkowi na paralotni, w skutek którego łamie kręgosłup. Francuski arystokrata zostaje przykuty do wózka. Postanawia zatrudnić pomocnika. Zgłasza się wiele osób, ale wybiera Algierczyka Abdela - złodziejaszka i podrywacza z paryskich blokowisk. W zwykłych okolicznościach obaj pozostaliby na zawsze każdy w swoim świecie. Ich zmagania z cierpieniem i utratą bliskich pozwalają w wyostrzonym świetle ujrzeć podstawowe, uniwersalne wartości - niezależne od podziałów społecznych. "Drugi oddech" to piękna, poetycka opowieść o paradoksach losu, zabawnym zderzeniu kultur, sile przyjaźni i miłości, potędze wiary.
Książka składa się z dwóch części: w "Drugim oddechu" autor opisuje swoje dzieciństwo, lata młodzieńcze, doświadczenia zawodowe i rodzinne, wypadek na paralotni oraz śmierć ukochanej żony Béatrice. W rozdziale "Diabeł stróż" przedstawia swoje dalsze losy, aż do spotkania Khadiji - drugiej żony, z którą ponownie odnalazł szczęście.



Katarzyna Enerlich
Studnia bez dnia
TU RECENZJA
MG

Pretekstem do tej opowieści stała się wpleciona w naszą współczesność historia Martinusa Teschnera, toruńskiego kupca, wręczającego swoim kochankom drogocenne pierścienie. Jeden z nich, legendarny i wyjątkowy, bo ozdobionym rubinem wydobytym z Gór Izerskich, jest do dziś przedmiotem pożądania. Czytając tę powieść dowiemy się, jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczna studnia w rzeźbiarskiej pracowni w Toruniu? Co łączy powtórny pochówek Mikołaja Kopernika z zadziwiającym odkryciem Marceliny? Czy wszyscy jesteśmy skazani na nieuchronność i w jaki sposób zmienia ona nasze życie? Co stanie się, gdy bułhakowska Annuszka rozleje olej... tym razem w naszym życiu. W swych poprzednich książkach, których akcja rozgrywała się na Mazurach, Autorka co i rusz zaglądała na chwilę do Torunia. Tym razem całą akcję książki umieściła w tym przepięknym mieście o niezwykłych tradycjach. „Studnia bez dnia” pojawi się w księgarniach 27 czerwca



Piotr Przewoźny
ZEK

„ZEK” to historia człowieka, który pojechał na Ukrainę jako uczciwy obywatel, a wrócił z niej jako wyjęty spod prawa. Autor tego swoistego pamiętnika opowiada o tym, jak ciekawość i pragnienie wolności wepchnęły go w szeregi mafii. Jako członek niewielkiej, ale sprawnie działającej grupy uczestniczył w kilku spektakularnych akcjach, zaznał rozmaitych przyjemności tego świata i całkiem nieźle się bawił. Niestety, do czasu. Po prowokacji zaaranżowanej przez konkurencyjną grupę trafił do kolonii karnej o zaostrzonym rygorze i musiał nauczyć się radzić sobie w świecie, w którym więzień jest nikim, a strażnik decyduje o życiu lub śmierci…



Karolina Król
Cukierek albo psikus

Często najstraszniejsze historie zaczynają się całkiem niewinnie. Wystarczy grupka nastolatków, noc Halloween i zabawa w wywoływanie duchów. Rzecz w tym, że duchy nie lubią się bawić... Cukierek albo psikus jest udaną realizacją powieści z pogranicza grozy i historii obyczajowej. Nastoletniej autorce należą się brawa za fabularną konsekwencję, ostre rysy charakterologiczne bohaterów oraz wartką, wciągającą akcję, która bawi lepiej niż Oszukać przeznaczenie…








Chelsea Quinn Yarbro
Pisane krwią

Kolejny tom przygód nieśmiertelnego wampira, hrabiego Saint-Germain. Jest rok 1910. Mocarstwa Europy łączą więzy krwi władców, lecz dzielą  sprzeczne  ambicje i różne sojusze. Car  Mikołaj II zleca mieszkającemu obecnie w Rosji  hrabiemu Saint-Germain ściśle tajną  misję dostarczenia  propozycji pokojowej  królowi Edwardowi VII i cesarzowi Wilhelmowi. Car nie ufa własnym ministrom i tylko w hrabim pokłada nadzieję na uratowanie pokoju. Misja Saint-Germaina przyciąga uwagę niebezpiecznych wrogów, a szczególnie barona von Wolgasta, podstępnego producenta broni, któremu najmniej zależy na pokoju w Europie i który nie cofnie się przed niczym, by pozbyć się hrabiego. Całą intrygę obserwuje tajemniczy Sidney Reilly, legendarny  brytyjski agent. A jeśli dodamy do tego płomienny romans hrabiego z młodą i bardzo niezależną malarką,  otrzymujemy porywającą opowieścią, która oczaruje zarówno wiernych czytelników cyklu o Saint-Germainie, jak i tych, którzy sięgają do niego po raz pierwszy.

niedziela, 10 czerwca 2012

Jan Tomkowski "Nie ma Pauliny"


Niech Was nie zwiedzie tytuł, ani okładka! Ta książka nie ma nic wspólnego z lekką, kobiecą literaturą. Zamiast ckliwego romansu dostajemy natomiast znakomity przegląd arcydzieł światowej literatury poruszających takie ponadczasowe tematy jak miłość, wierność, rodzina, samotność i przede wszystkim kobiecość we wszelkich jej przejawach. Sądzę, że dla wielu ta książka może stać się inspiracją, by sięgnąć po świetne, klasyczne powieści.

Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Starszy, doświadczony mężczyzny zostaje porzucony przez swoją partnerkę, trzydziestoletnią Paulinę. Ta sytuacja skłania go do rozważań na temat sensu dalszego życia, a właściwie jego bezsensu. "Kiedy Paulina odeszła, by - jak powiedziała - ułożyć sobie życie, pomyślałem od razu, że to świetna okazja, by ułożyć sobie śmierć". Ale ta deklaracja, jak szybko możemy się przekonać, nie jest ostatnim słowem samobójcy, ale dramatycznym wołaniem o uwagę. Porzucony mężczyzna musi z siebie wyrzucić wszystkie negatywne emocje i w jakiś sposób zracjonalizować zachowanie kobiety.

Rozstanie staje się więc pretekstem do wspomnień o Paulinie. Ale mało w nich sentymentalizmu. Znacznie więcej konkretnych sytuacji, które pokazują nie najlepszy charakter byłej partnerki. Jawi nam się ona jako interesowna, egoistyczna, cwana, zimna i próżna kobieta. A porzucony mężczyzna jako jej ofiara. Mimo że narrator robi wszystko, by ukazać Paulinę w możliwie obiektywny sposób, nie jest to możliwe. W jego słowach, czy tego chce, czy nie, słychać gorycz i smutek porzuconego kochanka. W dodatku kochanka, które wcześniej z pełną premedytacją był zdradzany. Analizowanie tej sytuacji na zimno, krok po kroku, to nic innego jak rozdrapywanie ran.

Tę autodestrukcyjną psychoanalizę ratuje ucieczka narratora w świat literackiej fikcji. Przekonuje on (przede wszystkim sam siebie), że jego sytuacja nie jest w żaden sposób wyjątkowa. I serwuje nam znakomity przegląd kobiecych postaci przewijających się w światowej literaturze, które kochały, uwodziły, zdradzały, porzucały. Mężczyzn, którzy kochali, cierpieli, byli zdradzani i porzucani. Pisarzy, którzy z miłosnych porażek uczynili swój literacki atut.

Literackie odniesienia przeplatają się z osobistymi wspomnieniami i refleksjami. Z każdą kolejną kartką mniej w nich napięcia, więcej swobodnego oddechu. Książka o rozstaniu z Pauliną, która miała być spowiedzią, oczyszczeniem, rozliczeniem z przeszłością, staje się znakomitym spektrum miłości, zdrady, rozstania. O tyle ciekawym, że odnoszącym się do najlepszych, literackich wzorców.

Polecam z przekonaniem.

Jan Tomkowski "Nie ma Pauliny", Wydawnictwo Nowy Świat, 2012 r.

Moja ocena 4,6
 

sobota, 9 czerwca 2012

Jonathan Carroll "Poza ciszą"

"Poza ciszą" to książka tylko pozornie niewinna. Zwyczajny świat, do którego zaprasza nas narrator usypia naszą czujność, po czym okazuje się zmyślną pułapką, w którą wpadamy jak dzieci. Tu nic nie jest takim, jakim nam się na początku wydawało. Nic nie jest oczywiste, proste, zwyczajne. Jak to zresztą zwykle u Jonathana Carrolla ...  

Zaczyna się ta historia zwyczajnie, choć na swój sposób romantycznie. Max Fischer, wzięty autor komiksów  "Spinacz", poznaje na przyjęciu Lilly Aaron, która "ma w sobie coś z Francuzki". Max niedawno rozstał się ze swoją partnerką, czuje się nieco samotny i zagubiony, a choroba jego matki sprawia, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje bliskości. Lilly znakomicie wpisuje się w tę sytuację; jest empatyczna, dojrzała, pełna ciepła i zrozumienia.

Związek Maxa z Lilly synem nabiera rumieńców. Jest on tym silniejszy i poważniejszy, że kobieta ma syna, niespełna dziesięciletniego Lincolna, z którym mężczyzna szybko nawiązuje świetny kontakt. Być może sprawia to jego chłopięca wyobraźnia, pozwalająca tworzyć komiksowy świat, a być może dojrzał właśnie do ojcostwa... Sam jest tą sytuacją mile zaskoczony, gdyż kompletnie nie widział się dotąd w roli ojca.

Ale z Lincolnem wszystko wyglada inaczej. Max czuje się za niego odpowiedzialny, dobrze się z nim dogaduje i niepostrzeżenie mężczyzna wchodzi w rolę pełnoprawnego taty. Jest to o tyle prostsze, że biologiczny ojciec chłopca nie żyje, a ten nigdy go nie poznał. Wydaje się, że Max, Lilly i Lincoln tworzą naprawdę udaną rodzinę.

Tę sielankę przerywa wypadek, któremu chłopiec ulega podczas zabawy. Jego obrażenia są co prawda niegroźne, ale gwałtowna reakcja Lilly w szpitalu zadziwia zarówno personel, jak i Maxa. Kobieta, wbrew zaleceniom lekarzy, chce natychmiast zabrać syna do domu i wydaje się przerażona faktem, że szpital wszedł w posiadanie jakichkolwiek danych chłopca.

Ten spontaniczny wybuch daje Maxowi do myślenia. Rozpoczyna on swoje prywatne śledztwo i zaczyna "grzebać" w przeszłości Lilly i Lincolna. To, co odkrywa, nijak się ma do tego, co opowiadała mu kobieta. Pytania mnożą sią, a prawda, której zaczyna się domyślać, wydaje się przerażająca. Max wie, że rozwikłanie tej zagadki i ujawnienie prawdy może w sposób dramatyczny i nieodwracalny zrujnować życie całej trójki. Ale czy milczenie jest dobrym wyjściem? Sytuacja wydaje się być bez wyjśia.

Sekrety, tajemnice, kłamstwa, czy sprytna mistyfikacja, która ma drugie dno? Po tej książce spodziewajcie się wszystkiego. U Carrolla nic nie jest jednoznaczne i oczywiste, a każda sytuacja może w ciagu sekundy nabrać nowego wymiaru. Nie dajcie się zwieść łagodnemu tonowi tej prozy, prostolinijnym, na pierwszy rzut oka postaciom, niby-banalnej fabule. Autor to mistrz kreacji. A światy, które kreuje do zwyczajnych nie należą - tak też jest i w tym przypadku.

Jonathan Carroll "Poza ciszą", Dom Wydawniczy Rebis, 2012 r.

Moja ocena 4,8

piątek, 8 czerwca 2012

Monica Garcia Massague "Historia burdeli"

Jestem fanką tej serii, więc "Historii burdeli" nie mogłam oczywiście przeoczyć. I nie rozczarowałam się. Mamy tu kawał historii, począwszy od czasów starożytnych po współczesne, jak też ciekawe spojrzenie na zmieniającą się z biegiem wieków obyczajowość. Ci jednak, którzy liczą na naukowe opracowanie, rozczarują się, gdyż to lekka, dobrze napisana opowieść o ludziach i ich słabościach, zaspokajanych przez tzw. rynek, jakkolwiek byśmy go nie nazwali: burdelem, domem schadzek, czy siedliskiem rozkoszy.

Autorka rozpoczyna od wprowadzenia nas w istotę instytucji, jaką już w starożytności był burdel. Sama nazwa oznaczać może także "izbę handlową", "anielski dom", czy "dom grzechu" lub "szybki dom". Było to miejsce spotkań towarzyskich dla mężczyzn, inicjacji młodzieńców, scena teatralna - i nawet jeśli nie cieszyło się najlepszą sławą, było niezwykle popularne. To tutaj wyznaczono nowe trendy w architekturze, sztuce i modzie. To tutaj odbywały się żarliwe debaty i zapadały kluczowe decyzje w kwestiach politycznych i gospodarczych. To wreszcie tutaj rozwijała się przedsiębiorczość...

Ta instytucja przetrwała tysiąclecia, musiała więc mieć solidne podstawy. I rzeczywiście miała. Prostytucją trudniły się bowiem kapłanki w świątyniach, które do swych "duchowych obowiązków" włączały obrzędowy, płatny seks z wyznawcami. Uświęcona praktyka szybko stała się znakomicie prosperującym interesem. I tak w murach świątyni Afrodyty Porne w Koryncie tysiące kobiet - uciekinierek z podbitych plemion - musiało, w zamian za schronienie, zaspokajać całe grupy marynarzy przybywających z Grecji. Pierwsze starożytne burdele z prawdziwego zdarzenia prowadzone były przez urzędników państwowych, którzy zarabiali na sprowadzanych cudzoziemkach. Były zróżnicowane w zależności od zamożności; od najbardziej ekskluzywnych - z masażami, afrodyzjakami, w eleganckich wnętrzach, po usługi dla mniej zamożnych klientów świadczone na ulicy. Jak widać, w tej kwestii niewiele się zmieniło...

Dalej mamy historyczny i kulturowy przegląd prostytucji w Hiszpanii, Indiach, Japonii, Włoszech, Francji. O tyle ciekawy, że nieodłącznie związany z rozwojem sztuki we wszystkich jej dziedzinach; literatury, malarstwa, rzeźby, teatru, filmu.

Ale współczesne domy publiczne przede wszystkim świetny biznes, dobrze zorganizowane przedsiębiorstwa, które wymagają dobrego zarządzania i generują ogromne zyski. Trzeba mieć na nie pomysł i konsekwentnie go realizować - dowodzi autorka. Rynek domaga się nowych pomysłów, wizjonerów, którzy potrafią wykreować i zaspokoić nowe potrzeby. Nic nie stoi w miejscu - ten biznes także się zmienia.

Lekkie, dowcipne, ale też pouczające spojrzenie na burdelowy interes. Temat stary jak świat, ale jednak wciąż tabu. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Tym bardziej warto przeczytać tę książkę :)

Monica Garcia Massague "Historia burdeli", Wydawnictwo Bellona, 2012 r.

Moja ocena 4,5

czwartek, 7 czerwca 2012

Dariusz Kortko, Judyta Watoła "Czerwona księżniczka"


Ambitna, pracowita, konsekwentnie dążąca do celu. Próżna, nie znosząca sprzeciwu, przedmiotowo traktująca ludzi. Karierowiczka wykorzystująca znane nazwisko, czy świetny lekarz i menadżer? Kim naprawdę jest Ariadna Gierek-Łapińska, synowa I sekretarza PZPR Edwarda Gierka? Na to pytanie próbują odpowiedzieć autorzy "Czerwonej księżniczki" tworząc portret nietuzinkowej kobiety. Wykonują przy tym kawał dobrej reporterskiej roboty pokazując zarówno błyskotliwą karierę znanej pani profesor, jak też spektakularny upadek starzejącej się kobiety, nie dającej sobie rady z uzależnieniem od alkoholu.

Adama, syna Edwarda Gierka, Ariadna poznała jeszcze w szkole. Ale pobrali się, gdy była na ostatnim roku medycyny, tuż po pierwszym rozwodzie. Czy to była wielka miłość? Raczej głos rozsądku. "Będziesz z nim miała słodkie życie. A miłość przyjdzie z czasem" - przekonuje Ariadnę jej babcia. Na teściach robi bardzo dobre wrażenie - ambitna, zdolna, pracowita. Wie, czego chce, na pewno zajdzie daleko.

Ariadna faktycznie już wtedy wie, co chce w życiu osiągnąć. Pragnie być znaną okulistką, prowadzić przełomowe badania, zyskać międzynarodową sławę w okulistyce. Nawet nie musi prosić o protekcję teścia, nazwisko Gierek otwiera wszystkie drzwi... Zaczyna się ciąg nieprzerwanych zawodowych sukcesów: Ariadna robi doktorat, zaczyna kierować słynną kliniką okulistyczną na ulicy Francuskiej w Katowicach. To złote czasy; klinika pod rządzami Gierkowej rozkwita, na Francuską zjeżdżają okuliści z Polski i innych krajów demoludu, by uczyć się zawodu i prowadzić badania. Pacjenci tłumnie ściągają na operacje oczu. Mikrochirurgia z Francuskiej cieszy się wielką, zasłużoną sławą. Gwiazdą jest oczywiście Ariadna Gierek, tu u niej chcą być operowani pacjenci. Ale inni lekarze też nie mogą narzekać; jeżdżą na zjazdy medyczne po całym świecie, robią karierę. "Dbałam o ludzi, awansowałam, zmuszałam do rozwoju" - mówi po latach Ariadna. Nie wszyscy jej podwładni tak to pamiętają. Nie chcą rozmawiać, albo z goryczą mówią o despotycznej szefowej, która blokowała ich zawodowy rozwój.

Tymczasem ambicje Gierkowej rosną. Chce w centrum Katowic zbudować nową, potężną klinikę okulistyczną. Jej marzenie spełnia się dopiero po kilkunastu latach, ale biorąc pod uwagę trudny moment polityczny (upadek Edwarda Gierka, stan wojenny), jest to i tak wielki sukces. Ariadna staje na czele nowej kliniki - nazywana carycą polskiej okulistyki - jest jej twarzą i marką. Kolejny cel osiągnięty.

Dobra passa trwa. Kariera naukowa, pieniądze, podróże, wpływowe znajomości... I alkohol, którego nie sposób nie pić - na zjazdach, konferencjach, w pracy. "To się zaczęło mniej więcej w 1983 roku. (...)W klinice alkoholu nie brakowało, niemal każdy pacjent zostawiał butelkę w dowód wdzięczności. Jakiś koniaczek, winko, a jak byliśmy w Moskwie, to i całą flaszkę. Taki był standard, w PRL-u wszyscy pili, bez wódki niczego nie dało się załatwić. Niestety, szefowa zaczęła pić coraz więcej. A dwa lata później pić już musiała." - wspomina prof. Szaflik, zastępca Gierkowej.

W międzyczasie Ariadna rozwodzi się z Adamem Gierkiem i wychodzi za maż za dawnego kolegę ze szkoły - Tadeusza Łapińskiego. Twierdzi, że kocha i jest kochana, że w końcu jest szczęśliwa w małżeństwie. Jej kariera kwitnie, życie osobiste układa się idealnie. Ariadna pije coraz więcej, w klinice współpracownicy wyczuwają od niej alkohol, chwieje się na nogach. I tak codziennie. Skandal jest nieunikniony, choć kilkakrotnie udaje się go zatuszować. Ale w końcu dochodzi do spektakularnego upadku "carycy". Przebadana alkomatem, wyprowadzona w asyście policjantów z kliniki, traci wszystko, na co przez wiele lat pracowała; autorytet, szacunek, poważanie. "Legł w gruzach mit Gierkowej", "Alkohol niszczy karierę synowej Gierka" - donoszą gazety.

Ariadna Gierek-Łapińska czyta fragment "Czerwonej księżniczki"




Ariadna nie przestaje pić, traci stanowisko szefowej kliniki, wreszcie trafia do szpitala psychiatrycznego. Przywiązana pasami do łóżka, ląduje na szpitalnym korytarzu, gdzie mogą ją oglądać koledzy-lekarze, pacjenci i ich rodziny. Większego upokorzenia  nie można sobie wyobrazić...

Tak w skrócie wygląda w tej książce historia jednej z najbardziej wpływowych polskich kobiet, której kariera rozpoczęła się w PRL-u, a rozkwitła już w nowej Polsce. Wielka kariery nietuzinkowej kobiety, której nie da się zamknąć w żadne ramy i ocenić w sposób oczywisty. Autorzy książki zrobili zresztą wszystko, by nie pójść w schemat, banał, uproszczenie. Wykonali kawał reporterskiej roboty, rozmawiając z dziesiątkami osób, które znają Ariadnę, pracowały z nią, były lub są z nią blisko. Niektórzy nie szczędzą jej gorzkich słów, inni próbują usprawiedliwiać, tłumaczyć. Są też tacy, jak choćby były mąż Adam Gierek, którzy konsekwentnie na jej temat milczą. I to także jest wymowne...

To nie jest typowa biografia, ale - udana moim zdaniem - próba rzetelnego i obiektywnego pokazania niejednoznacznej historii. Niezwykle ciekawej, ale też pod wieloma względami trudnej. Mamy w niej Ariadnę Gierek - znakomitą okulistkę, przedsiębiorczą, ambitną panią profesor, uwielbianą przez podwładnych i pacjentów. Mamy też kobietę, która łaknie miłości, akceptacji, bliskości - i to za wszelką cenę - nawet osobistej godności. Ale też próżną, zazdrosną o inne kobiety, wydającą majątek na futra i kosmetyki. Apodyktyczną matkę i siostrę, bezkompromisową, pamiętliwą szefową. A wreszcie żałosną, budzącą litość alkoholiczkę, która nie chce i nie potrafi przyznać się do swojej choroby rujnującej jej życie. 

Świetna historia, bardzo dobrze opowiedziana wieloma różnymi głosami. Polecam, bo to także znakomity kawałek historii PRL-u i jego upadku.

Dariusz Kortko, Judyta Watoła "Czerwona księżniczka", Wydawnictwo Agora SA, 2012 r. 

wtorek, 5 czerwca 2012

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt "Uczeń"

Po "Ciemnych sekretach" autorstwa duetu Hjorth-Rosenfeldt z niecierpliwością czekałam na drugą część ich kryminalnej serii. Przyznam, że poprzeczka została postawiona bardzo wysoko, biorąc pod uwagę znakomity debiut Szwedów. Doczekałam się po roku i... "Uczeń" co prawda nie przerósł mistrza, ale godnie mu dorównał. Widać w tej książkę sprawną rękę scenarzystów i bystre oko psychologów.

Jeśli ktoś czytał "Ciemne sekrety" w "Uczniu" spotka starych, dobrych znajomych. Najważniejszy z nich to Sebastian Bergman, psycholog i specjalista od seryjnych zabójstw. Najwyższej klasy fachowiec, mistrz w swojej profesji. Prywatnie: zblazowany, cyniczny, nie liczący się z nikim i niczym, samotny, potrącony przez życie facet. Swoje frustracje odreagowuje w przypadkowych przygodach z kobietami, a jego parszywy charakter daje się we znaki zarówno jego kochankom, jak i współpracownikom. Dodajmy; porzucone kobiety bezgranicznie go nienawidzą, a policjanci są załamani, gdy muszą z nim pracować.

I tu nic się nie zmieniło od momentu, gdy poznaliśmy Bergmana w "Ciemnych sekretach". A właściwie zmieniło się na gorsze, gdyż jego podły charakter jeszcze się wyostrzył, a cynizm się pogłębił - a wszystko za sprawą mocnych zawirowań w życiu osobistym (więcej zdradzić w tym temacie nie mogę, bo tym, którzy nie czytali "Ciemnych sekretów" zepsułabym całą zabawę). W takich oto okolicznościach Bergman dowiaduje się, że znany mu doskonale zespół policjantów prowadzi śledztwo w sprawie serii brutalnych morderstw kobiet w Sztokholmie. Sprawa jest o tyle dla niego intrygująca, że zabójstwa są identyczne jak te, których kilkanaście lat wcześniej dokonywał seryjny morderca Edward Hinde, który został schwytany właśnie dzięki niemu.

Podobieństwa są tak ewidentne, że nie może być wątpliwości, iż te sprawy są ze sobą powiązane. Tyle że Hinde wciąż odsiaduje wyrok w więzieniu, więc to nie on jest sprawcą. W grę może więc wchodzić znakomity naśladowca, ale i tu sprawa się komplikuje, gdyż powiela on schemat zabójstw w takich szczegółach, które były znane jedynie bardzo wąskiej grupie śledczych, Bergmanowi i pierwotnemu zabójcy.

Bergman, mając tę świadomość, wymusza na policjantach, by wciągnęli go do śledztwa. Jest przekonany, że ta sprawa wiąże się z nim osobiście. Że to rodzaj zemsty, wyzwania, rzuconej mu rękawicy. I nie zamierza odpuścić zabójcy-zabójcom. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że musi ją prowadzić ręka w rękę z bardzo bliską mu osobą, która nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jest dla Bergmana. W tej książce wszystko jest zresztą mocno skomplikowane...

Znakomite portrety psychologiczne bohaterów to jeden z najmocniejszych punktów tej powieści. Autorzy są dobrymi obserwatorami ludzkich zachowań, świetnie budują ciekawe i wiarygodne postacie, a ich zachowania i motywacje - najbardziej irracjonalne - są absolutnie przekonujące. Jeśli dodamy do tego mocny wątek kryminalny - a ten jest mocny - mamy naprawdę dobrą, zwartą całość.

Po "Uczniu" spodziewałam się wiele, gdyż "Ciemne sekrety" zaostrzyły mój apetyt. Nie zawiodłam się, choć w tym przypadku uczeń nie przerósł mistrza. Ale godnie go naśladował. Przeczytajcie obie te książki. Warto.

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt "Uczeń", Wydawnictwo Czarna Owca, 2012 r.

Komu polecam
Fanom "czarnych charakterów". 
Miłośnikom skandynawskich kryminałów z najwyższej półki
Moja ocena 4,8

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt "Ciemne sekrety"

Od pierwszej strony „Ciemnych sekretów” wchodzimy w coraz bardziej pokręcony labirynt ludzkich słabości, nałogów, kompleksów i tajemnic. Zaglądamy w najciemniejsze zaułki ludzkiej natury. Od tej książki radzę Wam zacząć lekturę serii o policyjnym psychologu Sebastianie Bergmanie – zadufanym w sobie kobieciarzu, który ma znakomity instynkt, jeśli chodzi o  najbardziej pokręconych zabójców. Jego dalsze losy poznamy w drugiej części "Uczeń", która właśnie się ukazała.   

W „Ciemnych sekretach” akcja toczy się wokół szesnastoletniego Rogera Erikssona, ucznia elitarnej szkoły, który zostaje zamordowany, a jego ciało porzucone w lesie.

Kim jest Roger? Kim jest jego matka? Dziewczyna? Ojciec? Nauczycielka? Przyjaciel? W tej książce każdy coś przed kimś ukrywa i nikt nie jest tym, kim wydaje się, że jest. W tym przypadku znakomicie sprawdza się zasada: Im dalej, tym ciemniej. Gdy wydaje się, że jesteśmy blisko rozwiązania choć jednej zagadki, pojawiają się następne i zamiast odpowiedzi, mamy kolejne pytania.

Ale największym atutem „Ciemnych sekretów”, obok wciągającej intrygi, są znakomicie nakreślone postaci bohaterów. Nawet, jeśli nie budzą naszej sympatii, jak w przypadku policyjnego psychologa Sebastiana Bergmana, to na tyle skutecznie irytują, by poświęcić im swoją uwagę.

W tej książce nikt zresztą nie jest doskonały. Nikt nie jest jednoznaczny. I każdy ma coś do ukrycia. Lawina, którą uruchamia policyjne śledztwo zostawia po sobie same zgliszcza. Wszystkie brudy wychodzą na jaw. Ofiar, poza Rogerem, jest znacznie więcej...

Więcej nie zdaradzę. Powiem tylko, że to najlepszy skandynawski kryminał, jaki czytałam.

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt "Ciemne sekrety", Wydawnictwo Czarna Owca, 2011 r. 

Komu polecam
Miłośnikom skandynawskich kryminałów z najwyższej półki
Moja ocena 5 

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Takashi Nagai "Listy do dzieci"

To jedna z tych książek, które zostaną we mnie na zawsze. Mądra, głęboka i niezwykle piękna w swojej prostocie. Duch autora - szczerego, uczciwego i wyjątkowego pod każdym względem człowieka - czuć w każdym zdaniu, w każdym jej słowie. Brzmią one jak przypowieść o życiu; uważnym, godnym, wartościowym. Życiu naznaczonym cierpieniem wynikającym ze śmiertelnej choroby, pełnym poświęcenia dla pacjentów, a nade wszystko troski o los dzieci. Ale autor nie epatuje swoim nieszczęściem, nie budzi litości. Raczej podziw i szacunek - za wielki spokój, mądrość i pokorę w obliczu zbliżającej się śmierci. I to chyba największa wartość tej książki. 

Takashi Nagai był lekarzem radiologiem w Nagasaki. Gdy zdiagnozowano u niego chorobę popromienną, która była skutkiem ubocznym promieniowania jonizującego, za pomocą którego leczył ludzi, nie zaprzestał on swojej lekarskiej praktyki. Uznał, że skoro zostały mu najwyżej 2-3 lata życia, może je poświęcić swoim pacjentom. O tej decyzji poinformował żonę; chciał, by była przygotowana na jego odejście.

 Życie jednak napisało inny scenariusz. To jego żona odeszła pierwsza. Była jedną z wielu ofiar ataku atomowego na Nagasaki. Takashi został sam z dwójką małych dzieci. Był już wtedy ciężko chory, a promieniowanie po wybuchu bomby dodatkowo nasiliło objawy choroby popromiennej. Takashi musiał zrezygnować z pracy, został bez środków do życia. Dzięki pomocy dobrych ludzi zamieszkał z dziećmi w prymitywnej chatce zbudowanej na zgliszczach zrujnowanego domu. Jego stan był tak ciężki, że nie wstawał z łóżka, by nie narażać powiększonej do granic możliwości śledziony, która w każdej chwili mogła pęknąć.

W tak ciężkim stanie, mając świadomość zbliżającej się śmierci, zaczął pisać "Listy do dzieci", którą są zarazem zapisem ostatnich dni, jak i wskazówką dla jego dzieci, jakimi wartościami kierować się w życiu, co jest tak naprawdę najważniejsze. Nie ma w tych listach patosu, jest natomiast ogromna ojcowska miłość i troska. Największym zmartwieniem Takashi jest to, jaki los czeka jego dzieci w sierocińcu, jak poradzą sobie w tych ekstremalnych, uwłaczających ludzkiej godności warunkach - bo tak, niestety, wygląda życie ówczesnych sierot.

Jedyne, co może przekazać swoim pociechom to, by kierowały się w życiu uczciwością i szacunkiem wobec innych, uczyły się i pracowały z pasją, miały w sobie niezachwianą wiarę. Proste, ważne przesłania, które nie straciły nic ze swojej mocy.

Sen z powiek spędzają mu także codzienne sprawy, takie jak ubranie dla dzieci, ich bezpieczeństwo, nauka. Czuje się bezradny, gdyż w żaden sposób nie może im pomóc, uchronić przed niebezpieczeństwami, nie może nawet zaspokoić ich podstawowych socjalnych potrzeb. Ma świadomość, że jest dla swoich dzieci ciężarem, choć równocześnie na każdym kroku otrzymuje od nich dowody wielkiej miłości i poświęcenia. Wie, że nawet ciężko chory, unieruchomiony na łóżku, jest im potrzebny, musi dla nich żyć. Jeszcze choćby dzień, tydzień, miesiąc...

Dawno nie czytałam tak pięknej i poruszającej opowieści o miłości, poświęceniu, wielkiej sile wiary i nadziei. Szczerej, bezpretensjonalnej, prosto z serca.

Takashi Nagai "Listy do dzieci", PROMIC, 2010 r.

Komu polecam
Czytelnikom ceniącym mądrą, wartościową prozę
Moja ocena 4,8

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...