Lubię Joanne Fluke za jej dowcip, dystans i zamiłowanie do dobrego jedzenia. I oczywiście za "morderczą" wyobraźnię. "Piernikowe makabreski" są i smaczne, i intrygujące. W sam raz na weekendową lekturę.
Hanna Swensen, którą niektórzy poznali już w "Śmierci za cukiernią" jest kulinarną gwiazdą małego, amerykańskiego miasteczka. Wszyscy się tu znają i wszystko o sobie wiedzą. Jest słodko i pysznie. Ale też duszno, klaustrofobicznie, niewygodnie. I niebezpiecznie.
Tymczasem Hanna, która znakomicie radzi sobie ze swoim cukierniczym biznesem, odnajduje jednego ze swoich sąsiadów, Erniego Kusaka, brutalnie zamordowanego. Ofiara leży wśród świątecznych pierniczków. I, jak się wkrótce okazuje, zabójcą jest ktoś z najbliższego otoczenia ofiary. Być może ktoś, kogo doskonale zna Hanna.
Hanna prowadzi własne śledztwo, w międzyczasie piecze świetne ciastka; oczywiście jedno i drugie udaje się jej wyśmienicie. W obu sprawach sięga do sedna problemu - ku zadowoleniu czytelników. I niezadowoleniu swoich sąsiadów...
Czy dwa kolejne opowiadania w tej książce dorównują tej świetnej, kryminalno-cukierniczej opowieści? W każdym razie trzymają poziom. I wpasowują się w konwencję, która mi bardzo odpowiada; zbrodniczą i humorystyczną. Jest w tej książce i słodko, i gorzko. Dziwnie i tajemniczo. Brawurowo, a nade wszystko - dowcipnie.
I to dla mnie marka Joanne Fluke.
Joanne Fluke, Laura Levine, Leslie Meier "Piernikowe makabreski", Wydawnictwo Bellona, 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz