Zeldę Sayre (później Fitzgerald) poznajemy w jej rodzinnym domu; jest najukochańszą córką, którą matka wyraźnie faworyzuje z trójki rodzeństwa. Zelda ma charakter, energię i wielki apetyt na życie. Maluje, tańczy, pisze. To wszystko sprawia, że ta dziewczyna z Południa podbija serca kolejnych młodzieńców starających się o jej względy.
Ale dla niej liczy się tylko jeden - przystojny, elokwentny żołnierz, Francis Scott Fitzgerald. To dla niego zostawia swoich wiernych uwodzicieli. To z nim chce być na zawsze.
Zelda i Scott stworzyli niezwykli duet. Młodzi, piękni, zdolni. Obydwoje uwielbiali życie i czerpali z niego pełnymi garściami. Bawili się, podróżowali, bywali. Budzili sensację, podziw, chętnie łamali konwenanse. I pisali. Pisali obydwoje. Ale to Scott podbijał serca czytelników. Portery kobiet, które stworzył w "Wielkim Gatsby'm", "Diamencie wielkim jak góra", czy "Pięknych i przeklętych" idealnie odzwierciadlają postać Zeldy.
Milford sugeruje jednak znacznie więcej; Zelda była nie tylko muzą, ale też współautorką powieści męża. Pisała opowiadania, które on publikował pod własnym nazwiskiem. Pisała dużo i dobrze, jednak jej twórczość trafiała do druku wyłącznie pod nazwiskiem męża. Ona się na to godzi, widzi w tym wyższy sens, ale jednak...
Taniec staje się więc największą pasją Zeldy. Wydaje się, że angażuje w niego wszystkie swoje siły. To jednak nie przynosi spełnienia. Taniec, malarstwo, ukochana córka to wciąż za mało. Zelda czuje się stłamszona przez męża. Frustracja pogłębia się z każdym rokiem. W końcu trafia do szpitala. Diagnoza: schizofrenia.
I tu kolejna zaskakująca odsłona tej historii; Scott jest przy Zeldzie w najtrudniejszych chwilach. Do końca. Ten koniec jest tak samo nieprzewidywalny, jak całe życie tych dwojga; Zelda ginie w pożarze w szpitalu psychiatrycznym. Niesamowita, literacka pointa.
Ale cała ta historia jest prawdziwa. Zaskakująca i zastanawiająca. Niektórzy uznają, że bardzo feministyczna. Dla mnie ciekawa. I w jakiś sposób odkrywcza, tym bardziej, że twórczość Fitzgeralda uwielbiam od lat. Ile w niej Zeldy?...
Nancy Milford „Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzegeralda”, Marginesy, 2013 r.
Hmm, po Twoim opisie ta lektura wydaje mi się dość jednostronna, tak jakby to przez wrednego Francisa Zelda zachorowała, tak jakby ją tłamsił i nie wiem co tam jeszcze. Z chęcią przeczytam, fascynuje mnie ich małżeństwo, ale prawda jest taka że schizofrenia to nie choroba, którą dostaje się bo coś tam. To ciężkie i poważne zaburzenie, które niszczy życie nie tylko choremu, ale i jego otoczeniu. I o ile nie można winić Francisa za chorobę Zeldy, o tyle ona sama i jej przypadłość z pewnością przyczyniła się do jego alkoholizmu. No i mimo że małżeństwem pozostali do końca a Francis wspierał żonę, pod koniec życia mieszkał już z inną kobietą. Przepraszam za spam, ale jeśli jesteś zainteresowana tym tematem to gorąco polecam również "Listy do córki" F.S. Fitzgeralda, o których pisałam u siebie http://irisvallis.blogspot.com/2013/08/kilka-tygodni-temu-przypomniaam-sobie.html
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciekawy, merytoryczny wpis. Książka, rzeczywiście, napisana jest z jednej perspektywy - jak sam tytuł mówi. To o Zeldę tu chodzi. I z tej perspektywy - zdecydowanie subiektywnej - tę książkę oceniam. Mam nadzieję, że to dobry pretekst dla czytelników, by poznać bliżej i życie, i książki Fitzgeralda.
Usuńpozdrawiam
Obiektywnie rzecz biorąc dzieła Fitzgeralda, przynajmniej niektóre, są naprawdę wybitne. Ja sama nie jestem ich fanką, bo dla mnie Fitzgerald jest tak wielkim mistrza, że fabuła przestaje mieć w jego książkach znaczenie i lektura staje się nużąca. Jak u Żeromskiego :) A postaciami Fitzgeraldów rzeczywiście warto się zainteresować - wpłynęli oni nie tylko na całą dekadę lat dwudziestych przez swój styl życia i modę, ale też na współczesną popkulturę - to Zelda jako pierwsza zakładała sukienki z obniżoną talią, to oni wprowadzili świat w dekadę, która charakteryzowała się brakiem zasad moralnych i wolnością obyczajową. Szkoda, że ich losy tak tragicznie się potoczyły.
UsuńAle wspaniale napisałaś. Ja mam książkę jeszcze na stosiku do przeczytania (który rośnie z każdym dniem) więc tym bardziej się ciesze, że książka jest tak wspaniała.
OdpowiedzUsuń