czwartek, 5 kwietnia 2012

Marcin Wroński "Skrzydlata trumna"

Marcin Wroński miał świetny pomysł na serię kryminałów retro o Lublinie. Z każdą kolejną książką udowadnia, że za dobrym pomysłem idzie też solidne wykonanie. W "Skrzydlatej trumnie", czwartej części cyklu o komisarzu Zygmuncie Maciejewskim, poza ciekawą fabułą dostajemy też kawał porządnie napisanej prozy. No i ten Lublin... Choćby dla niego trzeba tę książkę przeczytać.

Tym razem Wroński zabiera nas do Lublina z 1936 roku. W Lubelskiej Wytwórni Samolotów zostaje znaleziony martwy strażnik. Wszystko wskazuje na samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości. Świadkowie, jak jeden mąż, potwierdzają tę wersję, można zamknąć sprawę.

Czy rzeczywiście? Zyga Maciejewski, wbrew wszelkim naciskom i z wrodzoną sobie nieufnością drąży temat. I znów intuicja go nie zawodzi. Sprawa wygląda na znacznie poważniejszą, niż mogłoby się wydawać. Maciejewski pakuje się w sam środek  afery i to nie byle jakiej afery, bo w grę wchodzą duże pieniądze, przekręty na wielką skalę i wyjątkowo niebezpieczni ludzie. I, tym razem, nie jest to afera obyczajowa, ale przemysłowa. Przy okazji Zyga ładuje się też w kłopoty natury osobistej. Związek z Różą wisi na włosku, na horyzoncie pojawia się nowa kobieta. Oj, dzieje się, dzieje...
Akcja, o czym warto wspomnieć, toczy się dwutorowo; w 1936 i w 1945 roku. Po wojnie Maciejewski oskarżony o współpracę z hitlerowcami jest więźniem lubelskiego Zamku. Tu spotyka w celi jednego ze świadków w sprawie samobójstwa w wytwórni samolotów z 1936 roku. Długie rozmowy przywołują wspomnienia i rzucają nowe światło na tamtą sprawę.

Więcej o fabule nie napiszę, gdyż zdradziłabym zbyt wiele. Napiszę zaś o tym, co za każdym razem uwodzi mnie w książkach Marcina Wrońskiego. Chodzi oczywiście o Lublin. Piękny, mroczny, przedwojenny Lublin. Tym Lublinem zachwycam się, zaglądam w jego nieznane zaułki, chłonę nadzwyczajny klimat. Spaceruję ulicą Bronowicką, na której mieszkali moi przodkowie i patrząc na stare kamienice mam wrażenie, że czas zatrzymał się tu przed wojną, że za moment spotkam Zygę.

I właśnie za te niezapomniane wrażenia jestem gotowa ufundować Marcinowi Wrońskiemu prywatną nagrodę literacką. Wreszcie Lublin ma godnego siebie pisarza.

Polecam też gorąco "Morderstwo pod cenzurą" (pierwsza książka z serii, więc mam do niej największy sentyment), "Kino Venus" (napisana z pomysłem i dużym rozmachem) i "A na imię jej będzie Aniela" (moja ulubiona). 


Warto też, przy okazji, wspomnieć o "Officium Secretum" Marcina Wrońskiego z 2010 roku. W tej książce autor mocno osadza fabułę we współczesnym świecie, ale - na szczęście - nie ucieka z Lubelszczyzny. Mamy tu solidnie wymiksowaną politykę z historią, kulturę z popkulturą, a do tego wszechobecne media. Do tego fantastyczny klimat Kazimierza Dolnego. Z jego sekretami, uprzedzeniami  i - że tak powiem - swojską atmosferą, którą niekoniecznie znają turyści z Warszawy, odwiedzający to miasto w niedzielę.

Fajna historia, fajni bohaterowie, wielu rozpoznawalnych...  Nie tylko Maciejewski rządzi :) Choć, przyznam szczerze, czekam na kolejnego Maciejewskiego. Podobno ma się ukazać już niedługo...

Tymczasem postać komisarza żyje swoim życiem w kryminałach innych polskich pisarzy. Zachęcam do lektury "Ziarna prawdy" Zygmunta Miłoszewskiego, w której Maciejewski jest... młodym, lubelskim rabinem.

Marcin Wroński "Skrzydlata trumna", W.A.B., 2012 r, 305 stron

2 komentarze:

  1. Masz rację, te książki powinny być lekturą obowiązkową dla wszystkich lublinian. "A na imię jej będzie Aniela" też jest chyba moim ulubionym tomem. Trudno ocenić tak na 100%, bo wszystkie części bardzo lubię, ale Aniela chyba najbardziej mnie wciągnęła.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Komisarz Maciejewski ma coraz więcej fanów :) Ja też do nich należę, pozdrawiam

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...