Do tej wykwintnej uczty zasiadło dwanaście wyjątkowych kobiet. Jej inspiracją, twórczynią i zarazem jedną z uczestniczek jest Judy Chicago, artystka, która kilkadziesiąt lat temu stworzyła "Dinner Party" - równoboczny trójkąt stołów przy których posadziła wyłącznie kobiety. I to nie byle jakie; królowe, poetki, muzy... Maria Poprzęcka poszła tym samym tropem, ale do swojej uczty zaprosiła wyłącznie kobiety sztuki IX i XX wieku: malarki, fotograficzki. Eksperymentatorki, nowatorki. Kobiety wielkiej pasji.
W tym niezwykłym, choć na pozór przypadkowym gronie spotkamy nazwiska mniej lub bardziej znane. Łączy je jedno: talent, pasja, pragnienie tworzenia, przekraczania granic. Często zresztą pod okiem albo w cieniu mężczyzny; wielkiego mężczyzny.
Tak było choćby w przypadku Dory Maar, kochanki i muzy Picassa, która uwiodła go swoją silną i nieprzewidywalną naturą. A także urodą i talentem. Robiła znakomite zdjęcia - a dla surrealistów, jak pisze Poprzęcka, fotografia była jednym z ulubionych środków artystycznej wypowiedzi. Była świetna w tzw. fotografii społecznej - dokumentowała życie ulicy, biedę, cierpienie. Ale znakomicie odnalazła się także w fotografii reklamowej i erotycznej. Była zdolna, wrażliwa, wszechstronna. Ale przede wszystkim była kobietą Picassa... W końcu porzuconą, samotną, sfrustrowaną.
Takich historii, w których pasja i artyzm nieodłącznie związane są z miłością do mężczyzny - często znanego, wybitnego artysty - znajdziemy w tej książce więcej. Bywało, że to właśnie miłość i obcowanie na co dzień ze sztuką ukochanego stawały się inspiracją dla kobiet, które w końcu odważały się same tworzyć. Uruchamiały wyobraźnię, uwalniały emocje i ... odkrywały talent. Tak było choćby z Elizabeth Siddal - muzą malarza i poety Dantego Gabriela Rossettiego. Pozowała do jego najlepszych obrazów; piękna, uduchowiona, eteryczna. A wreszcie sama zaczęła rysować i będąc samoukiem w ciągu zaledwie dziesięciu lat stworzyła ponad sto obrazów i rysunków.
Nie sposób napisać o wszystkich kobietach z "Uczty bogiń". Wspomnę więc jeszcze o Lee Miller, odważnej top modelki lat 20. XX wieku, która - jak się okazało - poza niezwykłą urodą i talentem do uwodzenia mężczyzn miała też świetne oko fotografika i fotoreportera.
Piękna jest też historia Marie Laurencin, kochanki Apolinnaire'a, która przeszła przez piekło depresji, samotności, odrzucenia, by odnaleźć swoje miejsce w sztuce. "Nazywano ją królową malarstwa, tak jak Colette - królową literatury, a Coco Chanel - mody. W powszechnej pamięci żyje tylko to ostatnie nazwisko. Garsonki i perfumy okazały się trwalsze niż sztuka."
Spotkacie tu także piekną, zmysłową, poszukującą Georgię O'Keeffe, czy nieokiełznaną i przekraczającą artystyczne granice Judy Chicago, której zresztą zawdzięczamy "Dinner Party"...
W tym niezwykłym, choć na pozór przypadkowym gronie spotkamy nazwiska mniej lub bardziej znane. Łączy je jedno: talent, pasja, pragnienie tworzenia, przekraczania granic. Często zresztą pod okiem albo w cieniu mężczyzny; wielkiego mężczyzny.
Tak było choćby w przypadku Dory Maar, kochanki i muzy Picassa, która uwiodła go swoją silną i nieprzewidywalną naturą. A także urodą i talentem. Robiła znakomite zdjęcia - a dla surrealistów, jak pisze Poprzęcka, fotografia była jednym z ulubionych środków artystycznej wypowiedzi. Była świetna w tzw. fotografii społecznej - dokumentowała życie ulicy, biedę, cierpienie. Ale znakomicie odnalazła się także w fotografii reklamowej i erotycznej. Była zdolna, wrażliwa, wszechstronna. Ale przede wszystkim była kobietą Picassa... W końcu porzuconą, samotną, sfrustrowaną.
Takich historii, w których pasja i artyzm nieodłącznie związane są z miłością do mężczyzny - często znanego, wybitnego artysty - znajdziemy w tej książce więcej. Bywało, że to właśnie miłość i obcowanie na co dzień ze sztuką ukochanego stawały się inspiracją dla kobiet, które w końcu odważały się same tworzyć. Uruchamiały wyobraźnię, uwalniały emocje i ... odkrywały talent. Tak było choćby z Elizabeth Siddal - muzą malarza i poety Dantego Gabriela Rossettiego. Pozowała do jego najlepszych obrazów; piękna, uduchowiona, eteryczna. A wreszcie sama zaczęła rysować i będąc samoukiem w ciągu zaledwie dziesięciu lat stworzyła ponad sto obrazów i rysunków.
Nie sposób napisać o wszystkich kobietach z "Uczty bogiń". Wspomnę więc jeszcze o Lee Miller, odważnej top modelki lat 20. XX wieku, która - jak się okazało - poza niezwykłą urodą i talentem do uwodzenia mężczyzn miała też świetne oko fotografika i fotoreportera.
Piękna jest też historia Marie Laurencin, kochanki Apolinnaire'a, która przeszła przez piekło depresji, samotności, odrzucenia, by odnaleźć swoje miejsce w sztuce. "Nazywano ją królową malarstwa, tak jak Colette - królową literatury, a Coco Chanel - mody. W powszechnej pamięci żyje tylko to ostatnie nazwisko. Garsonki i perfumy okazały się trwalsze niż sztuka."
Spotkacie tu także piekną, zmysłową, poszukującą Georgię O'Keeffe, czy nieokiełznaną i przekraczającą artystyczne granice Judy Chicago, której zresztą zawdzięczamy "Dinner Party"...
Dwanaście kobiet. Dwanaście fantastycznych opowieści. O miłości, pasji, sztuce. Naprawdę smakowita to uczta.
Maria Poprzęcka "Uczta bogiń. Kobiety, sztuka i życie", Wydawnictwo Agora, 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz