Dowcipny, stylowy i z charakterem. A przy tym tyleż współczesny, co retro. Taki jest "Ordynat Zaleffski", który ma już we mnie swoją wierną fankę. Doceniam znakomity pomysł na powieść, a właściwie kryminał z lat 20. i jestem pod wrażeniem jego błyskotliwego wykonania. Nie mam pojęcia, kto kryje się pod zgrabnym pseudoninem Gryzelda Chocimirska, ale kimkolwiek jest (a może są?) niewątpliwie podarował czytelnikom kawał fajnej literackiej zabawy.
Troszkę tu i Mniszkównej, i mojego ukochanego Dołęgi-Mostowicza. I, co ważne, to efekt jak najbardziej zamierzony. Można nawet tę książkę potraktować jak pastisz którejś z kultowych powieści międzywojnia, ale sądzę, że byłoby to zbytnie uproszczenie. Ten "Ordynat" ma swój własny styl.
Do rzeczy: Ordynat Ludwik Zaleffski jest przystojny, próżny, inteligentny, leniwy, rozmiłowany w luksusie i pieknych kobietach. Żyje od romansu do romansu, od pojedynku do pojedynku... Jeden z takich pojedynków rozstrzyga się dość nieoczekiwanie: przeciwnik się na niego nie stawia. Wkrótce okazuje się, że niejaki Meinfoff został brutalnie zamordowany w... willi swojej narzeczonej Róży Wąsowicz. Rzecz w tym, że to właśnie o Różę panowie mieli się pojedynkować, więc ordynat Zaleffski jest jednym z podejrzanych.
W Starym Letnisku wrze, morderstwo staje się tematem numer jeden towarzyskich spotkań, plotek, a także "Kroniki Towarzyskiej", której redaktorka nie zostawia na ordynacie suchej nitki. Nie jest mu łatwo, tym bardziej, że przedsiębiorczy wuj, który gwarantuje Ludwikowi wikt i opierunek postanawia skorzystać z okazji i każe mu się żenić z Różą... W geście desperacji (i trochę też znudzenia) ordynat postanawia sam rozwikłać zagadkę morderstwa. Ma nadzieję, że trochę się może rozerwie, a przy tym sam jest ciekaw, kto zamordował...
Bawiłam się przy tej książce znakomicie. Wątek kryminalny, choć potraktowany z przymrużeniem oka, rzeczywiście mnie wciągnął - do końca nie było wiadomo, kto zabił, a kandydatów było wielu. Sylwetki bohaterów zostały perfekcyjnie nakreślone; delikatnie przerysowane (ale bez grubej krechy), charakterystyczne i zapadające w pamięć. Świetne są dialogi; lekkie, dowcipne, inteligentne. Klimat Starego Letniska, którego pierwowzorem stał się przedwojenny Milanówek, znakomicie oddaje willa Wąsowiczów, buduar madame Very, restauracja "Księżycowa", czy bistro "Nasturcja". Aż trudno uwierzyć, że to współczesna, a nie przedwojenna literatura...
Czyta się znakomicie - choć to zabawa i treścią, i formą. Czekam więc na dalszy ciąg miłosno-kryminalnych perypetii ordynata Zaleffskiego. Nie da się go, po prostu, nie lubić.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o Gryzeldzie Chocimirskiej i Starym Letnisku zajrzyjcie TUTAJ
Moja ocena 4,7
Wow zapowiada się ciekawie. Bardziej interesuje mnie wątek historyczny niż kryminalny, ale i tak z chęcią zaopatrzę się w tą książkę :)
OdpowiedzUsuńCzytało się świetnie ;)
Usuń