Nie wiem, czy o gniew w tej książce chodzi, czy bardziej o bezsilność w obliczu przemocy; każdej przemocy. Nie zmienia to faktu, że ważny temat społeczny Miłoszewski ubrał w świetny kryminał, w którym i porządny trup musi być, i nie można doczekać się zakończenia.
Po Sandomierzu (odsyłam do znakomitego "Ziarna prawdy") przyszła pora na Olsztyn. Zimny, jesienny, ponury. Nudny i prowincjonalny. W takich oto okolicznościach przyrody prokurator Teodor Szacki układa sobie życie zawodowe (prokuratura mieści się naprzeciwko jego domu) i prywatne - z nową partnerką i nastoletnią córką z pierwszego związku. Jakoś to wszystko miałkie, nieciekawe, przewidywalne... Do czasu. Z jesiennej apatii Szackiego wyrywa nietypowe śledztwo. Oto w starym poniemieckim bunkrze odnaleziono szkielet, który - jak się szybko okazuje - wcale nie pochodzi z czasów wojny, ale.... zaledwie sprzed kilku dni. A w dodatku jest sprytnie zestawiony z kości różnego pochodzenia.
Prokurator Szacki czuje, że w końcu dostał sprawę na swoją miarę. I angażuje się w nią na sto procent. Lekceważąc przy tym zgłoszenia "mniejszego kalibru", co zresztą srodze się na nim zemści. Tymczasem to, co miało być trudnym, ale ciekawym śledztwem szybko nabiera bardzo osobistego wymiaru. Szacki staje do nierównej walki - przede wszystkim z czasem, który decyduje o życiu lub śmierci. A czytelnik aż przebiera nogami, żeby ten wyścig wreszcie się skończył. Choć zakończenie - muszę was zmartwić - nie przyniesie oczekiwanej ulgi. Raczej gniew, że nie tak to miało być...
W Olsztynie na pisarza chyba nikt się nie pogniewa - niestety, ze
stratą dla jego książki. Nikt też nie wyruszy tropem prokuratora Szackiego, tak
jak to się dzieje w Sandomierzu (czekam na premierę filmu!), bo Olsztyn w "Gniewie"
jest szary, smutny i nie zachęca do niczego, a już na pewno nie do tego, by go bliżej poznać. W końcu dzieją się tu za zamkniętymi drzwiami
rzeczy, o których nikt nie chce wiedzieć, nikt nie chce słyszeć... O których
robi się głośno dopiero wtedy, gdy dochodzi do tragedii. Albo nigdy. Za to jednak, że
Miłoszewskiemu chciało się w tym niewygodnym temacie przemocy szeroko rozumianej
zanurzyć - z korzyścią zresztą dla całej fabuły - wielki szacunek.
Zygmunt Miłoszewski "Gniew", W.A.B., 2014 r.
Mówisz, że nikt w Olsztynie nie pogniewa się na Miłoszewskiego? Nie sądzę, żeby władza go pokochała za tę powieść, zwłaszcza że książka wyszła tuż przed wyborami samorządowymi :) A i wyśmiewanie się z lokalnego patriotyzmu mieszkańców też mu chyba nie przysporzy w mieście fanów, chociaż w tym przypadku trochę złagodził kpinki sceną, w której Szacki broni Olsztyna przed profilerem Klejnockim.
OdpowiedzUsuńKażdą książką Miłoszewskiego biorę w ciemno i tak będzie w tym przypadku. Już nie mogę się doczekać, aż będę mogła się z nią zapoznać. Podoba mi się to, że autor obiera różne miasta w naszym kraju, gdzie prowadzi akcje swoich książek :)
OdpowiedzUsuńna pewno zajrzę do tej książki :) słyszałem same dobre recenzje tej, jak i pozostałych książek tego autora
OdpowiedzUsuńbardzo chcę ją przeczytać...
OdpowiedzUsuń