"Lincoln" nie dostał co prawda Oscara, ale jeśli film jest tak samo dobry jak książka, to na pewno wybiorę się do kina. Tymczasem mam za sobą lekturę "Zabić Lincolna"; fascynującego thrillera, który z wielką przenikliwością pokazuje społeczne i polityczne tło zamachu na prezydenta Abrahama Lincolna. Jest napięcie, intryga i dramatyczny finał - czyli to wszystko, czego trzeba, żeby uznać lekturę za udaną.
Zabójstwo Abrahama Lincolna doczekało się naprawdę rzetelnej, a przy okazji fascynującej pod względem fabularnym książki. Napięcie budowane jest od pierwszych stron; 4 marca 1865 roku Lincoln staje przed pięćdziesięciotysięcznym tłumem i składa przysięgę rozpoczynającą jego drugą kadencję. Wzywa do ponownego zjednoczenia Ameryki. Nie wie - choć w jakiś sposób przeczuwa - że zostało mu zaledwie sześć tygodni życia, a człowiek, który dokona na niego zamachu znajduje się na wyciągnięcie ręki. To John Wilkes Booth, młody, uznany aktor dramatyczny. Podczas przemówienia prezydenta dojrzewa w nim nienawiść i myśl, która stanie się odtąd jego obsesją: Zabić Lincolna. Nie spocznie, dokąd nie wprowadzi jej w czyn.
Odtąd fabuła prowadzona jest tak, by możliwie dokładnie odtworzyć ostatnie tygodnie życia Abrahama Lincolna; zarówno w kontekście jego politycznej aktywności, jak i życia rodzinnego. To fascynujący portret - widzimy człowieka charyzmatycznego i poświęconego Ameryce. Mądrego i odważnego prezydenta. Ale też kochającego męża, ojca, lojalnego przyjaciela.
Równolegle poznajemy Johna Bootha; przystojnego, uwodzicielskiego, próżnego mężczyznę. Człowieka, który zwykł manipulowac innymi i podporządkowywać ich do swoich celów. Aktora, któremu nie wystarcza już sceniczny poklask i uwielbienie kobiet. Teraz chce przejść do historii Ameryki, jako jej wybawca i narodowy bohater. Kieruje nim tak samo fanatyczna nienawiść do Lincolna i prowadzonej przez niego polityki zjednoczenia, co żądza osobisej sławy. Nie wystarczy mu samo zabicie prezydenta, ale pragnie to zrobić w teatralnym stylu - na oczach widowni. Tak, by wszyscy wiedzieli, że to on - John Booth - dokonał tego "wielkiego" czynu.
Przygotowania do zamachu i okoliczności, które temu towarzyszą pokazane są w książce niezwykle precyzyjnie i szczegółowo, niemal co do godziny. Towarzyszą mu barwnie i wnikliwie nakreślone portrety wspólników zamachowca, ale też współpracowników Lincolna i jego rodziny. Poznajemy więc dwie strony dramatu, który ma się za moment rozegrać - i tym bardziej wczuwamy się w fatalizm całej sytuacji.
Sam moment zamachu to kulminacja niewiarygodnego spektaklu, który rzeczywiście rozgrywa się na oczach publiczności. Jest tak, jak Booth sobie zamarzył: teatr, scena, widownia i on - człowiek, który z zimną krwią morduje prezydenta i obwieszcza to wszem i wobec.
Napięcie sięga zenitu, by wcale nie opaść na kolejnych stronach książki. Mamy bowiem zaraz brawurową ucieczkę rodem z najlepszego kina sensacji, spektakularny pościg i wreszcie ukaranie winnych, które także przybiera postać spektaklu. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie; aż trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę, że to faktycznie historia Stanów Zjednoczonych. I wcale się nie dziwię, że doczekała się ona książkowej i filmowej wersji.
Ale "Zabić Lincolna" to nie tylko historia i polityka. To pasjonująca opowieść o ludziach wybitnych i szalonych, bohaterach i fanatykach. Opowieść o wielkich namiętnościach, niebezpiecznych uprzedzeniach i obsesjach. To wreszcie znakomity dokument, kryminał i powieść sensacyjna w jednym.
Zdecydowanie polecam.
Bill O'Reilly, Martin Dugard "Zabić Lincolna", Wydawnictwo Pascal, 2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz