Zaczyna się jak u Hitchcoca - od trzęsienia ziemi. Skromna, ale ambitna maszynistka Elisabeth Dobson marząca o karierze urzędniczki musi nagle pożegnać się z posadą. Pożegnać to zresztą bardzo delikatnie powiedziane, gdyż dziewczyna w atmosferze skandalu wylatuje z pracy. Bez referencji, za to z ciągnącą się za nią opinią "łatwej", skłonnej do romansów, sprytnej panny, zdolnej do wszystkiego, by osiągnąć swój cel. Rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. To Betsey jest ofiarą; przebiegłego, interesownego partnera, przez którego traci pracę i swoich przełożonych. W dodatku nie ma grosza przy duszy i nie może już liczyć na rodzinę.
Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę. Bez biletu, za to z kanarkiem w klatce, wyrusza w podróż po lepszą przyszłość. A ta ma być daleko od Londynu, w nadmorskiej miejscowości Idensea. Tu Betsey miała obiecaną nową posadę. Ale wszystko się zmieniło; dziewczyna nie ma świadectwa pracy, referencji, a jej przyjazd do miasta odbywa się w atmosferze lekkiego skandalu.
A jednak się udaje. Skromna maszynistka zostaje menedżerką wyjazdów turystycznych. I trudno tu mówić o przypadku; od początku sprzyja jej John Jones, inżynier, który także pracuje dla kurortu. Tych dwoje łączy początkowo praca, a z czasem... coś znacznie więcej. Emocje narastają z każdą stroną i jest to swoista sinusoida. Po każdym zdarzeniu które zbliża do siebie Betsey i Johna, następuje coś, co zdaje się przekreślać uczucie, które rodzi się między nimi. Niekorzystne zbiegi okoliczności, byli partnerzy, ludzka zawiść... Ale to tylko podnosi temperaturę opowieści, która konsekwentnie zmierza w jednym kierunku. Tu musi być happy end!
Ale w tym klasycznym romansie ważna jest tyleż miłość, co klimat społeczno-obyczajowy, w którym autorka osadziła swoją opowieść. A także jej bohaterka; charyzmatyczna, niepokorna, wyłamująca się ze schematu angielskiej damy XIX wieku. Taka kobieta jak Betsey; żyjąca pod prąd, walcząca o swoją pozycję w pracy i związku nie ma łatwego życia. I musi mieć godnego siebie partnera - a o takiego w tym czasie i miejscu naprawdę trudno.
W świecie pokazanym przez Alison Atlee rządzą schematy i uprzedzenia. Rządzą mężczyźni. Trzeba niezwykłej siły charakteru i osobowości, by będąc kobietą coś w tym świecie osiągnąć; samej, bez pomocy mężczyzn. W "Miłości pisanej na maszynie" ów feministyczny element wyraźnie jest podkreślony - z korzyścią dla fabuły, która przestaje być wyłącznie ładną historią miłośną, a staje się ciekawą opowieścią obyczajową. I dlatego polecam z pełnym przekonaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz