"Drogi Przyjacielu.." - tak zaczyna każdy swój wpis Charlie, młody chłopak, który nie bardzo radzi sobie z życiem. A właściwie nie radzi sobie z nim w ogóle. Ani w rodzinie, ani w szkole. Kiedyś powiedzielibyśmy, że "odstaje", że jest "wyobcowany". A tak naprawdę - czy wczoraj, czy dziś - chodzi o to, że drażni go powierzchowność, pozoranctwo, że nie potrafi dostosować się do grupy, która narzuca swoje zdanie, swój styl. Że nie chce się do tej grupy dostosować, bo ma inne spojrzenie na życie. A przynajmniej próbuje żyć inaczej.
"Chcę wiedzieć, czy jest na świecie ktoś, kto umie słuchać i rozumie innych, i nie przesypia się z dziewczynami, mimo że by mógł. Chcę wiedzieć, że tacy ludzie istnieją" - pisze Charlie.
Ale - nie myślcie sobie - to nie jest grzeczna książka, wpisująca się w naszą obyczajową poprawność. Charlie nie szczędzi nam pikantnych szczegółów z życia swojego rodzeństwa, znajomych, przyjaciół. To mocne, chwilami drastyczne sceny. Jest seks, są narkotyki, przemoc... Czego tu, tak naprawdę, nie ma?
Ale im bardziej trudne są relacje Charliego ze środowiskiem, im bardziej pokręcony jest obraz tego środowiska, tym bardziej widzimy wrażliwość chłopaka, jego empatię, a przy tym świetny zmysł obserwacji. Mamy znakomity ogląd rodziny Charliego, bliższych i dalszych kolegów, rodzin kolegów, przyjacioł itd, itd... I widzimy, jak to wszystko, co się nimi dzieje jest poplątane, a chwilami, po prostu bezmyślne, powierzchowne, głupie. Jak ciężko nie poddać się presji grupy.
Ta książka wciąga - przepraszam za porównanie - trochę jak bagno. Już nie chcesz jej dalej czytać, bo czujesz się wystarczająco zdołowany i "wybrudzony", ale brniesz dalej - wbrew swojej woli.
To nie są, co prawda "My, dzieci z dworca ZOO" (kiedyś rewolucja - dziś swego rodzaju klasyka, polecam tym, którzy nie czytali, wydawcy niech zaś myślą o wznowieniach), ale zawsze to jakiś przebłysk nadziei w dzisiejszej komercji pełnej tandety i bezmyślności.
Stephen Chbosky "Charlie", Wyd. Remi, 2012 r.
Moja ocena 4,5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz