wtorek, 13 listopada 2012

Wiktor Jerofiejew "Dobry Stalin"

To proza z najwyższej półki. Mocna, inteligentna, szczera. Napisana wyśmienitym językiem, z dużym literackim wyczuciem. O stalinowskich czasach autor opowiada z pozycji tych "uprzywilejowanych". Opowiada przewrotnie, autoironicznie. Ale nic tu nie jest uproszczone, spłaszczone, przemilczane. Wręcz przeciwnie. A im bardziej jesteśmy po "tamtej" stronie, tym efekt jest mocniejszy.

Ale "Dobry Stalin" z polityką ma tyle wspólnego, na ile polityka wpłyneła na życie autora i jego rodziny. To książka tak autobiograficzna, jak tylko być może; osobista, intymna, szczera. I choć autor zaznacza na wstępie, że wszystkie postaci są wymyślone "nie wyłączając autentycznych i samego autora", to jest to tak samo przewrotne i prowokacyjne jak tytuł książki.

Wiktor Jerofiejew wychował się w rodzinie radzieckiego dyplomaty. Jego ojciec, świetnie wykształcony, znający języki, a przede wszystkim oddany sprawie i wodzowi, robił błyskotliwą karierę pod okiem samego Stalina. Najpierw jako jego osobisty tłumacz, a wreszcie jako attache kulturalny we Francji. Znakomicie odnalazł się "na salonach" ambasadorów; podobnie zresztą jak cała rodzina Jerofiejewów. Elegancja, komfort, wygoda, dostatek okazały się tym, do czego bardzo szybko przywykli. Jakby nie urodzili się w Rosji...

Te dwa światy; surowego komunizmu i zachodniego sznytu, w których przyszło dorastać Wiktorowi, rewelacyjnie zestawia on ze sobą w ksiażce. I to na wielu płaszczyznach; kulturowej, cywilizacyjnej, obyczajowej. To zestawienie mocne, szokujące nawet - i o to autorowi chodziło. Począwszy od pogody ("Podobał mi sie grudzień w którym kwitły kwiaty"), przez sposób bycia ("Mama młodnieje w oczach, włosy jej się kręcą. W nowych zapachach pojawiła się jakaś delikatna, nierosyjska obcość. Jej zadaniem jest ładnie się ubierać, chodzić na przyjęcia"), wygląd ("Tata zakłada koszulę z krótkim rękawem - w wolne dni na modłę francuską nie wpuszcza jej w spodnie"), aż po jedzenie ("Mama zajada się ślimakami i klasyczną zupą cebulową, lubi ostrygi. (...) Rodzice brzydzili się rosyjskim chamstwem, nie chodzili do rosyjskich knajp - dopiero we Francji zauważyli, że na świecie istnieje coś takiego jak restauracja").

Wszystko jest nowe, fascynujące i... w jakiś sposób naturalne. Mało w tym polityki. Jeśli już, to nie ma ona nic wspólnego ze stalinowskim reżimem, którego ofiarą padło tysiące ludzi. To polityka świata dyplomacji, wyższych sfer; elegancka, wytworna, wygodna. "To jasne, że mój tata był prawdziwym komunistycznym terrorystą. Marzył, zeby Francją rządzili komuniści, żeby powstała Francuska Republika Socjalistyczna. Wątpię, żeby chciał pozbawić Francuzów pomarańcz i wina, stworzyć kolejki po camembert i mleko. Tego wyobraźnia taty nie obejmowała" 

A jednak na bezwzględną politykę przyjdzie w tej książce czas. I, paradoksalnie, jej ofiarami padną obaj; ojciec i syn. "W końcu zabiłem swojego ojca" - pisze Jerofiejew. I mowa tu o swego rodzaju śmierci cywilnej. W 1979 roku ojciec Wiktora zostaje nagle odwołany z placówki dyplomatycznej w Wiedniu. Powodem jest literacka aktywność syna, który wydaje w podziemnym obiegu almanach "Metropol". Publikują w nim artyści wyjątkowo nielubiani przez władzę, a oliwy do ognia dolewa sam młody pisarz Jerofiejew. Kariera jego ojca zostaje przerwana w jednej chwili. Obaj dostają twarde ultimatum: albo Wiktor złoży samokrytykę, albo o powrocie ojca do dyplomacji, a nawet jakiejkolwiek pracy mogą zapomnieć.

Ta dramatyczna sytuacja okazuje się najważniejszą życiową próbą i swego rodzaju oczyszczeniem w skomplikowanej relacji ojciec-syn. A także punktem kulminacyjnym rodzinnej historii, w której ojciec Wiktora gra rolę "dobrego Stalina", a matką jest Rosja. Okazuje się, że i ta historia może mieć happy end. O ile jej autorem jest tak znakomity pisarz jak Wiktor Jerofiejew, który nie oszczędza w niej ani siebie, ani swoich bliskich. Ale wszystko tu czemuś służy. I zostaje w pamięci. Na zawsze już zapamiętam brawurową scenę jego inicjacji seksualnej podczas zbiorowej kąpieli z rosyjską niańką i dyrektorką szkoły, w której mały Wiktor pada ofiarą temperamentu kobiet. Wyjątkowe są polskie wspomnienia pisarza, który - zdaniem swoich rodziców - popełnił mezalians żeniąc się z Wiesławą, córką polskiego kucharza i bufetowej...

Takich scen, dygresji, anegdot jest w tej książce znacznie więcej. Zabawnych, ironicznych, ale równocześnie głębokich, ważnych, istotnych. Po coś. I myślę, że wielką sztuką jest tak pokazać historię swojego kraju - tę najtrudniejszą w szczególności - by miała ona ludzką twarz. Jerofiejew - tyleż rosyjski, co francuski -  potrafi to zrobić jak nikt inny.

Mocna, dobra, prawdziwa literatura. Z najwyższej półki.

Wiktor Jerofiejew "Dobry Stalin", przełożyła Agnieszka Lubomira Piotrowska, Czytelnik, II wydanie, 2012 r.

2 komentarze:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...